czwartek, 30 października 2014

NOWE SZATY DLA RUSSELLLS RESERVE

Kiedy w 2000 roku pojawiał się pierwszy bourbon Wild Turkey Russellls Reserve, wzbudził on wiele emocji. Był to limitowany bourbon 10-letni z klasyczną do niedawna dla Wild Turkey zawartością alkoholu 101 proof (50,5%) i oceniano go, jako jeden z najlepszych produktów destylarni. Wyglądał tak:
W 2005 roku Russells Reserve 10YO przeszedł gruntowną metamorfozę. Przede wszystkim zmieniono mu konfekcję. Butelka stała się bardziej pękata, no i etykietki zmieniły całkowicie sówj wygląd. Przede wszystkim zniknęły z nich wyrazy Wild Turkey. Od teraz Russells Reserve stanowić miał samodzielną markę słynnej destylarni. Jednak nie to dla konsumenta (i miłośnika whiskey z Wild Turkey) okazało się zmianą najważniejszą. Niestety (i piszę to z pełna odpowiedzialnością) zmieniono w tej bourbon whiskey zawartość alkoholu ze 101 proof na 90 proof (45%). Decyzja ta okazała się znamienna w skutkach dla palety znakomitego RR z lat 2000-2005. Kto ceni sobie whiskey z Wild Turkey, wie o czym mówię. To niby tylko kilka % mniej, ale w odczuciach oznacza znacznie mniej doznań - niestety.
Druga odmiana RR 10Y0 nie egzystowała zbyt długo. Już w 2008 pojawiła się trzecia odsłona tego bourbona. Wielu oczekiwało powrotu do formy z początku millenium, ale się nie doczekało. Zmieniono etykiety i... nic więcej:
W tak zwanym międzyczasie rodzinę samodzielnej marki Russelle Reserve w palecie oferty Wild Turkey Distillery wzbogaciły dwie whiskey:
* RR Rye 6YO
* RR Single Barrel
Obie w kwestii konfekcji oczywiście nawiązywały jako żywo do formy RR 10YO nr 3.
Ale oto całkiem niedawno świat american whiskey obiegła plotka, że coś w rodzinie RR znów ma drgnąć. Plotki te zdają się potwierdzać i nabierają realnego kształtu. Oto, drodzy fani bourbon i marki RR, znów ma się zmienić konfekcja i nic poza tym. Wild Turkey przedstawił póki co wzory nowych etykiet. Oto one:
* RR 10YO:
* RR Rye 6YO:
* RR Single Barrel:
Kształtu butelki jeszcze nie potwierdzono, choć można przypuszczać, że ten się nie zmieni - tak samo, jak nie drgnęło nic w kwestii percentażu 10-letniego RR. Można za to zauważyć dwa autografy - ojca Jimmy'ego Russella i jego syna Eddie'go (do tej pory funkcjonował podpis jedynie starego mistrza.
Widać więc, że Gruppo Campari (właściciel Wild Turkey) poważnie traktuje rodzinę whiskey RR, choć dba tu jedynie o drobiazgi. Na szczęście w czwartej odsłonie RR w przypadku wersji Single Barrel zniknie mylący i kompletnie nieprzemyślany napis Small Batch - w końcu albo Single Barrel albo Small Batch.

