poniedziałek, 30 czerwca 2014

BOURBONY SINGLE BARREL - CZYLI CO WARTO KUPIĆ cz.VIII

       "Witam w kolejnej odsłonie cyklu artykułów poświęconych przeglądowi krajowego rynku bourbon whiskey. Tym, którzy nie znają pozostałych siedmiu odcinków wyjaśniam, że w pierwszych pięciu odcinkach prezentowałem sylwetki tzw. bourbonów small batch (czyli bourbonów klasy premium, zestawianych z niewielkiej ilości najlepszych beczek). Od odcinka szóstego opisuję z kolei tzw. bourbony single barrel. Są to whiskey pochodzące wyłącznie z jednej, starannie wyselekcjonowanej beczki. W zależności od wieku destylatu, a co za tym idzie – od ilości whiskey, która pozostała w beczce (część leżakującego destylatu wyparowuje rok rocznie przez pory drewna beczki – tzw. „działka aniołów”), z takiej jednej beczki uzyskać można około 200 butelek gotowego produktu. Rzecz jasna im destylat starszy, tym mniej butelek do sprzedania. Jeśli dołożymy do tego zupełnie oddzielną linię butelkującą bourbony single barrel (na której nierzadko whiskey te butelkowane są ręcznie), to nieco mniej dziwi fakt, iż tego typu bourbon whiskey do najtańszych nie należą. Czy warto zatem dorzucić grosza z sakwy, by stać się posiadaczem flaszeczki z napisem „single barrel”?
W poprzednich dwóch odcinkach, poświęconych właśnie tej kategorii bourbon whiskey, starałem się przekonać czytelników Rynków Alkoholowych, że jednak warto. Jest ku temu co najmniej kilka powodów, z których przytoczę dwa. Po pierwsze, bourbony single barrel powstają bez szans na rekompensatę ewentualnej pomyłki w selekcji beczek. Szansa taka istnieje w każdej innej kategorii whiskey (np. wspomnianej wyżej small batch) z uwagi na pewną swobodę w doborze beczek do skomponowania pożądanego profilu smakowego finalnego produktu. W przypadku single barreli destylatów pochodzących w różnych beczek po prostu zmieszać ze sobą nie wolno. To z kolei oznacza, że dana destylarnia, oferując nam bourbona single barrel, zawsze stara się, by pochodził on z możliwie najlepszej beczki, jaką ta destylarnia dysponuje. Po drugie, jeśli ktoś chce odnaleźć charakter domowy danej destylarni, powinien odnaleźć ją właśnie w whiskey z pojedynczej beczki. To choćby dlatego warto sięgnąć głębiej do kieszeni, by móc zgarnąć z półki któregoś single barrela i cieszyć się jego ekskluzywnymi atrybutami. Którego zaś bourbona kupić najpierw lub przede wszystkim, to właśnie staram się podpowiedzieć w cyklu niniejszych artykułów, zapraszając jednocześnie na jego odsłonę numer osiem.
Jim Beam Single Barrel
            Ci, którzy zapoznali się z tekstem odcinka siódmego (w kwietniowym numerze Rynków Alkoholowych), zapewne z lekkim zdziwieniem patrzą teraz na tytuł tego akapitu. Jim Beam Single Barrel? Przecież wspomniany wyżej siódmy odcinek zakończyłem opisem bourbona Knob Creek Single Barrel wmawiając wszem i wobec, że jest to jedyna single barrel bourbon whiskey w ofercie James B. Beam Distilling Co. W związku z tym należą się co poniektórym jakieś wyjaśnienia. Na szczęście nie jest to specjalnie skomplikowana sprawa. Jim Beam Single Barrel (JBSB), to po prostu najnowsza Jim Beam bourbon whiskey, która pojawiła się w sprzedaży dopiero na początku kwietnia tego roku. Jego rynkowa egzystencja przekroczyła zatem ledwie miesiąc. Swój poprzedni tekst (w którym opisywałem wspomnianego Knob Creeka Single Barrel) kończyłem na przełomie lutego i marca. Wówczas to JBSB oficjalnie jeszcze nie istniał. Oto i koniec tajemnicy.
            Skoro już wątpliwości wokół oferty single barreli od Jima Beama mamy za sobą, proponuję przejść do konkretów związanych z najnowszym dzieckiem destylarni z Clermont w stanie Kentucky (Jim Beam ma jeszcze jedną destylarnię, w Bostonie, także w stanie Kentucky). Butelka tej bourbon whiskey do żywego przypomina tę, w której egzystuje bourbon z etykietą Jim Beam Signature Craft 12YO. Trzeba przyznać, że butelka ta ma w sobie coś eleganckiego i wcale się nie dziwię, iż ktoś postanowił jeszcze raz ją wykorzystać dla wersji nieco bardziej ekskluzywnej od JB Signature Craft 12YO. By fakt owej ekskluzywności potwierdzić, być może ten sam „ktoś” postanowił w wersji JBSB zastosować prawdziwy korek w miejsce pospolitej nakrętki (obecnej właśnie w JB Signatrure Craft 12YO). Przyznam się, że osobiście wolę, kiedy trunek klasy premium zwieńczony jest korkiem, choć może to mniej praktyczne rozwiązanie od nakrętki. Zatem pomysł zastosowania korka w tym przypadku bardzo mi się spodobał, jak również fakt, iż etykieta informuje nabywcę o numerze beczki i dacie jej opróżnienia. Pozostaje tylko rozwikłać zagadkę czy Jim Beam Single Barrel rzeczywiście jest whiskey klasy premium. Skąd moje wątpliwości, patrzcie niżej.
            Jak zapewnia Fred Noe (master distiller Jima Beama i spadkobierca spuścizny swego sławnego ojca Bookera Noe), destylaty do tej edycji bourbona Jim Beam leżakują w beczce w przedziale od 4 do 7 lat. Ponieważ informacji na temat wieku tej whiskey na etykiecie nie odnajdziemy, należy oczekiwać, że głównym wyznacznikiem przy selekcji beczek jest sam profil aromatyczno-smakowy destylatu. Trzeba jednak przyznać, że wspomniany przedział czasowy maturacji nie jest tu (oględnie mówiąc) imponujący. To po pierwsze........"
To fragment najnowszego mojego artykułu, który ukazał się właśnie w czerwcowym numerze miesięcznika Rynki Alkoholowe. Jest to już ósma część tekstów omawiających krajową ofertę bourbon whiskey. Zachęcam więc do sięgnięcia po najnowszy numer Rynków Alkoholowych, choć nie tylko z tego powodu. W czerwcowym numerze znajdziecie również obszerną relację z VIII Toruńskiej Degustacji Wódek, w której miałem zaszczyt być jednym z jurorów :)
Miłej lektury!!!
http://american-whiskey.cba.pl/

