środa, 31 grudnia 2014

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO W NOWYM ROKU !!!

W nadchodzącym 2015 roku, a ten tuż tuż, życzę wam samych najlepszych whisk(e)y w waszych barkach, które wzbogacą nie tylko waszą kolekcję, ale również wasze doznania organoleptyczne, osiągnięte przy tym za rozsądną, przyjazną dla użytkownika cenę - ot takie małe marzenie konesera niech wam się spełni...:)
Szczęśliwego Nowego 2015 Roku!
Jako że zabawie sylwestrowej najczęściej towarzyszy dobry trunek, zobaczcie, na ile sposobów możecie go spożyć dzisiejszej nocy ;)
Anarchista – aż obali królewskie.
Anorektyk – bez zagryzki.
Biolog – do DNA.
Egzorcysta – duszkiem.
Elektryk – pije do oporu.
Erotoman – upija się w trzy d…(cenzura).
Geolog – aż zaliczy glebę.
Grabarz – na umór.
Higienista – tylko czystą.
Ichtiolog – pije, by śledzik miał w czym pływać.
Kamerzysta – aż do urwania filmu.
Kombajnista – aż go skosi.
Konduktor – po kolei
Ksiądz – pije na amen.
Laborant – pije, aż zobaczy białe myszki.
Matematyk – pije na potęgę.
Ornitolog – pije na sępa.
Perfekcjonista – raz a dobrze.
Pilot – nawala się jak Messerschmitt.
Poeta – pije tylko z literatki.
Psychopata – pije jak szalony.
Ślusarz – z gwinta.
Tenisista – pije na sete.
Wampir – daje na szyję.
Wędkarz – zalewa robaka.
Żołnierz – pije seriami.
Na zdrowie...!!! / Tomaz Falkowski

poniedziałek, 29 grudnia 2014

FORGED OAK - KOLEJNA ORPHAN BARREL WHISKEY

Jeszcze w zeszłym miesiącu pisałem o najnowszym, 4. z kolei przedstawicielu Orphan Barrel Whiskey - Lost Prophet (patrz tutaj), a już niektóre amerykańskie media donoszą o piątym członku rodziny "osieroconych beczek". Będzie nim Forged Oak.
Na razie wiadomo o tej whiskey niewiele. Na pewno będzie to kolejna bourbon whiskey (tak jak cztery pozostałe). Wiek Forged Oak ma wynieść 15 lat. Destylaty do tej edycji pochodzą podobno z tzw. new Bernheim Distillery w Louisville (czyli tej, którą United Distillers wybudował w 1992 roku, a sprzedał, już jako Diageo, w 1999 roku Heaven Hill Distilleries), z końca jej działalności pod płaszczem Diageo. Znów też będziemy mieć do czynienia z faunistycznym motywem na etykiecie - tym razem będzie to jeleń.
Forged Oak (jak wszystkie whiskey z rodziny Orphan Barrel) butelkowana będzie ręcznie w małej butelkowni w Cascade Distillery (George A. Dickel) w Tullahomie, Tennessee. Dostępna na rynku ma być już w lutym 2015. Cena jeszcze nieznana.

sobota, 27 grudnia 2014

EVAN WILLIAMS 12YO - NOWOŚĆ OD HEAVEN HILL

Jak donoszą niektóre media amerykańskie, Heaven Hill Distilleries (właściciel takich marek whiskey, jak Evan Williams, Elijah Craig, Rittenhouse czy Bernheim) otrzymał właśnie zgodę TTB (organizacji rządowej zatwierdzającej m.in. etykiety nowych produktów) na treść etykiety szykowanej na przyszły rok premiery najnowszego Evana Williamsa.
Evan Williams (EW), to flagowa marka bourbon whiskey Heaven Hill (HH). 
1. Najpopularniejszą wersją EW jest dość powszechny również w Polsce EW Black Label, bourbon około 7-letni z zawartością alkoholu 86 proof (43%).
2. Bardziej ekskluzywną wersją EW jest EW White Label, bourbon Bottled-In-Bond z zawartością alkoholu 100 proof (50%).
3. Ofertę wersji standardowych EW uzupełnia EW Green Label 80 proof (40%).
4. EW z wyższej półki, to wersje Small Batch, jak EW 1783 z zawartością alkoholu 86 proof
5. Do tego należy doliczyć limitowaną edycję EW 23YO (Blue Label) dostępną przede wszystkim w siedzibie Bourbon Heritage Center w Bardstown, Ky
6. Paletę EW zamyka rocznikowa edycja specjalna w wersji Single Barrel - EW Single Barrel Vintage. Jest to bourbon około 9-letni z zawartością alkoholu na poziomie 86 proof
Najwyraźniej widać, że i tak już bogata oferta rodziny EW ma się powiększyć o jeszcze jednego jej członka - EW 12YO (Red Label). Przyznam, że najbardziej zaintrygował mnie wiek destylatów. Jednym z moich ulubionych bourbonów w tym wieku jest Elijah Craig 12YO (również od HH), w związku z tym z chęcią porównam oba te bourbony - szczególnie, jeśli doszukam się klucza, według którego zestawiony będzie najnowszy EW. Drugim moim ulubionym 12-latkiem jest Wild Turkey 12YO. Tu porównanie będzie bogatsze o jeszcze jeden element, a mianowicie zawartość alkoholu. Otóż zarówno Wild Turkey 12YO, jak i Evan Williams 12YO będą mieć tę samą zawartość alkoholu równą 101 proof (50,5%).
Póki co nie wiadomo czy EW Red Label będzie dostępny w Europie. Są nawet wątpliwości czy rodzimy klient z USA również bez problemu zdobędzie najnowszego bourbona spod znaku EW. Na wszystkie tego typu pytania odpowiedź przyniesie, jak zwykle, czas. Na razie pokaże wam projekt etykiety czołowej amerykańskiego wydania EW12YO oraz butelkę egzystującej już na rynku japońskiej wersji EW12YO:

wtorek, 23 grudnia 2014

ŻYCZENIA ŚWIĄTECZNE

Wszystkim miłośnikom american whiskey i nie tylko, którzy zaglądają tu częściej lub rzadziej, życzę spokojnych świąt, spędzonych w rodzinnej atmosferze oraz w gronie przyjaciół!
A to mała choineczka sygnowana najbardziej rozpoznawalną marką american whiskey w Polsce:
                                                               Tomasz Falkowski