wtorek, 28 października 2014

MIKROKULTURA W SZTUCE FERMENTACJI - CZYLI RZECZ O DROŻDŻACH

       „Istnieje jeden wspólny mianownik dla absolutnie wszystkich rodzajów alkoholi – drożdże. To właśnie te wszędobylskie mikroorganizmy są zdolne zamienić cukier w alkohol. Jeśli zapewnić im dobre warunki rozwoju, drożdże będą też intensywnie się mnożyć. Jak widać zatem, również w skali mikro alkohol i reprodukcja miewają ze sobą wiele wspólnego. Oczywiście bez drożdży nie byłoby również whisky. Dziś zatem o drożdżach i ich roli w produkcji whisky - bourbon whisky.
Panowie Beam czyli produkcja i reprodukcja
W przypadku american whisky drożdże automatycznie kojarzone są z jednym nazwiskiem – Beam. Członkowie rodziny Beamów i drożdże mają ze sobą wiele wspólnego. W jednym i drugim przypadku da się stwierdzić naturalną zdolność do produkcji alkoholu i reprodukcji oraz przekazywania pożądanych cech następnym pokoleniom. Brzmi to może groteskowo, ale w rzeczywistości stanowi realny wkład w rozwój whisky-biznesu w USA.
W zasadzie wszyscy destylujący członkowie rodziny są potomkami germańskiego osadnika Jacoba Boehma (1760-1839). Ten zaś rozpoczął dynastię bourbon-baronów poprzez swego syna Davida i jego trzech synów – Davida, Josepha i Johna. John (znany jako Jack) miał tylko jednego syna, który w dodatku był bezdzietny. Na szczęście pozostali bracia w tej kwestii nie próżnowali. Każdy z nich miał po dwóch synów, którzy oczywiście zostali destylatorami. Synami Davida byli James (słynny Jim Beam) i Park, zaś Josepha – Minor i Joe. Choć każdy z nich pracował w rodzinnym interesie, to Joe był tym człowiekiem, który swoją działalność rozszerzał daleko poza własne podwórko. Po zniesieniu prohibicji w 1933 roku każdy, kto chciał uruchomić nową destylarnię lub miał problemy z już istniejącą, dzwonił właśnie po Joe Beama.
Współczesna produkcja drożdży jest daleko wyspecjalizowana i oparta na naukowych podstawach. Jednak jeszcze kilkadziesiąt lat temu przygotowanie drożdży fermentacyjnych leżało wyłącznie w gestii samych destylatorów, zaś sztuka ta przekazywana była bezpośrednio z ojca na syna. Pomimo postępu nauki, wielu destylatorów wciąż opierało się nowoczesności w tym względzie. Zarysowała się z czasem dość gruba linia oddzielająca od siebie tzw. „scientific distillers” i „practical distillers”. Panowie Beam niewątpliwie należeli do tej drugiej grupy. Minor miał jednego syna, który został destylatorem, jednak wspomniany Joe miał ich siedmiu. Z czasem ustaliła się zasada, według której Joe pomagał uruchomić jakąś destylarnię, po czy zostawiał w niej jednego lub dwóch swoich synów w roli mistrzów destylacji. Ten schemat obowiązywał w Kentucky przez długie lata. Istniała też druga nienaruszalna zasada – do każdej nowej destylarni Joe zabierał własne drożdże, których kultury wyhodował po raz pierwszy w 1895 roku.
Wyhodowanie pożądanych kultur nie jest łatwe. Choć drożdże są praktycznie wszędzie, nie wszystkie nadają się do produkcji odpowiedniego alkoholu. Sztuką zatem było rozpoznanie i „wyłapanie” tych odpowiednich oraz stworzenie im komfortowych warunków rozwoju. W takich warunkach drożdże intensywnie się rozmnażają i z rzadka mutują. Obie te cechy są niezwykle cenione przez destylatorów, gdyż wpływają bezpośrednio na ciągłość produkcji i niezmienność produktu.
            Jedną z nielicznych destylarni, w pracy której swojego udziału nie miał Joe (lub któryś z jego synów), była destylarnia pod Shepherdsville, kierowana przez jego kuzynów – Jima i Parka. Park miał dwóch destylujących synów – Carla i Earla. Jeremiah (syn Jima) nie miał dzieci, ale miała je córka Jima, Margaret. Jej synem był słynny Booker Noe.
            Oczywiście Joe nie był jedynym Beamem, który posiadł umiejętność wyhodowania stosownych drożdży. Jim i Park również robili to znakomicie, cały czas przekazując tę umiejętność z ojca na syna. Booker uwielbiał w swoim czasie opowiadać o tym, jak dziadek Jim hodował swoje drożdże w wiadrze na werandzie domu w Bardstown, przyczyniając się tym do permanentnego zasmrodzenia całego domu.
Przygotowanie drożdży
            W zasadzie można wyróżnić dwa kluczowe aspekty przygotowania od podstaw drożdży produkujących whisky. Po pierwsze, potrzebne jest medium do wzrostu tych mikroorganizmów, tzw. zacier drożdżowy (yeast mash). Każdy destylator przygotowuje go według własnej indywidualnej, często podpartej rodzinną tradycją, receptury. Zacier drożdżowy różni się od zwykłego zacieru, stosowanego do produkcji bourbon whisky (whisky mash). W tym drugim (zgodnie z prawem) przeważa kukurydza, zaś resztę dopełnia żyto (lub pszenica) i słód jęczmienny. W przeciwieństwie do niego yeast mash składa się głównie ze słodu jęczmiennego, z dodatkiem odrobiny żyta lub pszenicy, jednak nigdy kukurydzy. Do tego czasem dodaje się jeszcze chmielu (czego nie uświadczymy w whisky mash).
Po drugie, potrzebna jest umiejętność rozpoznania zacieru drożdżowego, w którym pozyskano pożądaną kulturę drożdży. W tym celu niezbędne wydaje się doświadczenie przy ocenie przebiegu fermentacji whisky mash. Samo zapoczątkowanie procesu fermentacji jest w zasadzie banalnie proste. Drożdże występują praktycznie wszędzie wokół nas. Wystarczy wyeksponować na ich działanie mieszankę wody i jakiegoś źródła cukrów fermentacyjnych i fermentację mamy praktycznie zapewnioną (wie to każdy, kto zostawił na nieco dłużej jakieś owoce, szczególnie latem). Sztuką jest więc rozpoznanie tego właściwego nastawu (batch), czynione najczęściej poprzez ocenę zapachową, smakową czy wizualną fermentującego zacieru.
Jedna z teorii dotyczących początków bourbon whisky głosi, iż to między innymi dlatego Kentucky stało się ojczyzną bourbona, że w swym środowisku posiada te pożądane przez destylatorów kultury drożdży. Ile prawdy w tej teorii, to już inna historia. W każdym razie po stwierdzeniu, że dany nastaw spełnia oczekiwania destylatora, ten przenosił część danego nastawu drożdżowego do kolejnego, świeżego nastawu, w celu propagacji konkretnej kultury małych grzybów. Czynność ta była powtarzana kilkukrotnie, aż do uzyskania odpowiedniej ilości mikroorganizmów, mogących zapewnić ciągłość produkcji whisky w danej destylarni….” 
To jedynie fragment mojego najnowszego artykułu, jaki ukazał się właśnie na łamach październikowego numeru Rynków Alkoholowych. Do lektury całości oczywiście serdecznie zapraszam, ale już na łamy owego miesięcznika branżowego - miłej lektury!

