środa, 26 lutego 2014

RENESANS WHISKY Z CAMPBELTOWN?

            "W świecie szkockiej whisky single malt znawcy tematu wyróżniają pewien niewielki obszarowo region, któremu należą się słowa uznania, choćby za zdolność przetrwania - szczególnie czasów, kiedy to jedynie koniuszki palców odpowiadały za kurczowe trzymanie się przy powierzchni rynkowej wydolności. Mowa o Campbeltown, któremu wciąż nie można odmówić wizerunku regionu produkcji whisky obdarzonego swoją własną, niezmienioną od lat tożsamością. Campbeltown, to miasto zamieszkiwane przez twórców wody życia, którzy wzloty i upadki destylarnianych fortun widzieli bez mała równie często, co prądy wody, zasilające znajdujące się na półwyspie Kintyre jezioro o znajomo brzmiącej nazwie Campbeltown. Szczerze mówiąc, przez większy okres minionego wieku, można tam było zanotować więcej upadków niż wzlotów. Jednak destylatorzy z Campbeltown nie powiedzieli jeszcze swojego ostatniego słowa.
Zmienność losu
            Mimo tego, że dziś w Campbeltown czynne są zaledwie trzy destylarnie, destylacja whisky miała tu miejsce w aż 35 rozmieszczonych okolicznie manufakturach. O jednej z nich pierwsze pisemne wzmianki wspominały już w roku 1591. Historycznie półwysep Kintyre cieszył się wątpliwą sławą regionu, w którym intensywnie uprawiano nielegalną destylację. Oczywiście i tu w końcu obowiązek legalizacji działalności destylacyjnej wszedł śmiało w życie. Sprzyjało temu zjawisko rozrastania się miejskiego krajobrazu industrialnego chłonącego whisky, jak gąbka. Mam tu na myśli szczególnie zachodnią część Szkocji, gdzie rynek jawił się gotowym na przyjęcie whisky z Campbeltown, szczególnie w obliczu skracającego dystans transportu morskiego.
            W 1885 roku pisarz Alfred Barnard, pracując nad swoją książką „Whisky Distilleries of the United Kingdom”, przybył z wizytą do Campbeltown. Zdołał odwiedzić tam w sumie ponad 21 destylarni, co skłoniło go do określenia Campbeltown „Miastem Whisky”. Wśród destylarni, które odwiedził wówczas Barnard, znalazły się takie, jak Springbank (którego początki sięgają 1828 roku) oraz Glen Scotia (założona w 1832 roku). Obie te destylarnie powstały w czasach swoistego boomu na budowanie nowych destylarni, który stał się w sumie źródłem aż 24 całkowicie nowych inwestycji, jakie powstały na terenie Campbeltown w latach 1823-1835.
            Wkrótce potem, jak to często bywa w destylacyjnym biznesie, boom został zastąpiony szeregiem bankructw, co już w 1925 roku skutkowało pozostaniem przy życiu ledwie 12 destylarni. Jednak to nie był koniec destylacyjnego krachu w tym regionie. Dziesięć lat później, w 1935 roku, na horyzoncie wciąż destylujących zakładów pozostały tylko dwa wspomniane wyżej – Springbank i Glen Scotia, którym i tak nie były obce okresy studzenia alembików.
            Podsumowując ten bieg zdarzeń można by powiedzieć, że Campbeltown w pewnym sensie stało się ofiarą własnego sukcesu. W obliczu dużego popytu (szczególnie ze strony kompanii zajmujących się produkcją blended whisky) część tamtejszych destylarni zaczęła produkować gorszej jakości destylaty, zbyt szybko destylowane i niezbyt dokładnie oczyszczone. Na domiar złego destylaty te pakowano do beczek, oględnie mówiąc, nienajwyższej jakości. W efekcie do charakterystycznej torfowej whisky z Campbeltown coraz powszechniej przyklejała się etykietka trunku o kiepskiej reputacji. Nierzadko notowano wręcz zwroty zamówionych destylatów, określanych przez niezadowolonych odbiorców mianem „śmierdzącej ryby”.
            Kolejnym gwoździem do trumny dla tamtejszej whisky jawiła się narodowa prohibicja w Stanach Zjednoczonych (1919-1933). Trzeba przyznać, że eksport whisky z Campbeltown do USA do tego czasu miał się naprawdę nieźle, a brak zamówień zza oceanu mocno nadszarpnął budżetami destylarnianych spółek. To jednak nie był jeszcze koniec ich kłopotów. Dodatkowym czynnikiem uśmiercającym whisky-biznes w Campbeltown okazało się zamknięcie w 1923 roku lokalnej kopalni węgla Drumlemble. To oznaczało dla destylatorów koniec dostępu do stosunkowo taniego paliwa.

            Jednak, pomimo tych wszystkich opisanych przeze mnie kłopotów, prawdopodobnie najbardziej niszczącym tutejszy whisky-biznes ciosem okazało się przekierowanie swych preferencji przez kompanie blendingowe w stronę nieco bardziej wyrafinowanych i mniej intensywnych w palecie destylatów ze Speyside. W efekcie niedawne jeszcze „miasto whisky” stawało się ledwie wyczuwalnym duchem swej idącej w niepamięć świetności. I tylko nad Sprongbankiem i Glen Scotią snuła się z przerwami smuga dymu ogłaszająca, że jeszcze nie wszystkie destylarnie z Campbeltown umarły......."
Choć moim tematem przewodnim na łamach miesięcznika Rynki Alkoholowe jest american whiskey (na czele z bourbonem, rzecz jasna), to od czasu do czasu pokuszę się o napisanie tekstu dotyczącego whisky z innych rejonów świata. Tym razem, czyli w lutowym numerze RA, znajdziecie artykuł poświęcony szkockiej whisky single malt z regionu Campbeltown. Wyżej zamieszczam jedynie fragment tego artykułu, jak zawsze do przeczytania całości zapraszając Was już na łamy wspomnianego pisma.
Miłej lektury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz