czwartek, 29 listopada 2012

JACK DANIELS WHITE RABBIT - OFICJALNE MATERIAŁY PROMOCYJNE

Właśnie dotarły do mnie oficjalne materiały promocyjne dotyczące najnowszej edycji limitowanej JD White Rabbit Saloon, o której pisałem w październiku tutaj. Dziś chcę się z Wami podzielić widokiem kilku fotek i filmem reklamowym, który ma kusić polskiego klienta. Wystarczy kliknąć tutaj.


wtorek, 27 listopada 2012

7. EDYCJA SINGLE OAK PROJECT

W listopadzie na rynek (amerykański) weszła właśnie siódma już odsłona wielkiego projektu Buffalo Trace Distillery, znanego pod nazwą Single Oak Project (SOP). Jak zawsze edycję stanowi 8 butelek w skrzynce, każda o pojemności 375ml. Jak zwykle też wszystkie bourbon whiskey SOP zróżnicowane są pod kątem 3 zmiennych, identyczne mając pozostałe 4 aspekty produkcji. Tym razem wszystkie beczki leżakowane były w tym samym magazynie K, który charakteryzuje się obecnością drewnianych pięter. We wszystkich beczkach znajdował się destylat rozlany do nich z zawartością alkoholu (entry proof) 105 proof (52,5%). Wszystkie beczki zostały złożone z klepek pochodzących z tej samej sekcji pnia, niestety producent nie podaje, o którą sekcję chodzi (górną czy dolną). Jedyną pewną informacją co do samych beczek jest fakt, że wypalono je wszystkie od środka stopniem wypalenia #3. 
Co do różnic, to tym razem smukłe flaszki zawierają bourbon whiskey różniące się takimi parametrami, jak:
1. Czas sezonowania drewna dębowego (6 miesięcy i 12 miesięcy)
2. Grubość słoi drewna (wąskie - tight, średnie - average oraz szerokie - coarse)
3. Receptura zacieru (bourbon żytni - rye recipe oraz bourbon pszeniczny - wheat recipe)
Dodam na koniec, że magazyn leżakowy K należy do magazynów, w których piętra są wykonane wewnątrz budynku z desek drewnianych. W ostatniej 6. edycji do leżakowania beczek przeznaczono magazyn leżakowy L czyli 5-piętrowy magazyn zbudowany z cegły, o tzw. konkretnych piętrach (czyli każde piętro stanowi tu osobną, wymurowaną kondygnację). 
Wszystkich zainteresowanych Single Oak Project odsyłam między innymi na stronę SOP czyli tutaj