niedziela, 26 października 2014

WOODFORD RESERVE MASTERS COLLECTION SONOMA-CUTRER FINISH

Jakoś od kilkunastu dni nie mogę opuścić tematyki związanej z koncernem Brown-Forman, właścicielem takich destylarni, jak Brown-Forman Distillery (dawniej Early Times), Jack Daniel Distillery i Woodford Reserve Distillery. Tym razem to właśnie destylarni Woodford Reserve chciałbym poświęcić chwilę.
Jak co roku, tak i tym razem, Chris Morris (mistrz destylacji w Brown-Forman i Woodford Reserve) ujawni swoje najnowsze (dziewiąte już) doroczne dzieło z serii Masters Collection. Tym, którzy choć trochę interesują się tą ekskluzywną linią whiskey, destylowaną w 100% w trzech miedzianych alembikach, już gdzieś nazwę zawartą w tytule tego posta słyszeli. A jakże! Bourbon o tym samym oznaczeniu narodził się w 2007 roku (jako drugi z serii) i również był finiszowany w winie z Sonoma-Cutrer. Było to jednak wino oparte na szczepie Chardonnay.
Tym razem winiarze z winiarni należącej, a jakże - do BF, do finiszowania tej bourbon whiskey przeznaczyli beczki po winie wyprodukowanym z owoców szczepu Pinot Noir. Selekcji beczek dokonał winemaking director z Sonoma-Cutrer, niejaki Mick Schroeter.
Produkt pojawi się na rynku już w listopadzie br. w cenie 100$ za 750ml butelkę (oczywiście na rynku pierwotnym). Nam przyjdzie zapłacić za nią 1,5-2 razy więcej i to, jeśli się pojawi gdzieś w Europie. Trzeba jednak przyznać, że może w niewielkich ilościach, ale z reguły każda edycja na stary kontynent przybywała, choć w pomniejszonych o 50ml butelkach. Należy zatem oczekiwać, że tak też będzie i w tym przypadku.