MGP DISTILLERY - CZYLI O TYM, JAK SKROMNOŚĆ POPŁACA

„Producenci whisky generalnie nie przepuszczają okazji, by opowiedzieć publicznie swoją historię – czy to na oficjalnych spotkaniach czy też na łamach przeróżnych mediów, tak czytanych, jak oglądanych. Dziennikarze nie muszą więc specjalnie intensywnie pukać do drzwi whisky-makerów, by otrzymać od nich sporą nierzadko garść historii i nowości z życia ich destylarni. Dotyczy to również destylarni whisky w USA. Jest jednak jeden wyjątek, który do niedawna zwał się LDI, dziś zaś zwie się MGP.
Destylarnia - cień
Historia tego miejsca sięga ponad 160 lat wstecz. W tym czasie destylarnia wielokrotnie zmieniała właścicieli i nazwy. Przez blisko 70 lat firma zwana Rossville oraz Walsh, należała do Seagramsa. W 2007 roku firma po raz kolejny zmieniła nazwę, tym razem na Lawrenceburg Distillers Indiana (LDI). Dopisek „Indiana” był tu o tyle znaczący, że w amerykańskim whisky-biznesie miasto Lawrenceburg zdążyło zapisać się złotymi zgłoskami, jednak nie to w stanie Indiana. Istnieje otóż inny Lawrenceburg, ale w stanie Kentucky. To właśnie tam funkcjonują dziś chociażby tak znane i znaczące destylarnie bourbon whiskey, jak Wild Turkey czy Four Roses. By przypadkowa zbieżność nazw nie mieszała w głowach fanom american whiskey, trzeba było jakoś zaznaczyć, że chodzi wszak o Lawrenceburg, ale zupełnie inny.
Jak okazało się w 2011 roku, LDI miała nie być ostatnią nazwą destylarni w jej historii. Wówczas to destylarnię od Angostruy przejął koncern MGP Ingredients i, poniekąd z automatu, zmienił nazwę destylarni z LDi na MGP właśnie.
            Choć wielu zna whiskey pochodzące z MGP, to jednak najczęściej nie ma tego świadomości. Co więcej, mało kto nawet wie, że taka destylarnia w ogóle istnieje. Szczególnie obeznani w smakach i aromatach bourbon czy rye whiskey rodem z MGP są mieszkańcy Ameryki. Wśród wielu znanych i lubianych tam marek są takie, jak Templeton, Redemption, Temptation, Riverboat, Big Bottom i inne (na których wyliczanie szkoda tu miejsca). Nawet marki uznane na świecie, jak Dickel Rye, Bulleit Rye i High West Randesvous Rye oparte są na destylatach z MGP. Czyżby zatem mało komu znana destylarnia z Indiany miała w swoim portfolio tak wiele marek whiskey amerykańskiej? Nic bardziej mylnego. Prawda jest taka, że MGP Distillery nie posiada żadnej własnej marki, którą mogłaby zaznaczyć swoją obecność na rynku (Bulleit i Dickel należą do Diageo, zaś pozostałe marki do rozlicznych mikrodestylarni). Mimo to ma się znakomicie i trzeba przyznać, że wciąż się rozwija. Jak to jest możliwe?
MGP to duża firma, która sama destyluje i maturuje swoje whiskey, a nawet je butelkuje, jednak nie dla siebie, a dla innych odbiorców. Wygląda to najczęściej tak, że rzesze posiadaczy różnych marek american whiskey kontraktują świeże destylaty lub (co częściej) gotowe whiskey w MGP. Wielu nawet ich nie butelkuje, zlecając całokształt prac konfekcyjnych destylarni z Indiany. Inną metodą pozyskiwania whiskey z MGP jest wolny rynek beczek zwany „bulk whiskey”, choć ten bywa nieprzewidywalny tak w podaży, jak i cenie, stąd większość woli „swoją” whiskey kontraktować.
Do całokształtu opisu działalności MGP dodam, że firma oprócz rye whiskey i bourbon whiskey destyluje również wódkę i gin (oczywiście jako produkty zakontraktowane). To jedna z największych i najbardziej zapracowanych destylarni w USA. Jednego wszakże, jak własnych marek, nie zwykła jeszcze robić – mówić o sobie.
“Większość naszych whiskey pochodzi właśnie stamtąd” – jak o MGP mówi David Schmier, prezes Dynamic Beverages (właściciela takich marek american whiskey, jak Redemption i Temptation) – „Jakość destylatów jest fantastyczna. Chcielibyśmy ich więcej, jednak rye whiskey generalnie jest w deficycie. Mają też odpowiednich ludzi, z którymi znakomicie się współpracuje.” Podobną opinię o MGP i jej whiskey mają ludzie z Diageo, do którego należy m.in. Bulleit Rye. „Pracujemy nad naszą whiskey razem z Gregiem Metze [mistrzem destylacji MGP] od wielu lat.” – mówi Tom Bulleit, fundator marki – „Wybraliśmy LDI [MGP], ponieważ uważamy, że są najlepsi w tym, co robią. Tak my, jak i ludzie z LDI, wierzymy, że produkujemy znakomitą smakowo whiskey, którą uwielbiają również konsumenci.”
Niestety niewielu dziennikarzy (jeśli ktokolwiek) dysponuje podobnymi wypowiedziami ze strony pracowników MGP. Greg Metze na przykład, zapytany w swoim czasie o kilka kwestii związanych z produkcją i sprzedażą whiskey przez MGP stwierdził, że nie ma upoważnienia do udzielania wywiadów na ten temat.
Karaibski mariaż i Amerykański rozwód
            MGP Distillery, to destylarnia o naprawdę sporych mocach przerobowych. Zgodnie z garścią oficjalnych danych destylarnia dysponuje 35 kadziami fermentacyjnymi i dziesięcioma aparatami destylacyjnymi. Roczna produkcja w MGP sięga 28 mln tzw. proof gallons (czyli ponad 106 mln litrów destylatów o zawartości alkoholu 50%). Destylarnia do 2001 roku była w rękach wspomnianego już wyżej Seagramsa. Następnie przeszła w ręce Pernod-Ricard, który niedługo później, bo w 2007 roku, sprzedał ją koncernowi Angostura Ltd. To właśnie wtedy pojawiła się nazwa LDI – Lawrenceburg Distillers Indiana. Mniej więcej w tym samym czasie karaibska Angostura zakupiła również starą Charles Medley Distillery w Owensboro, Ky, której nazwę zmieniła na CMDK – Charles Medley Distillers Kentucky. Wszystko wskazywało na to, że Angostura dołączy tym samym do czołowych właścicieli destylarni whiskey w USA. Prawda dziś jest jednak taka, że projekt CMDK nie wypalił, a LDI wystawiona została w 2011 roku na sprzedaż.
Nie byli tym faktem zdziwieni ci, którzy wiedzieli, że po kryzysie finansowym właściciel LDI z siedzibą na Karaibach praktycznie do zera ograniczył przepływ pieniędzy do Indiany. Zaprzestano również prac nad restauracją CMDK. LDI była nagle zdana wyłącznie na siebie. Odcięta od źródeł finansowania nie mogła zapewnić wystarczających wobec popytu ilości beczek na rynku bulk whiskey. Nieco lepiej sytuacja destylarni przedstawiała się w aspekcie sprzedaży whiskey zakontraktowanej. Choć po przejęciu destylarni przez Angosturę, firma straciła dawnych kontrahentów od Pernoda, to jednak zostali ci od Seagramsa (z marką Seven Crown), jak również pojawili się nowi, na czele z Diageo i jego Dickel Rye  i Bulleit Rye.
Seagramsowska Seven Crown Whiskey praktycznie od zawsze powstawała w LDI. Dla tej destylarni to jeden z najlepszych aspektów jej działalności, bowiem whiskey ta w ¾ oparta jest na grain whiskey, a zaledwie w ¼ na straight whiskey. Oba te rodzaje destylatów MGP robiło od podstaw i to mniej więcej w tych samych proporcjach…….”
Jeśli chcecie wiedzieć więcej na temat destylarni MGP of Indiana (niedawnej LDI), zapraszam do najnowszego, grudniowego wydania miesięcznika Rynki Alkoholowe, gdzie możecie przeczytać cały mój artykuł. Serdecznie zapraszam i życzę miłej lektury.
Tomasz Falkowski
http://american-whiskey.cba.pl/

poniedziałek, 22 grudnia 2014

JACK DANIELS SINGLE BARREL HOLIDAY SELECT 2014

Jak co roku, tak i tym razem Jack Daniel Distillery przygotowała na święta Bożego Narodzenia specjalną edycję swojej Jack Daniels Single Barrel Holiday Select Tennessee Whiskey. Mistrz destylacji Jeff Arnett wyselekcjonował do tej edycji 140 beczek pełnych najsłynniejszej amerykańskiej whiskey na świecie. To właśnie z owych 140 beczek pochodzi cała dana edycja rocznikowa Holiday Select. Co się dzieje z whiskey, możemy się domyślić - a to trafi na stół świąteczny, a to do paczki świątecznej dla przyjaciela, czy wreszcie do barku kolekcjonerów JD, których jest wielu na całym świecie. Co jednak dzieje się z opróżnionymi beczkami, to wiedzą nieliczni. Otóż buduje się z nich wielką konstrukcję, która stanowi swoistą choinkę świąteczną ku uciesze mieszkańców Lynchburga oraz gości spędzających święta w tym małym miasteczku.
Jack Daniels Single Barrel Holiday Select 2014 z zawartością alkoholu 96 proof (48%) dostępny jest już od niedawna w naszych krajowych sklepach z alkoholem, w cenie około 300 złotych. 
Tomasz Falkowski
http://american-whiskey.cba.pl/