środa, 21 listopada 2012

FINISZOWANIE - CZYLI WHISKY Z POSMAKIEM

"Kieliszek wina czy szklaneczkę whisky? A może oba te trunki w jednym szkle! Coraz więcej destylarni coraz częściej oferuje swoim klientom specyficzne połączenie whisky i wina. Dzieje się to poprzez krótkotrwałe przetrzymywanie dojrzałej wody życia w beczkach, w których wcześniej leżakowano wino. W efekcie tego mariażu powstaje trunek, który jest czymś więcej niż whisky; trunek o z reguły intensywniejszej barwie, w bukiecie i smaku oferujący degustatorom coś więcej, coś extra… Finiszowanie, bo tak zwie się potocznie ten zabieg, zdobywa coraz większą rzeszę destylatorów, dających podczas tego procesu upust swoim wyobrażeniom. I doprawdy nie dotyczy to wyłącznie whisky finiszowanej wyłącznie w beczkach po winie. Proceder ten zatacza znacznie szersze kręgi.
            Czym w istocie jest finiszowanie? Po pierwsze należy dysponować odpowiednio wyleżakowanym destylatem. Specjalnie użyłem tu określenia „odpowiednio”, gdyż w różnych przypadkach może to różne destylaty oznaczać. Raz jest to użycie destylatu, który pierwotnie selekcjonowany jest do „normalnej” edycji. Tak było chociażby w przypadku Wild Turkey, którego 10-letnie destylaty, zwyczajowo przeznaczane do edycji small batch bourbon whiskey zwanej Russell’s Reserve, zostały użyte do finiszowego leżakowania w beczkach po Sherry Oloroso. Innym razem jest to leżakowanie whiskey wyłącznie w celu jej późniejszego finiszowania. Tak było na przykład z ekskluzywnym bourbonem Parker’s Heritage Collection Cognac Finished, którego po stosownej maturacji w magazynach leżakowych Heaven Hill poddano finiszowemu leżakowaniu w beczkach po koniaku Frapin.
            Po drugie należy pozyskać opróżnione beczki, w których wcześniej leżakował stosowny trunek (wino, koniak czy inny alkohol). Trzecim krokiem jest przelanie partii wyleżakowanego destylatu do w/w beczek i poddanie go ostatecznemu leżakowaniu na okres z reguły nieprzekraczający kilku miesięcy. Efekt, jaki chcą takim zabiegiem uzyskać destylatorzy, oparty jest na fakcie, iż opróżniona beczka, powiedzmy po winie, zawiera w swym drewnie dość znaczne pokłady tego trunku. Dodatkowe finiszowanie na przykład whiskey ma więc wzbogacić jej paletę aromatyczno-smakową o pakiet dodatkowych elementów, pochodzące tak z alkoholu przetrzymywanego wcześniej w danej beczce, jak i z jej przesyconego tymże alkoholem drewna. Nieobojętny na opisywane tu traktowanie jest też i kolor finiszowanej whiskey, szczególnie jeśli chodzi o beczki po wzmacnianych winach typu sherry czy porto. Ostatnio cennymi nabytkami okazują się też klasyczne wina, jak Chardonnay, Cabernet czy Zinfandel.
            Ponieważ finiszowane whiskey znajdują sobie na światowych rynkach coraz to więcej fanów, wiele destylarni podejmuje wyzwanie i coraz śmielej eksperymentuje z zabiegiem dodatkowej maturacji w „obcych” beczkach, doskonaląc ją w coraz większym stopniu. Jednak należy tu podkreślić, że z technicznego punktu widzenia tzw. finiszowanie nie jest w żadnym razie nowym odkryciem. Bynajmniej, trzeba by owe finiszowanie uznać za działanie w swej istocie dość wiekowe. „Beczki po winie były dość powszechnymi beczkami z wyboru już na przełomie XIX i XX wieku.” – mówi John Campbell, manager Laphroaig Distillery, który sam używał beczek po sherry oloroso do finiszowanie swojej whisky Laphroaig 25YO – „Używamy innych beczek wtedy, gdy poszukujemy czegoś specjalnego, innego od normalności.” I tak na przykład beczki po sherry od siostrzanej firmy Harvey zostały użyte do wzbogacenia i tak mocno charakterystycznej palety tej whisky z Islay o akcenty „świątecznego ciasta”, wśród których na czoło miałyby wysuwać się nuty rodzynek, cynamonu i suszonych moreli........" 
Przeczytaliście właśnie fragment mojego najnowszego artykułu, który ukaże się na dniach w listopadowym numerze miesięcznika Rynki Alkoholowe. Tym razem, jak można się zorientować, poruszam w nim problematykę finiszowego leżakowania whiskey (oraz innych alkoholi mocnych) tak pod względem technicznym, marketingowym, jak i doznaniowym. Ponieważ temat finiszowania, szczególnie w świecie american whiskey, jest nader aktualny, z pewnością będę go poruszał w przyszłości (być może już w Rynkach Alkoholowych, które ukażą się za miesiąc, czyli w grudniu). Póki co zapraszam do lektury całego mojego tekstu w bieżącym wydaniu RA, które już tuż tuż...

czwartek, 8 listopada 2012

ANGEL'S ENVY - BOURBON FINISZOWANY W BECZKACH PO PORTO

Angels Envy Bourbon - jest to bourbon whiskey, która po 5 latach spędzonych w nowej, wypalanej od środka dębowej beczce została przelana na 6 mcy do beczek po porto. Zabiegu selekcji whiskey i beczek do finiszowania oraz samego dodatkowego leżakowania dokonał Lincoln Henderson - emerytowany już wieloletni master distiller Brown-Forman Distillery i (co za tym poszło) Woodford Reserve Distillery. Obecnie Lincoln wraz ze swoim synem rozkręcają własny whiskey-biznes pod nazwą Louisville Distilling Company. Na razie nie destylują, tylko kupują destylaty od innych producentów, ale z tego co wiem, szykują się właśnie do rozpoczęcia własnej destylacji.
Co do samej whiskey i doznań z jej degustacji - niestety generalne rozczarowanie. To bourbon whiskey zdecydowanie nie warta swej dość wysokiej ceny. Bukiet płaski. Paleta smakowa z przewagą tonów zbożowych, niezwykle podobny do młodych bourbon whiskey od Buffalo Trace (czyżby stamtąd pochodziły destylaty?) i (dla mnie) niezbyt przyjemnych. Niuanse porto ledwo wyczuwalne tak w smaku, jak i finiszu. Wrażenie ogólne o wątpliwym entuzjaźmie. Myślę, że whiskey ta jest mimo wszystko za młoda do finiszowania w beczce po czymkolwiek - porażka!!! Za podobne pieniądze lepiej kupić Bookersa - czeka tam symfonia wszelakich doznań.

czwartek, 1 listopada 2012

ALCHEMIST - CZYLI SZKOCKI BOURBON!