niedziela, 22 czerwca 2014

ROTACJA BECZEK W MAKERS MARK

Niedawno Makers Mark Distillery udostępniła w serwisie YouTube krótki film na temat maturacji  swojej kultowej bourbon whisky. Film dotyczy głównie pewnego zabiegu, który w Makers Mark kultywowany jest od zawsze po dziś dzień. Chodzi o rotację beczek w trakcie ich leżakowania w magazynach leżakowych. Pokrótce nakreślę sens i charakter tego zabiegu.
Większość magazynów leżakowych dużych liczących się destylarni bourbona, to budynki co najmniej kilkupiętrowe. Beczki z destylatami zatem zajmują (z przyczyn technicznych) różne piętra w danym magazynie. W klimacie Kentucky jest to o tyle istotne, że pozycja beczki w magazynie znacząco wpływa na tempo i intensywność maturacji. Znacznie szybciej i intensywniej dojrzewają destylaty z beczek umieszczonych na górnych piętrach, gdzie różnice temperatury pomiędzy latem i zimą są największe (bardzo gorąco i sucho latem oraz bardzo zimno zimą). Dużo wolniej i spokojniej dojrzewają destylaty w beczkach na najniższych piętrach, gdzie wspomniane różnice temperatury i wilgotności są zdecydowanie mniejsze. Przez to destylaty z pięter niższych są w pewnym sensie "opóźnione" w procesie swego dojrzewania w porównaniu z tymi, które dojrzewają wyżej (w myśl zasady - im niżej, tym wolniej). 
Aby zachować ustalony profil swoich bourbon whisky, destylarnie stosowały rotację beczek w trakcie ich dojrzewania. Zabieg ten polegał z grubsza na tym, że beczka swój byt w magazynie rozpoczynała od najwyższego piętra. Następnie, w trakcie swego leżakowania, była ona sukcesywnie przenoszona na piętra niższe, aż wreszcie lądowała na parterze, by z niego zostać w końcu opróżniona. Można ogólnie przyjąć (pomijając niuanse związane z danym destylatem, daną beczką czy danym sezonem), że w ten sposób każda beczka, po określonym czasie, zawierała mniej więcej taki sam w charakterze destylat. To z kolei miało skutkować stałością profilu aromatyczno-smakowego danej marki bourbon whisky (i z grubsza skutkowało).
Z czasem rozmiary destylarni i magazynów leżakowych oraz skala produkcji rosły do tego stopnia, że technicznie i finansowo rotacja beczek przestała być opłacalna. Łatwiej było, posiadając w swoich magazynach np. 500.000 beczek, ustalać profil danego nastawu, mieszając ze sobą w odpowiednich proporcjach destylaty pochodzące z beczek, leżakujących na różnych piętrach (a nawet w różnych magazynach). Tak właśnie czyni się dziś w największych destylarniach whiskey w USA - z wyjątkiem Makers Mark (i do niedawna Wild Turkey).
To właśnie Makers Mark, mimo wciąż rosnącej w niej skali produkcji, nadal stosuje sławetną metodę rotacji beczek w trakcie ich maturacji. Z pewnością ma to sens w Makers Mark, która do niedawna oferowała ledwie jedną markę swojej whisky (nie licząc edycji specjalnych). W takim przypadku rotacja beczek przeznaczonych do jednej wersji whisky ma znaczenie. Nieco mniej sensu ma to w przypadku dużych graczy, oferujących nieraz kilkanaście (i kilkadziesiąt) różnych marek swoich bourbonów. Wówczas rotacja staje się zabiegiem wręcz niepotrzebnym, a co najmniej zbyt skomplikowanych w stosunku do efektu, jaki miałaby przynieść. W końcu należałoby rotować beczki według zmiennego klucza, adekwatnego do każdej wersji oferowanego bourbona. Wydaje się więc oczywistym, ze w tym wypadku nie rotacja beczek, a ich zestawianie według stosownego klucza, jest zabiegiem i tańszym i skuteczniejszym.
Jak zatem potraktować chwalenie się rotacją beczek przez destylarnię Makers Mark? W sumie, jako uzasadnione. W końcu żadna dziś duża destylarnia bourbona tego zabiegu normalnie nie stosuje, więc na tym tle wyroby Makers Mark zdecydowanie się wyróżniają. A skoro jest to jeszcze zabieg dla MM i pożądany i (przede wszystkim) opłacalny, to czemu nie. Jak by nie patrzeć, to pewne urozmaicenie oferty rynkowej. W końcu marka MM zawsze się czymś wyróżniała od produktów konkurencyjnych i wygląda na to, że wciąż będzie się wyróżniać - co najmniej rotacją swoich beczek.
Jeśli chcecie obejrzeć film MM na temat rotacji beczek w ich magazynach leżakowych, kliknijcie na poniższy link:
https://www.youtube.com/watch?v=j_BTYW5flNI&feature=youtu.be