niedziela, 21 grudnia 2014

WILD TURKEY - CZYLI DZIKI INDYK NA BOŻE NARODZENIE

W wirze przedświątecznych zakupów przyszło wam zapewne odwiedzić również stoiska z alkoholem, tak w dużych sklepach sieciowych, jak i w tych nieco bardziej lokalnych. Z pewnością zatem i wam rzuciła się w oczy coraz śmielsza obecność pewnego dzikiego ptaka, stojącego bez skrępowania obok innych whiskey rodem z Ameryki (czyli głównie dwóch panów J - Jima Beama i Jacka Danielsa). Ptak to nie byle jaki, bo Dziki Indyk (Wild Turkey), kultowa bourbon whiskey z Lawrenceburga w stanie Kentucky. Do tej pory producent Wild Turkey Bourbon (i Rye) Whiskey traktował nasz rodzimy rynek nieco po macoszemu, co skutkowało niemałym trudem poszukiwania czegoś więcej, niż tylko WT Rare Breed (choć to naprawdę niezły przedstawiciel rodziny WT). Jednak od niedawna stan ten uległ znacznej poprawie. Szczególnie wszechobecne stają się dwie wersje WT - Wild Turkey 101 (dzieło ojca - Jimmy'ego Russella) oraz Wild Turkey 81 (będące dziełem syna - Eddie'go Russella). Jeśli więc wciąż nie kupiliście prezentu pod choinkę, to na tę ostatnią chwilę gorąco polecam coś innego, niż wszędobylskich panów J.
Żeby przybliżyć whiskey spod znaku Wild Turkey, polski przedstawiciel marki przygotował dla swych klientów krótką notatkę prasową na temat marki Wild Turkey. Oto ona:
„Bourbon jako swoista amerykańska whiskey, uznana została przez Kongres Stanów Zjednoczonych za ojczysty alkohol, począwszy od 1964 roku. Największa w tym zasługa Wild Turkey® Kentucky Straight Bourbon Whiskey, która kryje za sobą prawdziwie epicką historię. To opowieść o ikonie legendarnego smaku i tradycji rolniczego kunsztu najwyższej jakości. Opowieść swój początek bierze aż od końca XVIII wieku...
...wtedy też wielebny Elijah Craig, w regionie obecnie nazywanym Kentucky, wydestylował nowy trunek, który później został nazwany bourbonem. Użył do tego wody źródlanej, ziaren kukurydzy, żyta i słodu jęczmiennego. W ówczesnych czasach popularnym było korzystanie z używanych, wypalanych beczek. Całkiem przypadkowo doprowadziło to do odkrycia, że takie przechowywanie, owocuje uzyskaniem przez alkohol charakterystycznego koloru i wyrazistego smaku.
Na początku była rebelia...
Wprowadzenie przez Kongres specjalnego podatku od domowej produkcji alkoholu spowodowało wśród Amerykanów „Rebelię Whiskey”, która doprowadziła do masowej emigracji mistrzów destylacji z północnego-wschodu kraju do Kentucky. Hrabstwo Bourbon zostało oficjalnym domem specjalnego rodzaju trunku, który zresztą zawdzięcza mu swoją nazwę. Było to wymarzone miejsce, z dwóch powodów: dolina rzeki Kentucky tworzyła idealny punkt handlowy, ale także obfitowała (aż po dzień dzisiejszy) w czystą wodę, filtrowaną przez skały wapienne oraz uprawy kukurydzy, która jest głównym składnikiem bourbona
..., z której zrodził się kultowy smak Ameryki
Dzieje Wild Turkey® Bourbon mają swoje początki około roku 1840 wraz z osiedleniem się Jamesa i Johna Ripy w Lawrenceburgu w dolinie pomiędzy rzeką Kentucky a klifami wapniowymi. Tam, w cieniu góry zwanej obecnie Wild Turkey Hill, otworzyli sklep. Wspomnieć należy również o duecie Austin i Nichols, który w 1855 roku rozpoczął swoją działalność w dziedzinie hurtowej sprzedaży specjalizującej się w herbatach, kawach i alkoholach. Później odegrają oni ważną rolę dla alkoholi Wild Turkey®.
W 1869 roku Ripy założyli oryginalną destylamię na Wild Turkey Hill, gdzie stoi do dziś. Mieściła ona pierwotnie 100 buszli1 papki miażdżonej codziennie kukurydzy. Już niecały rok później rodzina Ripy doprowadziła do rewolucji w sposobie sprzedaży Bourbona na większą skalę. Uprzednio był on rozpowszechniany tylko w dużych beczkach. Zmiana polegała na zabutelkowaniu go w łatwiej dostępnych dzbanach, po które można było bez trudu sięgnąć w dowolnej chwili. Rosnąca popularność alkoholu i świetny zmysł do interesów rodziny Ripy, zaowocował koniecznością pozyskania nowego budynku pod destylarnię, co nastąpiło w 1887 roku. Pojemność przechowywania wzrosła do 600 buszli, a następnie do 1200 buszli dziennie. Oprócz innowacyjnych pomysłów handlowych, rodzina Ripy usilnie pracowała też nad smakiem swojego bourbona i uplasowaniem go wśród najlepszych amerykańskich trunków. Dzięki tym staraniom w 1893 roku został on wyselekcjonowany z próby 400 whiskey do reprezentowania Kentucky na Światowych Targach.
Wild Turkey® kontra 18 poprawka
W momencie, kiedy wydawałoby się, że nic nie stoi na przeszkodzie świetlanej przyszłości kultowego bourbona z Lawrenceburga, 18 poprawka do Konstytucji wprowadziła prohibicję i w 1919 roku zamknięto wszystkie destylarnie na terenie kraju. Wiele z nich miało się już nigdy nie otworzyć. Jednak podczas prohibicji, destylarnia Ripy kontynuowała produkcję na rzecz środków medycznych, sprzedawanych przez duet Austin i Nichols. Mimo to, była ona na granicy zamknięcia i bankructwa. W 1933 roku zakaz został zniesiony 21 Poprawką. Destylarnia rodziny Ripy po przejściu niezbędnych modernizacji powróciła do produkcji jednego z najlepszych bourbonów Ameryki według dawnej receptury.
Mniej więcej w tym samym czasie, w 1939 roku, Austin i Nichols postanowili wyspecjalizować się i skupić swój biznes tylko na winach i mocniejszych alkoholach.
Rok 1940 można nazwać przełomowym dla destylami Ripy. Wtedy też zagorzały myśliwy i szef spółki Thomas McCarthy zabrał zapas nierozcieńczonej whiskey o zawartości alkoholu 101 Proof, na coroczne polowanie ze znajomymi na dzikiego indyka, w posiadłości w Południowej Karolinie. Zasmakowała im ona tak bardzo, że rok później poprosili o ponowne przyniesienie tego „dzikiego indyka”. McCarthy uhonorował dobry gust swoich przyjaciół, nazywając legendarną markę Wild Turkey®.
Era klanu Russellów...
Kolejnym kamieniem milowym było zatrudnienie w 1954 roku, obecnego mistrza destylacji i ambasadora marki, Jimmy Russella, który pod swoim przywództwem niezmiernie rozwinął firmę, destylując kilka nowych rodzajów bourbona - wszystkie bazujące na oryginalnym Wild  Turkey® 101 Bourbon.
Przez cały ten czas rząd federalny Stanów Zjednoczonych nie próżnował i po niepowodzeniu związanym z próbą wprowadzenia prohibicji, ustanowił w 1964 roku minimalne wymagane standardy dla produkcji bourbona, uznając go przy tym za produkt narodowy chroniony prawem.
Tymczasem Jimmy Russell udowadniał wszem i wobec jak dobrą decyzją było zatrudnienie go przez rodzinę Ripy. W 1976 roku po raz pierwszy wprowadził na rynek Wild Turkey® Liqueur z miodem, co było tylko zapowiedzią jego wielu pomysłów na kolejne odsłony kultowego smaku Wild Turkey® 101 Bourbon.
Biznes Austin i Nichols, zajmujący się do tej pory dystrybucją alkoholi Wild Turkey®, został w 1980 roku wykupiony przez Grupę Pemod Ricard. Tym samym otworzyła się międzynarodowa siatka połączeń eksportowych i powstały nowe perspektywy ekspansji marki na rynki zagraniczne. Mniej więcej, w tym samym czasie do destylami dołączył nowy mistrz destylacji, syn Jimmiego - Eddie.
W 1991 roku przedstawiony został Wild Turkey® Rare Breed w limitowanej edycji - specjalny, bourbon z zapasów destylarni. Rare Breed jest poddawany próbie alkoholu w beczkach, co czyni go unikalnym bourbonem, o najwyższej jakości, starzejącym się w destylarni Wild Turkey® w Lawrenceburgu w Kentucky.
Niecałe cztery lata później została wprowadzona na rynek kolejna wersja kultowego trunku - Wild Turkey® Kentucky Spirit 101 Proof - dostępnego w limitowanej ilości, tylko na terenie Stanów Zjednoczonych Ameryki.
W 2000 roku, z okazji świętowania drugiego milenium, zaprezentowana została specjalna propozycja z rezerw - 10-letni bourbon, noszący imię mistrza destylacji Jimmy Russella. On też, cztery lata później, w 50-lecie swojej pracy z destylamią Wild Turkey®, wypuścił na rynek limitowaną edycję 15-letniego bourbona, nazywającego się odpowiednio do okazji Wild . Turkey® Tribute.
30 lat po wprowadzeniu na rynek, Wild Turkey® American Honey podniósł rangę produktu z 71 próbą alkoholu w likierze, składającym się z oryginalnego Wild Turkey® zmieszanego z prawdziwym, czystym amerykańskim miodem (na razie jeszcze niedostępny w Polsce).
W 2007 roku wypuszczono jeszcze jedną limitowaną propozycję dla fanów marki, tym razem będącą efektem współpracy dwóch mistrzów destylacji - ojca Jimmy i syna Eddie Russella. Wynik ponad 90 lat doświadczenia w branży to Russell’s Reserve Rye - 6-letnia żytnia whiskey, nieznajdująca się w rodzinie Wild Turkey®, jednak produkowana w destylarni w Lawrenceburgu.
W tym samym roku, z okazji ustanowienia przez Senat Stanów Zjednoczonych Ameryki, sierpnia „Narodowym Miesiącem Dziedzictwa Bourbona”, na rynku pojawił się Wild Turkey® American Spirit. 15-letni bourbon w limitowanej edycji, upamiętniający prawdziwie amerykański, kultowy smak tego trunku. Był to klasyczny bourbon z zasadami.
W 2011 roku, Eddie Russell stworzył Wild Turkey® 81 Bourbon, idealnie pasujący do koktajli. Użył do tego sławnej bazy Wild Turkey® bogatej w żyto, co wpłynęło na moc trunku. Dodatkowo bourbon ten starzeje się dłużej niż pozostałe - w większości od 6 do 8 lat w wypalanych, dębowych beczkach, z drzew porastających góry Ozark. Daje mu to charakterystyczny posmak wanilii i płynność karmelu.”
W Polsce dystrybutorem whiskey Wild Turkey jest CEDC, czołowy producent wódki na świecie oraz największa w Europie środkowej i wschodniej zintegrowana firma z branży napojów alkoholowych. Firma produkuje i sprzedaje znane marki z segmentu wódek, jak m. in.: Żubrówka, Bols, Soplica, Absolwent, Green Mark, Zhuravli, Parliament, Royal oraz wiele innych, eksportowanych do ponad 50 krajów świata. CEDC jest także wiodącym importerem napojów alkoholowych w Polsce, Rosji i Węgrzech. W Polsce CEDC oferuje najbardziej znane marki alkoholi na świecie, jak np.: Metaxa, Remy Martin, Carlo Rossi, Grant ’s, Jägermeister, Gancia, Campari, Cinzano czy Old Smuggler.
Tomasz Falkowski
http://american-whiskey.cba.pl/

sobota, 20 grudnia 2014

WHISKY ADVOCATE AWARDS PO RAZ 21.

Whisky Advocate, amerykański konkurent brytyjskiego Whisky Magazine, już po raz 21. ogłosił wyniki swojego dorocznego konkursu pt. Whisky Advocate Awards.
Konkurs obejmuje w sumie 13 kategorii, w których wyłaniany jest zwycięzca. Oto laureaci tegorocznej 21. edycji WAA 2014:

1. CRAFT WHISKEY OF THE YEAR:

St. George Single Malt Lot 14, 43%


2. AMERICAN WHISKEY OF THE YEAR:

Sazerac Rye 18 year old, 45%, $80


3. CANADIAN WHISKY OF THE YEAR:

Canadian Club Chairman’s Select 100% Rye, 40%


4. IRISH WHISKEY OF THE YEAR:

Midleton Very Rare 2014, 40%


5. JAPANESE WHISKY OF THE YEAR:

Ichiro’s Malt The Joker (Distilled At Hanyu), 57.7%

6. WORLD WHISKY OF THE YEAR:

Broger Burn Out, 42%


7. BLENDED/BLENDED MALT WHISKY OF THE YEAR:

The Last Drop 50 year old, 50.9%

8. SPEYSIDE SINGLE MALT WHISKY OF THE YEAR:

Craigellachie 17 Year Old, 46%


9. ISLAY SINGLE MALT WHISKY OF THE YEAR:

Signatory (distilled at Laphroaig) 1998, 60.8%



10. HIGHLANDS & ISLANDS SINGLE MALT WHISKY OF THE YEAR:

Arran The Devil’s Punchbowl III The Fiendish Finale, 53.4%

11. LOWLANDS & CAMPBELTOWN SINGLE MALT WHISKY OF THE YEAR:

Rosebank 1992 21 year old (Diageo Special Releases 2014), 55.3%



12. LIFETIME ACHIEVEMENT:

Colin Scott, Chivas Brothers

Duncan McGillivray, Bruichladdich


13. DISTILLER OF THE YEAR:

Beam Suntory

To tyle. Kolejny plebiscyt magazynu Whisky Advocate już za rok :)
Tomasz Falkowski
http://american-whiskey.cba.pl/

środa, 17 grudnia 2014

JACK DANIELS I BLANTON'S PO POLSKU

Wciąż nie macie pomysłu na prezent? Oto mój kolejny pomysł na wybrnięcie z kłopotu: Jack Daniels Single Barrel lub Blanton's Original.
Pewnie ktoś w tym momencie zdziwi się, że proponuję takie rynkowe "banały", jak wspomniane przez mnie wszędobylskie dwie american whiskey i... mógłby mieć rację, gdyby...
No właśnie. W pewnym sensie mam tu na myśli dość częste na półkach polskich sklepów marki w dość standardowym wydaniu. Jednak diabeł tkwi w szczegółach. Mam tu na myśli fakt,iż obie whiskey oznakowane są indywidualnymi etykietami dwóch wiodących sklepów alkoholowych w Polsce. Od razu zaznaczam, że nie jest to tekst reklamowy, sponsorowany przez właścicieli tych sklepów. Po prostu uznałem, że taki element naszej krajowej whisky-rzeczywistości godny jest wspomnienia - toteż postanowiłem wspomnieć.
1. JACK DANIELS SINGLE BARREL DOM WHISKY COLLECTION - jest to typowa wersja JD Single Barrel (0,7l, 45%), jednak w nietypowej konfekcji. Wszystkie 246 butelek pochodzi z jednej, wyselekcjonowanej przez właścicieli Domu Whisky beczki nr 13-0922. Selekcja odbyła się w w Lynchburgu (siedzibie Jack Daniel Distillery). Akcentem podkreślającym ten fakt jest m.in. metalowa etykieta na łańcuszku, dumnie nosząca napis w języku polskim. Beczkę rozlano do butelek 13 lutego 2013 roku.
2. BLANTON'S OSWiA LIMITED EDITION - To kolejna single barrel whiskey z USA w wydaniu polskim. Tym razem jest to bourbon pochodzący z destylarni Buffalo Trace, będący pierwszym na świecie bourbonem z pojedynczej beczki (debiut w 1984 roku). Pierwszy raz o pomyśle wydania przez M&P Alkohole i Wina Świata Blantonsa z dedykowaną etykietą usłyszałem w maju br. podczas dorocznej Toruńskiej Degustacji Wódek (o której pisałem tutaj). Rozmawiałem wówczas z właścicielem sieci M&P Mirosławem Pawliną i to on wspomniał mi o pomyśle, który chodzi mu po głowie. Oto pomysł przybrał postać materialną! "Polski" Blantons upamiętnia swą dedykowaną etykietą V Ogólnopolski Salon Win i Alkoholi M&P (odbywający się corocznie w siedzibie firmy). Pojemność butelki wynosi standardowe 0,7l, zaś zawartość alkoholu, jak przystało na wersję Original, wynosi 46,5%. Butelkowanie odbyło się w tym roku, choć nie znam do końca dokładnej daty tego procederu.
Podsumowując chcę pogratulować właścicielom obu firm tak pomysłu, jak i determinacji w jego realizacji. To świadczy co najmniej o tym, że rynek whisky w Polsce dojrzewa i staje się poważnym wyzwaniem dla tych, którzy chcą się na nim liczyć. Tak oto Dom Whisky i M&P dołączają do grona tuzów światowego handlu whisky, jak brytyjski The Whisky Exchange czy francuski La Moison du Whisky - dla których najwięksi na świecie producenci whisky również dedykują swoje produkty.
Tomasz Falkowski
http://american-whiskey.cba.pl/

poniedziałek, 15 grudnia 2014

NOWI MISTRZOWIE W HEAVEN HILL

W dniu 10 grudnia Heaven Hill Distilleries ogłosił powołanie Denny'ego Pottera na stanowisko co-master distillera. Oznacza to ważną zmianę, którą wymusiła nieuleczalna choroba starego mistrza Parkera Beama (o czym pisałem tutaj). Do niedawna to on wraz ze swoim synem Craigiem Beamem stanowili najważniejszy duet mistrzów destylacji w HH. Przyszedł jednak czas na zmiany o tyle istotne, że do tej pory nikt poza familią Beamów nie dzierżył tu tak odpowiedzialnej funkcji. Kim zatem jest Denny Potter, że właśnie jemu przyszło złamać bez mała 80-letnią tradycję w HH.
Denny nie wyskoczył z kapelusza. Dla HH pracuje od 13 lat, ostatnio jako plant manager. Do HH trafił od Jima Beama z Frankfortu, gdzie pracował, jako szef operacji do spraw maturacji i butelkowania. Oprócz tego pełnił funkcję dyrektora destylarni i operacji środowiskowych w Makers Mark Distillery w Loretto (również należącej do Beama).
To nie koniec ważkich nominacji w HH.  Kolejnym co-master distillerem został mianowany weteran operacji destylarnianych HH - Charlie Downs. Charlie będzie kierował nowiutką  mikrodestylarnią, która ma swą siedzibę w Evan Williams Bourbon Experience w Louisville. Wraz z ojcen Parkerem i synem Craigiem Charlie przepracował łącznie 38 lat.
Poniżej prezentuję najnowszą fotkę całej trójki mistrzów z HH. Od lewej: Charlie Downs, Craig Beam, Denny Potter.
Tomasz Falkowski
http://american-whiskey.cba.pl/

wtorek, 2 grudnia 2014

POMYSŁ NA PREZENT? - SPERSONALIZOWANY JACK DANIELS!

Święta już za pasem. Jak co roku, tak pewnie i teraz zastanawiacie się, jaki prezent komu pod choinkę sprawić. W sklepach wybór dziś ogromny, co i dobrze i źle zarazem, bo nie raz czasu i ochoty brak, by przez gąszcz ofert się przebijać. Wśród wielu różnych propozycji w miarę bezpieczną wydaje się więc ładna flaszeczka z dobrym alkoholem w środku, ale i tu narażamy się na banalność i nudę. Jednak można te zniechęcające atrybuty pokonać kilkoma sprawnymi kliknięciami. Oto natrafiłem na bardzo ciekawą ofertę w jednym z brytyjskich sklepów alkoholowych, oferujących wysyłkę do Polski. Chodzi o butelkę Jack Daniels Single Barrel - ale nie byle jaką. Możecie ją otóż spersonalizować, zlecając wykonanie stylizowanego tekstu na jednej ze ścianek butelki. W sumie sklep oferuje 3 czcionki, a efekt waszej pracy widać od razu na zamieszczonej obok wizualizacji. Zmieścicie tam aż 5 linijek tekstu, co pozwala się nieco rozwinąć intelektualnie. 
Gorąco polecam - szczególnie tym, którzy wciąż mają problem z zakupem prezentu na święta :)
Wystarczy kliknąć tutaj.
Tomasz Falkowski
http://american-whiskey.cba.pl/

piątek, 28 listopada 2014

LOST WHISKIES - "UTRACONE SKARBY" SZKOCKIEJ SZTUKI GORZELNICZEJ

„Destylacja jest ważnym, ale nie jednym elementem produkcji whisky – kiedy więc jakaś destylarnia przestaje pracować, to wcale nie znaczy, że jej whisky przestaje tym samym istnieć. Gdy jakiś teatr zawiesza działalność, zwany jest wówczas „dark theater”. Kiedy zamykana jest jakaś destylarnia, z reguły określana jest mianem „silent distillery”, a whisky z niej pochodzącą mianem „lost whisky”. Na ile „lost whiskies”są naprawdę utracone i czy warto w nie inwestować?
Przerwy w pracy destylarni whisky w zasadzie nie są niczym nadzwyczajnym (pomijam tu świadomie przestoje sezonowe czy konserwacyjne). Z reguły związane są one z nadprodukcją destylatów i/lub złych trendów na rynku, powodujących znaczący spadek popytu. Wiele destylarni po nadejściu lepszych czasów wznawiało produkcję. Nie brakowało jednakże w historii szkockiej sztuki destylacyjnej i takich manufaktur, które kryzysów nie przetrwały i już nigdy nie wyprodukowały ani kropli whisky. Część z nich znalazła wówczas dla siebie alternatywne zajęcie. Za przykład niech tu posłuży destylarnia St. Magdalene - której część budynków oferuje apartamenty dla gości, czy destylarnia Millburn – na terenie której znajdziemy dziś lokale gastronomiczne. Inne, jak Glen Mohr czy Glen Albyn, przestały jednak istnieć na dobre. Choć nie funkcjonują, to jednak nie oznacza, że zostały zapomniane.
            Tak to już jest z whisky-biznesem, że nawet, jeśli destylarnie przestają egzystować, to jeszcze długo po nich istnieją ich produkty. Wystarczy prześledzić listy whisky oferowanych na różnych aukcjach, by to zrozumieć. Whisky z nieistniejących destylarni (tzw. „lost whisky”) oferowane w internecie, to z reguły spirytusy pochodzące z manufaktur zamkniętych w ciągu ostatnich 30 lat. Są one dość licznie reprezentowane na rynku, mimo że zapasy beczek w magazynach leżakowych danej destylarni prawdopodobnie są bez mała (jeśli nie całkowicie) puste. Manufaktury te padły ofiarą masowego wręcz zamykania destylarni, jakie miało miejsce w Szkocji w latach 80-tych ubiegłego wieku. Wówczas to sama Distillers Company Ltd. zamknęła 21 destylarni single malt i to w krótkim czasie między 1983, a 1985 rokiem. Na liście zamykanych wówczas destylarni odnaleźć można takie nazwy, jak Banff, Brora, Port Ellen, Glenlochy czy Dallas Dhu. Kryzys nie oszczędził również destylarni Caperdonich, Lochside czy Rosebank.
Którą, kiedy i dlaczego? – czyli okiem znawców
            Na rynku nie brak egzemplarzy lost whisky, których cena utrzymuje się jeszcze w granicach przyzwoitości. Zawdzięczać to można między innymi ofertom pochodzącym od niezależnych firm butelkujących, jak Cadenhead, Signatory czy Gordon & McPhail. Trzeba jednak przyznać, że whisky pochodzące z nieistniejących dziś destylarni osiągają nieraz bardzo wysokie ceny. Sytuacja ta dotyczy whisky szczególnie cenionych przez koneserów, jak Port Ellen czy Brora, choć za szczególnie ekskluzywne uchodzą obecnie także marki Kinclaith i Ben Wyvis. Jak twierdzi Arthur Motley, właściciel jednego ze sklepów alkoholowych w Edynburgu, wielu klientów interesuje się maltami z Kinclaith czy Ben Wyvis, mimo że ich oferta jest mocno ograniczona, a ceny osiągają naprawdę znaczne rozmiary. Wynika to zapewne z faktu, iż destylarnie te były stosunkowo małe i produkowały ograniczoną ilość destylatów (przeznaczanych głównie do blendingu). Co ciekawe, w ocenie ekspertów niejednokrotnie whisky z tych destylarni nie osiągają najlepszych not. Należy jednak przypuszczać, że to nie paleta aromatyczno-smakowa tych whisky przyczynia się do ich wysokich cen zbytu…
            Wygląda więc na to, że whisky pochodzące z zamkniętych destylarni, choć są drogie, nie zawsze są produktami najwyższej jakości. Nawet, jeśli są po prostu dobre, to w zestawieniu z ceną bywają najczęściej przeszacowane. Trzeba zatem ostrożnie podchodzić do zakupu lost whisky, gdyż część z nich prawdopodobnie zupełnie nie zasługuje na łzy tęsknoty ze strony konsumentów (no może poza niemierzalnymi walorami sentymentalnymi czy kolekcjonerskimi).