Od razu przyznam się do małej prowokacji zawartej w tytule tego posta, ale zaraz wszystko wyjaśnię.
W USA, tak jak w Szkocji, działa szereg firm, które sprzedają whisky sami jej nie produkując. Mówię tu o niezależnych dystrybutorach, tudzież niezależnych formach butelkujących, zwanych Independent Bottlers (lub Non-Distiller Producers). Firmy takie skupują beczki whisky na wolnym rynku lub bezpośrednio od destylarni i następnie butelkują tak zdobytą wodę życia pod swoją marką. W sumie nie jest to zdrożny proceder i nic złego w nim nie ma. Często taka firma miesza zdobyte od kilku destylarni whisky według własnego klucza uzyskując tym niepowtarzalną paletę. Innym razem whisky od niezależnego producenta bywa rozlana bez jakiegokolwiek mieszania, wprost z pojedynczej beczki, jako tzw. single cask (single barrel).
Choć mogę wymieniać tu jeszcze więcej aspektów dotyczących praktyk stosowanych przez Independent Bottlers, to będą one raczej wspólne dla takich firm w USA i Szkocji. Jednak różnią się one znacznie podejściem do jednej kwestii na pewno - tak, jak w Szkocji niezależni dystrybutorzy z natury nie ukrywają przed konsumentem źródła swojej whisky (podając po prostu na etykiecie nazwę destylarni, z której dana whisky pochodzi), tak w USA nagminną praktyką jest skrzętne ukrywanie prawdziwego źródła destylatu. Co więcej, często zdarza się, że taki amerykański dystrybutor konsekwentnie, choć nieudolnie próbuje wmówić konsumentowi, że sam jest producentem whisky, którą jedynie pod własnym szyldem butelkuje. No bo czyż można brać poważnie deklaracje produkowania przez pewną "mikrodestylarnię" 3-letniej bourbon czy rye whisky wiedząc, że licencję na destylację firma ma od góra pół roku! Czyżby cud? :)
Wracając jednak do mojej tytułowej prowokacji. Otóż z rzadka jeszcze, ale (jak jawi mi się w wizjach:) w przyszłości coraz częściej, bourbon whiskey interesują się również Independent Bottlers z Europy. Jakiś czas temu znany entuzjastom szkockich maltów Ian MacLeod Distillers Ltd. wypuścił na rynek 13-letnią bourbon whiskey w wersji single barrel (z pojedynczej beczki). Pochodząca z Barton Brands (obecnie Barton 1792 Distillery) whiskey nazywała się Two Bobs i była rozlana bez uprzedniego rozcieńczania i filtrowania.
Od tamtej pory raczej cisza zapanowała na polu niezależnego rozlewania amerykańskiej whiskey na ziemi szkockiej. Aż tu doszły mnie słuchy, że w mijającym już powoli roku 2012 seria niezależnych butelkowań whisky "Alchemist", wśród których z łatwością znaleźć można malty z Highland Park, Springbank czy The Macallan, wzbogaciłą się o bourbon whiskey z Heaven Hill Distilleries. Twórcą serii Alchemist jest szkocki independent bottler - Alchemy Beverage. Firmę założył Gordon Wright, współzałożyciel Murray McDavid.
Alchemist Heaven Hill Aged 12 Years (bo tak nazywa się opisywana tu bourbon whiskey), to whiskey wydestylowana  w 1999 roku przez... no właśnie. Przyznam, że nie dałbym sobie uciąć żadnego z członków, aby potwierdzić, że whiskey tę wydestylowała Heaven Hill. Mówię to dlatego, że od 1997 do praktycznie 2000 roku whiskey dla HH destylował Jim Beam i Brown Forman (oczywiście niejednocześnie). Było tak dlatego, że pod koniec 1996 roku macierzysta destylarnia HH w Bardstown doszczętnie spłonęła, zaś zakontraktowane whiskey dla HH od tamtej pory destylowały wspomniane przeze mnie zaprzyjaźnione destylarnie (i to w tej kolejności). W 1999 HH kupiła od Diageo Bernheim Distillery w Louisville, w której destyluje do dziś. Jednak zanim HH dostosowała Bernheim do swoich potrzeb, minął rok. Podobno HH pod koniec 1999 wykonywało już próbne destylacje, jednak wciąż odbierało licencyjnie wyprodukowaną dla niej whiskey od Brown Forman. Czy zatem Alchemist Heaven Hill Aged 12 Years, to rzeczywiście whiskey wydestylowana przez Heaven Hill, czy tylko kupiona od niej w 2011 roku (po 12 latach leżakowania mimo wszystko w magazynach HH)?
Wiadomo na pewno, że whiskey ta ma zawartość alkoholu na poziomie 92 proof (46%) i kosztuje w USA około 90$ (taki import zwrotny...). W Europie można upolować tę whiskey w cenie około 60 funtów. W sumie ciekawa propozycja, bo w swej konfekcji niecodzienna. Jednak można spokojnie kupić 12-letniego Elijaha Craiga, który jest oryginalną bourbon whiskey z Heaven Hill Distilleries, w cenie około 25 funtów, a w Polsce za ok. 150 zł. I to naprawdę niezła whiskey. Jeśli więc mam radzić, Elijaha Craiga państwo raczej sobie kupcie :)