piątek, 20 czerwca 2014

KOLEJNE DESTYLARNIE BOURBONA NA HORYZONCIE!

Po niedawnym opublikowaniu przeze mnie informacji na temat planów reaktywowania destylarni Old Taylor oraz Old Crow oraz planów budowy całkowicie nowej destylarni przez Diageo, dziś mam przyjemność donieść o kolejnych pomysłach inwestycyjnych w tym zakresie. Oto one:
1. Medley Distillery - To znana i ceniona destylarnia w Owensboro w Kentucky, będąca w latach swej świetności w rękach szacownych bourbonowych dynastii Medley'ów i Wathen'ów. Zamknięta w 1992 roku, miała stać się chlubą Angostury. Ta jednak, w obliczu braku wizji rozwoju nie tylko utworzonej przez nią spółki CMDK (Charles Medley Distillers Kentucky), ale i będącej jeszcze wówczas w jej posiadaniu destylarni LDI (Lawrencebur Distillers Indiana), ostatecznie pozbyła się obu tych interesów. Obecnie, jak donoszą amerykańskie media, destylarnię Medleya kupiła spółka TerrePure Kentucky Distillers Inc. Spółka ta, mająca swą siedzibę w stanie Południwa Carolina, należy do firmy Terressentia z siedzibą w Charlestown. Terressentia chce zainwestować w reaktywację destylarni ok. 23 mln $, tworząc jednocześnie 70 miejsc pracy.
2. Michters Distillery - Od razu muszę uprzedzić, że nie chodzi tu o słynną destylarnię z Schaefferstown w Pennsylvanii (znanej pod nazwą Pennco, Bomberger oraz Michters właśnie). Mowa tu o całkowicie nowej mikrodestylarni, którą w Shiveley buduje obecny właściciel marki Michters czyli Chatham Imports. Obecnie w destylarni montowany jest ekwipunek, zaś pierwszą destylację właściciele planują na wiosnę 2015 roku.
Oby tak dalej!