            Jedno jest pewne – jeśli odnajdziemy butelkę whisky starszą niż ćwierć wieku, nie można bezwzględnie oczekiwać, że będzie ona zgodna z ogólnie przyjętym dla danej destylarni profilem smakowym. Nawet tak uznanej w świecie whisky z Port Ellen - jak podkreśla Fred Laing (z firmy Douglas Laing & Co.Ltd., dla którego właśnie ta whisky stanowi jedną z najlepiej sprzedających się lost whiskies) – każdego roku jedna lub dwie beczki są na tyle niezadowalające, że kończą, jako składnik blenda King of Scots. Jak dodaje Laing, nie można wprost założyć, że każdy malt z uznanej przez ekspertów zamkniętej destylarni będzie wart zakupu, ponieważ jakość finalnego produktu zależy od wielu czynników, w tym od beczki, do jakiej wzorcowy z założenia destylat ostatecznie trafił. Taki pogląd na sprawę potwierdza również Arthur Motley. Mówi on, że wiele „utraconych whisky” butelkowanych jest przez niezależne firmy w wersji z pojedynczej beczki (single cask), co wpływa na ich zróżnicowaną jakość. „Dochodziło nawet do tego” – mówi Motley – „że pozbywaliśmy się części beczek ze względu na zdecydowanie kiepską jakość ich zawartości.” Według Motleya szczególnie interesujące malty z niefuncjonujących już destylarni to te, które reprezentują sobą wyrazisty styl, jak chociażby Port Ellen, St. Magdalene, Lochside czy Banff. St. Magdalene należy tu do whisky o złożonej, silnej, a nawet dymnej palecie. Banff z kolei, to typowy przedstawiciel tzw. „old Highland style”, silnych w palecie, ale i owocowych. Co do Port Ellen, jej popularność wynika po części z faktu, że jest to whisky z nieczynnej destylarni na Islay – wyspie, na której niełatwo odnaleźć szczególnie wiekowe destylaty……”
Jeśli interesuje wasz dalszy ciąg mojego najnowszego artykułu z miesięcznika Rynki Alkoholwe, poświęconego tym razem whisky szkockiej, zapraszam na łamy listopadowego wydania w/w pisma. Miłej lektury...
Tomasz Falkowski
http://american-whiskey.cba.pl/

niedziela, 16 listopada 2014

NOWOŚĆ W KOLEKCJI ORPHAN BARREL - LOST PROPHET

Na temat najnowszej propozycji Diageo - Orphan Barrel Project - pisałem już nie raz (patrz tutaj i tutaj). Ta kolekcja długo starzonych bourbon whiskey wzbudza w miłośnikach gatunku skrajne uczucia - od uwielbienia do zażenowania co najmniej. Niezależnie jednak od rumoru wokół najnowszej kolekcji american whiskey od Diageo, jest to kolekcja amerykańskiej wody życia w wieku 20 lat i więcej. Tak długo leżakowane bourbony należą wciąż do rzadkości i dlatego choćby whiskey z kolekcji Orphan Barrel mogą swym jestestwem stanowić gratkę dla wszystkich tych, którzy lubią zadębione wytrawne bourbony.
Do rodziny Orphan Barrel, do której należą już:
* Barterhouse 20YO
* Old Blowhard 26YO
* Rhetoric 20YO
dołącza oto:
* Lost Prophet 22YO
Jak widać, jedną z myśli przewodnich kolekcji Orphan Barrel jest dziwaczny kod nazewnictwa, co (myślę, że nie tylko w języku polskim) skutkuje nieco "obciachowymi" sformułowaniami, jak chociażby własnie Lost Prophet (utracony prorok czy zaginiony wieszcz - jak kto woli). Podobnie ma się sprawa pozostałych trzech bourbonów, że chociaż przytoczę nazwę Old Blowhard (stary chwalipięta). Sami przyznacie, że nazwy są prawdę mówiąc beznadziejne, a nawet żenujące.
Nic to. Nowe wcielenie Orphan Barrel czyli Lost Prophet, zaistniał, jako bourbon 22-letni, leżakowany w magazynach legendarnej The Stitzel-Weller Distillery, należącej dziś do Diageo. Lost Prophet, w przeciwieństwie do poprzedzających go trzech bourbonów, nie będzie mieszanką destylatów z destylarni Old Bernheim (nieistniejącej już) i New Bernheim (należącej dziś do Heaven Hill) w Louisville. Destylaty do tej edycji pochodzą tym razem w całości z jednej destylarni, a jest nią podobno obecna Buffalo Trace Distillery. Według Diageo powstały one tam w 1991 roku. Wówczas destylarnia nazywała się George T. Stagg Distillery. Butelkowania, jak zawsze, dokonano w butelkowni w Tullahomie, gdzie powstaje George Dickel Tennessee Whisky.
Jak twierdzą szczęściarze, którzy mieli okazję próbować Propheta, whiskey ta jako żywo przypomina bourbon whiskey, opartą na recepturze, określanej w Buffalo Trace, jako Mashbil #2. To receptura żytniej bourbon whiskey, która realizuje się dziś w takich bourbonach, jak Blantons, Ancient Age, Rock Hill Farms, Elmer T. Lee czy Hancoock President Reserve.
Wygląda więc na to, że głównym atutem Lost Propheta będzie fakt, że jest on prawdopodobnie najstarszym na rynku bourbonem rodem z dzisiejszej Buffalo Trace. Destylarnia oferuje wszak tuza świata whisky w ogóle - czyli George T. Stagga - jednak góra w wieku około 16 lat oraz Eagle Rare 17 YO, który dojeżdża do nawet 19 lat spędzonych w beczce. Jednak osobiście nie znam żadnego bourbona z Buffalo Trace, który przekroczyłby magiczną w tym przypadku barierę 2 dekad. Jeśli więc ktoś chce sprawdzić, jak mogłoby być, gdyby destylarnia z Frankfortu zdecydowała się na tak długo starzoną whiskey, niech sobie sprawi najnowszego przedstawiciela kolekcji Orphan Barrel, który wygląda tak:
Lost Prophet oferowany będzie na rynku pierwotnym w cenie około 120$ za butelkę. Skrywać ona będzie 750ml bourbona z zawartością alkoholu 90,1 proof (45,05%)
Tomasz Falkowski
http://american-whiskey.cba.pl/

sobota, 15 listopada 2014

METZE'S MEDLEY - CZYLI WŁASNA MARKA MGP DISTILLERY!

MGP Distillery, to destylarnia american whiskey zlokalizowana w Lawrenceburgu - ale nie w tym w Kentucky (mieście Wild Turkey i Four Roses) - ale w Indianie. Większość kojarzy tę destylarnię z nazwą LDI - Lawrenceburg Distillers Indiana, choć w historii firmy nazw było wiele, począwszy od Rossville Distillery. Przez długie lata destylarnia należała do Seagramsa. Następnie właścicielami miejsca byli kolejno: Pernod-Ricard i Angostura. To właśnie ta ostatnia korporacja z siedzibą na Karaibach nadała destylarni nazwę LDI. Jednak w 2011 roku destylarnia ostatecznie przeszła w ręce MGP Ingredients i od tej pory nazwywa się MGP Distillery.
MGP, to jedna z największych amerykańskich destylarni whiskey. Autorem jej potęgi był Seagrams, który od początku operacji w Lawrenceburgu przeznaczał usytuowaną tam destylarnię do hurtowej w skali produkcji whiskey, przeznaczonej wyłącznie dla odbiorców zewnętrznych. Oznacza to w praktyce, że obecna MGP destyluje, maturuje i nawet butelkuje whiskey dla posiadaczy własnych marek, którzy często udają, że sami produkują oferowaną przez siebie whiskey (jak Templeton, Redemption czy Bulleit Rye).
Oprócz tej ciekawostki - czyli braku własnej marki whiskey - MGP nie udziela też w zasadzie żadnych wywiadów dla dziennikarzy. Destylarnia nie przyjmuje też oficjalnie żadnych turystów. Można powiedzieć, że ta dziwna "skromność" jest nieodłącznym atrybutem destylarni MGP.
Chciałbym jednak nawiązać dziś przede wszystkim do faktu nieposiadania żadnej własnej marki przez tę destylarnię. W nielicznych doniesieniach prasowych można było do tej pory zawsze wyczytać, że MGP nie jest zainteresowana posiadaniem jakiejkolwiek własnej marki whiskey z uwagi na niechęć do robienia w ten sposób konkurencji swoim odbiorcom. Podejście to było aktualne do teraz, a w zasadzie do 07 listopada tego roku, kiedy to właściciele MGP Distillery ogłosili stworzenie bourbona pod nazwą Metze's Medley Limited Edition Indiana Straight Bourbon Whiskey.
Bourbon ten w istocie jest pierwszą własną marką MGP, której nazwa nawiązuje do tutejszego mistrza destylacji Grega Metze, pracującego w Lawrenceburgu od 36 lat. 
Metze's Medley jest mieszanką 3 bourbonów:
- 20% 9-letniego bourbona żytniego (21% żyta w recepturze)
- 20% 9-letniego bourbona żytniego (36% żyta w recepturze)
- 60% 6-letniego bourbona żytniego (21% żyta w recepturze)
Trudno powiedzieć, czy Metze's Medley (MM), to incydent w historii destylarni, czy początek zmiany koncepcji jej włodarzy. Faktem jest, że MM jest edycją ściśle limitowaną i całkowicie niedostępną na wolnym rynku, nawet w USA. Jedynym miejscem, gdzie pojawił się bourbon MM, jest Lawrenceburg Indiana Whiskey City Festival, którego współpatronem jest właśnie MGP Distillery. 