wtorek, 21 października 2014

OLD FORESTER DISTILLERY - NOWA INWESTYCJA BROWN-FORMAN

Wczoraj wspominałem o nowościach i planach korporacji Brown-Forman w stosunku do flagowej marki Old Forester. Dziś chcę donieść o kolejnym kroku B-F w tym względzie. Jak się okazuje, plany rewitalizacji marki obejmują również budowę nowej destylarni i visitor center. Rzecz ma się dziać na East Main Street (czyli na słynnej Whisky Row w Louisville - tam, gdzie coraz więcej znaczących na bourbonowym rynku firm chce mieć swoje biura, centra wizytowe i demonstracyjne destylarnie (jak Evan Williams Experience należący do Heaven Hill Distilleries). 
Jednak w przypadku planów B-F nowa destylarnia wcale nie będzie się ograniczać jedynie do funkcji demonstracyjnej. Będzie to pełnoprawna destylarnia z zapleczem (między innymi z pracownią beczek, magazynem leżakowym i linią butelkującą). Nowa destylarnia docelowo ma wspomóc projekt rewitalizacji marki Old Forester, dostarczając dla niej dodatkowych ilości destylatów. By spełnić tę rolę, destylarnia ma docelowo produkować 30 beczek dziennie czyli około 120 tysięcy skrzynek gotowej do sprzedaży whisky rocznie. Uruchomienia destylarni spodziewamy się w 2016 roku. Koszt inwestycji, to wstępnie 30 mln $. Jak tylko będę dysponował choćby wizualizacją projektu budowy Old Forester Distillery, zaraz dam Wam znać.

poniedziałek, 20 października 2014

NOWOŚCI MARKI OLD FORESTER

Old Forester Bourbon Whisky, to marka kultowego bourbona, którego twórcą jest George Garvin Brown - jeden z najważniejszych baronów bourbona i założyciel korporacji Brown-Forman.
Old Forester rzeczywiście jest kultowy, a na pewno bardzo znany i modny, ale w gruncie rzeczy tylko w USA.. Tak się jakoś w międzyczasie poskładało, szczególnie po kryzysie w amerykańskim whisky-biznesie na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku, że marka Old Forester (chcąc nie chcąc) stała się marką bez mała niszową.
Echa kryzysu już dawno zamilkły, a świat ogarnął prawdziwy whisky-boom. W obliczu takiej rzeczywistość włodarze z Brown-Forman oblicze swego flagowego bourbona postanowili diametralnie zmienić. Tak oto spodziewać się możemy odświeżenia palety bourbonów Old Forester o nowe edycje, pochodzące z różnych kombinacji nastawów (batch). Pierwszym przedstawicielem nowej serii bourbonów Old Forester będzie Old Forester 1870 Original Batch. Bourbon ten ma nawiązywać do metody zestawienia whisky, jaką na początku swej kariery stosował sam George G. Brown. Według źródeł mistrz wykreował pierwszego regularnie butelkowanego bourbona mieszając ze sobą destylaty z 3 różnych destylarni. W nawiązaniu do tego faktu obecny master distiller Chris Morris stworzył Old Forestera 1870 Original Batch mieszając ze sobą destylaty pochodzące z 3 różnych magazynów leżakowych, należących do korporacji B-F. Destylaty te będą w różnym wieku, destylowane w różnym czasie i z różnym entry proof (zawartością alkoholu przy beczkowaniu). Butelka nowego Old Forestera o poj. 750 ml będzie w USA kosztować 45$. U nas, jeśli w ogóle się pojawi, kosztował będzie rzecz jasna więcej (o ile? - nie wiadomo).
Wiadomo natomiast, jakie oblicze zaprezentuje nam kolejny przedstawiciel rodziny Old Foresterów - Old Forester Birthday Bourbon. Ta limitowana doroczna edycja istnieje na rynku od 2002 roku. Wśród innych reprezentantów marki Birthday Bourbon wyróżnia się nie tylko kształtem butelki, ale i dbałością o jakość finalnego produktu. Edycja Old Forester Birthday Bourbon 2014 jak zawsze, tak i teraz, jest whisky około 12-letnią z zawartością alkoholu 97 proof (48,5%). Cena na rynku pierwotnym (czyli w USA) wynosi 60$. Jak zawsze, tak i tym razem urodzinowy Old Forester pojawi się też zapewne i na rynku europejskim. Cena będzie i w tym przypadku wyższa, choć muszę przyznać, że wciąż do przyjęcia (przynajmniej do tej pory).