piątek, 6 czerwca 2014

NOWOŚCI W SERII "SIGNATURE CRAFT" OD JIMA BEAMA

Najwyraźniej swoją niegdysiejszą zapowiedź eksperymentowania z bourbon whiskey obecny Beam-Suntory potraktował bardzo poważnie. Do tej pory mogliśmy zapoznać się zaledwie z dwoma bourbonami z serii Jim Beam Signature Craft (JBSC), przy czym trudno obie te wersje było nazwać w pełni eksperymentalnymi. Pierwszym z nich był Jim Beam Signature Craft 12 YO (czyli w sumie nic nadzwyczajnego), drugi zaś stanowił Jim Beam Signature Craft z domieszką brandy (tak, tak -  nie było tu finiszowego leżakowania w beczkach po brandy, ale po prostu do bourbon whiskey dolano odpowiednią porcję brandy i już).
Na szczęście nie poprzestano na wspomnianych wyżej wersjach. Jak właśnie się dowiedziałem, Jim Beam szykuje dla nas kilka znacznie ciekawszych bourbonów, a wszystkie będą reprezentować eksperymentalną (tym razem naprawdę) serię Signature Craft, którą producent nazwał wymownie: Harvest Bourbon Collection. Wygląda więc na to, że zmiennym parametrem, różnicującym poszczególne bourbony z tej kolekcji, będzie gatunek (odmiana) zboża, które zastąpi tu typowy składnik receptury, jakim jest żyto. Póki co Beam zdradził tajemnicę publikując jedynie etykiety przyszłych bourbonów, ale i tak można z nich sporo wyczytać. Wygląda więc na to, że niedługo na półkach sklepowych pojawią się Jim Beam bourbon whiskey, których recepturę oparto na kukurydzy, słodzie jęczmiennym i:
                                                                   1. brązowym ryżu:
2. zwiększonej zawartości żyta:
3. łuskanym owsie:
4. czerwonej pszenicy:
5. jęczmieniu:
6. pszenżycie:

Będą to bourbon whiskey, które w beczce spędziły 11 lat, zaś zabutelkowane będą z zawartością alkoholu na poziomie 90 proof (45%). Jak podaje Beam-Suntory, jeszcze tej jesieni na rynku pojawią się dwaj przedstawiciele kolekcji. Będą to: JBSC Soft Red Wheat oraz JBSC Brown Rice. Cena butelki na rynku pierwotnym na razie nie jest znana. Nie wiadomo również, jakie rynki (oprócz USA) obejmie oferta Harvest Bourbon Collection.
Oprócz Harvest Bourbon Collection Jim Beam szykuje jeszcze trzecią edycję "zwykłej" serii Signature Craft, która po 12 latach w beczce została poddana finiszowemu leżakowaniu w beczce o znacznie mniejszych rozmiarach - tzw. quarter cask. Bourbon ten nazywał się będzie Jim Beam Signature Craft Quarter Cask Finished i rozlany będzie bez oznaczenia wieku z zawartością alkoholu na poziomie 86 proof (43%). A tak będzie wyglądać jego etykietka:
Jeśli macie ochotę obejrzeć krótki film na temat najnowszej JB Signature Craft Quarter Cask Finished Bourbon Whiskey z udziałem samego Freda Noe, master distillera Jima Beama, kliknijcie na poniższy link:
https://www.youtube.com/watch?v=NoXCOP_-HQM

niedziela, 1 czerwca 2014

REAKTYWACJA OLD CROW DISTILLERY

Niedawno pisałem o planach odbudowy Old Taylor Distillery i rozpoczęcia w niej ponownie destylacji whiskey (patrz tutaj). Nie minęło wiele czasu, a dotarły do mnie wieści, że podobnie rzecz ma się z inną kultową destylarnią, zlokalizowaną po sąsiedzku z Old Taylor Distillery - chodzi o Old Crow Distillery.
Nowymi nabywcami za 325 tys. $ stali się panowie Neil Craig i Dave Meier, reprezentujący spółkę Deviant Distillers. Panowie ci deklarują chęć ponownego uruchomienia starej destylarni i produkowania w niej bourbon whiskey, rye whiskey, moonshine whiskey oraz rumu. 
Kadź zacierna już jest w posiadaniu spółki, zaś aparat destylacyjny ma do niej dotrzeć jeszcze w tym miesiącu. Pierwsza destylacja planowana jest na przełom września i października. Wygląda więc na to, że kolejna kultowa, zapomniana przez lata destylarnia powróci niedługo do życia.
Niestety, tak jak w przypadku Old Taylor Disttillery, tak i w tym wypadku nie należy spodziewać się, że produkt destylacji w Old Crow Distillery nazywać się będzie Old Crow. Powód jest prozaiczny - marka Old Crow wciąż należy do Beam-Suntory i nowej spółki, zarządzającej Old Crow Distillery, raczej nie będzie stać na kupienie marki Old Crow. Co innego duży Sazerac - ten mógł sobie finansowo pozwolić na zakup marki Old Taylor od Beama. Co do Old Crow, to nawet nie wiadomo, czy Beam-Suntory będzie zainteresowany sprzedażą ugruntowanej na rynku marki bourbona (choć i w tym przypadku Beam sprowadził tę markę do niskiej półki podrzędnego bourbona - niestety).
Cieszmy się jednak, że dzięki powszechnemu renesansowi bourbon whiskey na świecie, znane sprzed i po prohibicji destylarnie mogą przeżywać swoją druga młodość.