Tomasz Falkowski

wtorek, 4 listopada 2014

BOURBON I INNE AMERICAN WHISKY - POCZĄTEK OPOWIEŚCI

„Są na świecie whisky, które stanowią ucieleśnienie niepowtarzalności jednocześnie i miejsca i metod produkcji, będące produktem oryginalnym pod każdym względem. I nie chodzi mi tu o powszechnie nobilitowaną Scotch Single Malt Whisky – wyjątkową przede wszystkim ze względu na miejsce swego pochodzenia, nie zaś na technologię produkcji (lepiej lub gorzej powielaną na całym świecie, np. w Japonii czy Australii). W świecie alkoholi z najwyższej półki nawet koniak nie może poszczycić się taką charakterystyką – można przecież wyprodukować we Francji brandy tymi samymi metodami, co koniak, nie mogąc jej nazwać koniakiem wyłącznie z przyczyn geograficznych. Tą whisky jest Bourbon Whisky, nazwana w 1964 roku przez Kongres „Distinctive Spirit of United States”– woda życia pochodząca wyłącznie z USA, wyprodukowana według wyłącznych dla niej metod.
American vs. Scotch
Niestety bourbon jest przez wielu ortodoksyjnych fanów szkockich whisky wciąż traktowany po macoszemu, momentami wręcz, jako odrębny gatunek alkoholu. Nic bardziej mylnego. Jak mawiają destylatorzy z Kentucky, ojczyzny bourbonów: „Każdy bourbon, to whisky, ale nie każda whisky, to bourbon.”
Definicja Bourbon Whisky określa zasadnicze różnice między tym gatunkiem whisky, a inną whisky, w tym słodową. Głównym ziarnem wsadowym jest tu kukurydza, zwana przez tubylców maize. Najczęściej towarzyszy jej w recepturze słód jęczmienny (ok. 7%) i żyto (ok. 15%). Kukurydza jest zgoła odmiennym zbożem od używanego w Szkocji jęczmienia, stąd stanowi bazę dla whisky zdecydowanie słodszej w palecie. Zapewne dlatego amerykańscy destylatorzy przełamują smakowe walory kukurydzy dodawaniem do zacieru ziaren żyta (lub rzadziej pszenicy).
            Gotowy zacier (mash) poddawany jest najczęściej podwójnej destylacji. Od kiedy Aeneas Coffey w 1830 roku opatentował swój aparat do destylacji ciągłej, jego rozwiązanie znalazło szerokie zastosowanie właśnie w amerykańskim whisky-biznesie (nie zaś w rodzinnej Irlandii czy sąsiedniej Szkocji). Stąd w największych destylarniach whisky w USA pierwsza destylacja odbywa się właśnie w kolumnie destylacyjnej, druga zaś w zmodyfikowanym alembiku.
Kolejną różnicę w produkcji Bourbon Whisky, w stosunku do jej konkurentów ze Szkocji, odnaleźć można w podejściu do maturacji swoich destylatów. Każda whisky, chcąca nosić miano bourbona, musi być bezwzględnie leżakowana w nieużywanej beczce, dodatkowo wypalanej od środka. To być może najważniejszy aspekt, odróżniający bourbon whisky od innych rodzajów wody życia. Każdy miłośnik alkoholi starzonych z pewnością zdaje sobie sprawę, że około połowa elementów ostatecznej palety whisky pochodzi właśnie z drewna beczki. Drewno nowe z natury rzeczy ma najwięcej do zaoferowania destylatom, które mają z nim kontakt. Beczkę używaną, którą powszechnie stosują Szkoci, porównać można (w pewnym uproszczeniu) do torebki z co najmniej raz parzoną herbatą. Z pewnością powstanie z niej jakiś napar, ale zdecydowanie uboższy. W przypadku bourbona mamy więc do czynienia ze stosunkowo intensywną maturacją, którą potęguje klimat znacznie gorętszy i suchszy, niż ten w Szkocji. Dlatego też za minimalnie wyleżakowane uważa się bourbony już 4-6 –letnie, podczas gdy w Szkocji trzeba na godny zaakceptowania efekt czekać około 10-12 lat.
Intensywna maturacja przekładać się będzie również na barwę whisky, którą wlejemy do kieliszka. Bourbony będą tu zdecydowanie ciemniejsze od każdej innej whisky w tym samym wieku. Co więcej, barwa bourbona zawsze wynika tylko i wyłącznie z kontaktu destylatów z beczką. Do Bourbon Whisky nie wolno dodawać żadnych składników dodatkowych, jak chociażby karmelu, stosowanego w Szkocji dla przyciemnienia barwy. Zawsze więc konsument ma pewność, że głęboki bursztyn czy mahoń w kieliszku z bourbonem, to efekt w 100% naturalny i prawdziwy…..”
... Tak właśnie zaczyna się mój nowy cykl artykułów poświęconych american whisky, jaki będzie ukazywał się na łamach PIWNICZKI SMAKÓW, pisma - przewodnika po świecie alkoholi. Powyżej prezentuję jedynie fragment artykułu. Cały tekst możecie przeczytać w najnowszym 13. numerze Piwniczki, wydaniu jesień-zima 2014. Zapraszam i życzę miłej lektury!

czwartek, 30 października 2014

NOWE SZATY DLA RUSSELLLS RESERVE

Kiedy w 2000 roku pojawiał się pierwszy bourbon Wild Turkey Russellls Reserve, wzbudził on wiele emocji. Był to limitowany bourbon 10-letni z klasyczną do niedawna dla Wild Turkey zawartością alkoholu 101 proof (50,5%) i oceniano go, jako jeden z najlepszych produktów destylarni. Wyglądał tak:
W 2005 roku Russells Reserve 10YO przeszedł gruntowną metamorfozę. Przede wszystkim zmieniono mu konfekcję. Butelka stała się bardziej pękata, no i etykietki zmieniły całkowicie sówj wygląd. Przede wszystkim zniknęły z nich wyrazy Wild Turkey. Od teraz Russells Reserve stanowić miał samodzielną markę słynnej destylarni. Jednak nie to dla konsumenta (i miłośnika whiskey z Wild Turkey) okazało się zmianą najważniejszą. Niestety (i piszę to z pełna odpowiedzialnością) zmieniono w tej bourbon whiskey zawartość alkoholu ze 101 proof na 90 proof (45%). Decyzja ta okazała się znamienna w skutkach dla palety znakomitego RR z lat 2000-2005. Kto ceni sobie whiskey z Wild Turkey, wie o czym mówię. To niby tylko kilka % mniej, ale w odczuciach oznacza znacznie mniej doznań - niestety.
Druga odmiana RR 10Y0 nie egzystowała zbyt długo. Już w 2008 pojawiła się trzecia odsłona tego bourbona. Wielu oczekiwało powrotu do formy z początku millenium, ale się nie doczekało. Zmieniono etykiety i... nic więcej:
W tak zwanym międzyczasie rodzinę samodzielnej marki Russelle Reserve w palecie oferty Wild Turkey Distillery wzbogaciły dwie whiskey:
* RR Rye 6YO
* RR Single Barrel
Obie w kwestii konfekcji oczywiście nawiązywały jako żywo do formy RR 10YO nr 3.
Ale oto całkiem niedawno świat american whiskey obiegła plotka, że coś w rodzinie RR znów ma drgnąć. Plotki te zdają się potwierdzać i nabierają realnego kształtu. Oto, drodzy fani bourbon i marki RR, znów ma się zmienić konfekcja i nic poza tym. Wild Turkey przedstawił póki co wzory nowych etykiet. Oto one:
* RR 10YO:
* RR Rye 6YO:
* RR Single Barrel:
Kształtu butelki jeszcze nie potwierdzono, choć można przypuszczać, że ten się nie zmieni - tak samo, jak nie drgnęło nic w kwestii percentażu 10-letniego RR. Można za to zauważyć dwa autografy - ojca Jimmy'ego Russella i jego syna Eddie'go (do tej pory funkcjonował podpis jedynie starego mistrza.
Widać więc, że Gruppo Campari (właściciel Wild Turkey) poważnie traktuje rodzinę whiskey RR, choć dba tu jedynie o drobiazgi. Na szczęście w czwartej odsłonie RR w przypadku wersji Single Barrel zniknie mylący i kompletnie nieprzemyślany napis Small Batch - w końcu albo Single Barrel albo Small Batch.

wtorek, 28 października 2014

MIKROKULTURA W SZTUCE FERMENTACJI - CZYLI RZECZ O DROŻDŻACH

       „Istnieje jeden wspólny mianownik dla absolutnie wszystkich rodzajów alkoholi – drożdże. To właśnie te wszędobylskie mikroorganizmy są zdolne zamienić cukier w alkohol. Jeśli zapewnić im dobre warunki rozwoju, drożdże będą też intensywnie się mnożyć. Jak widać zatem, również w skali mikro alkohol i reprodukcja miewają ze sobą wiele wspólnego. Oczywiście bez drożdży nie byłoby również whisky. Dziś zatem o drożdżach i ich roli w produkcji whisky - bourbon whisky.
Panowie Beam czyli produkcja i reprodukcja
W przypadku american whisky drożdże automatycznie kojarzone są z jednym nazwiskiem – Beam. Członkowie rodziny Beamów i drożdże mają ze sobą wiele wspólnego. W jednym i drugim przypadku da się stwierdzić naturalną zdolność do produkcji alkoholu i reprodukcji oraz przekazywania pożądanych cech następnym pokoleniom. Brzmi to może groteskowo, ale w rzeczywistości stanowi realny wkład w rozwój whisky-biznesu w USA.
W zasadzie wszyscy destylujący członkowie rodziny są potomkami germańskiego osadnika Jacoba Boehma (1760-1839). Ten zaś rozpoczął dynastię bourbon-baronów poprzez swego syna Davida i jego trzech synów – Davida, Josepha i Johna. John (znany jako Jack) miał tylko jednego syna, który w dodatku był bezdzietny. Na szczęście pozostali bracia w tej kwestii nie próżnowali. Każdy z nich miał po dwóch synów, którzy oczywiście zostali destylatorami. Synami Davida byli James (słynny Jim Beam) i Park, zaś Josepha – Minor i Joe. Choć każdy z nich pracował w rodzinnym interesie, to Joe był tym człowiekiem, który swoją działalność rozszerzał daleko poza własne podwórko. Po zniesieniu prohibicji w 1933 roku każdy, kto chciał uruchomić nową destylarnię lub miał problemy z już istniejącą, dzwonił właśnie po Joe Beama.
Współczesna produkcja drożdży jest daleko wyspecjalizowana i oparta na naukowych podstawach. Jednak jeszcze kilkadziesiąt lat temu przygotowanie drożdży fermentacyjnych leżało wyłącznie w gestii samych destylatorów, zaś sztuka ta przekazywana była bezpośrednio z ojca na syna. Pomimo postępu nauki, wielu destylatorów wciąż opierało się nowoczesności w tym względzie. Zarysowała się z czasem dość gruba linia oddzielająca od siebie tzw. „scientific distillers” i „practical distillers”. Panowie Beam niewątpliwie należeli do tej drugiej grupy. Minor miał jednego syna, który został destylatorem, jednak wspomniany Joe miał ich siedmiu. Z czasem ustaliła się zasada, według której Joe pomagał uruchomić jakąś destylarnię, po czy zostawiał w niej jednego lub dwóch swoich synów w roli mistrzów destylacji. Ten schemat obowiązywał w Kentucky przez długie lata. Istniała też druga nienaruszalna zasada – do każdej nowej destylarni Joe zabierał własne drożdże, których kultury wyhodował po raz pierwszy w 1895 roku.
Wyhodowanie pożądanych kultur nie jest łatwe. Choć drożdże są praktycznie wszędzie, nie wszystkie nadają się do produkcji odpowiedniego alkoholu. Sztuką zatem było rozpoznanie i „wyłapanie” tych odpowiednich oraz stworzenie im komfortowych warunków rozwoju. W takich warunkach drożdże intensywnie się rozmnażają i z rzadka mutują. Obie te cechy są niezwykle cenione przez destylatorów, gdyż wpływają bezpośrednio na ciągłość produkcji i niezmienność produktu.
            Jedną z nielicznych destylarni, w pracy której swojego udziału nie miał Joe (lub któryś z jego synów), była destylarnia pod Shepherdsville, kierowana przez jego kuzynów – Jima i Parka. Park miał dwóch destylujących synów – Carla i Earla. Jeremiah (syn Jima) nie miał dzieci, ale miała je córka Jima, Margaret. Jej synem był słynny Booker Noe.
            Oczywiście Joe nie był jedynym Beamem, który posiadł umiejętność wyhodowania stosownych drożdży. Jim i Park również robili to znakomicie, cały czas przekazując tę umiejętność z ojca na syna. Booker uwielbiał w swoim czasie opowiadać o tym, jak dziadek Jim hodował swoje drożdże w wiadrze na werandzie domu w Bardstown, przyczyniając się tym do permanentnego zasmrodzenia całego domu.
Przygotowanie drożdży
            W zasadzie można wyróżnić dwa kluczowe aspekty przygotowania od podstaw drożdży produkujących whisky. Po pierwsze, potrzebne jest medium do wzrostu tych mikroorganizmów, tzw. zacier drożdżowy (yeast mash). Każdy destylator przygotowuje go według własnej indywidualnej, często podpartej rodzinną tradycją, receptury. Zacier drożdżowy różni się od zwykłego zacieru, stosowanego do produkcji bourbon whisky (whisky mash). W tym drugim (zgodnie z prawem) przeważa kukurydza, zaś resztę dopełnia żyto (lub pszenica) i słód jęczmienny. W przeciwieństwie do niego yeast mash składa się głównie ze słodu jęczmiennego, z dodatkiem odrobiny żyta lub pszenicy, jednak nigdy kukurydzy. Do tego czasem dodaje się jeszcze chmielu (czego nie uświadczymy w whisky mash).
Po drugie, potrzebna jest umiejętność rozpoznania zacieru drożdżowego, w którym pozyskano pożądaną kulturę drożdży. W tym celu niezbędne wydaje się doświadczenie przy ocenie przebiegu fermentacji whisky mash. Samo zapoczątkowanie procesu fermentacji jest w zasadzie banalnie proste. Drożdże występują praktycznie wszędzie wokół nas. Wystarczy wyeksponować na ich działanie mieszankę wody i jakiegoś źródła cukrów fermentacyjnych i fermentację mamy praktycznie zapewnioną (wie to każdy, kto zostawił na nieco dłużej jakieś owoce, szczególnie latem). Sztuką jest więc rozpoznanie tego właściwego nastawu (batch), czynione najczęściej poprzez ocenę zapachową, smakową czy wizualną fermentującego zacieru.
Jedna z teorii dotyczących początków bourbon whisky głosi, iż to między innymi dlatego Kentucky stało się ojczyzną bourbona, że w swym środowisku posiada te pożądane przez destylatorów kultury drożdży. Ile prawdy w tej teorii, to już inna historia. W każdym razie po stwierdzeniu, że dany nastaw spełnia oczekiwania destylatora, ten przenosił część danego nastawu drożdżowego do kolejnego, świeżego nastawu, w celu propagacji konkretnej kultury małych grzybów. Czynność ta była powtarzana kilkukrotnie, aż do uzyskania odpowiedniej ilości mikroorganizmów, mogących zapewnić ciągłość produkcji whisky w danej destylarni….” 
To jedynie fragment mojego najnowszego artykułu, jaki ukazał się właśnie na łamach październikowego numeru Rynków Alkoholowych. Do lektury całości oczywiście serdecznie zapraszam, ale już na łamy owego miesięcznika branżowego - miłej lektury!

niedziela, 26 października 2014

WOODFORD RESERVE MASTERS COLLECTION SONOMA-CUTRER FINISH

Jakoś od kilkunastu dni nie mogę opuścić tematyki związanej z koncernem Brown-Forman, właścicielem takich destylarni, jak Brown-Forman Distillery (dawniej Early Times), Jack Daniel Distillery i Woodford Reserve Distillery. Tym razem to właśnie destylarni Woodford Reserve chciałbym poświęcić chwilę.
Jak co roku, tak i tym razem, Chris Morris (mistrz destylacji w Brown-Forman i Woodford Reserve) ujawni swoje najnowsze (dziewiąte już) doroczne dzieło z serii Masters Collection. Tym, którzy choć trochę interesują się tą ekskluzywną linią whiskey, destylowaną w 100% w trzech miedzianych alembikach, już gdzieś nazwę zawartą w tytule tego posta słyszeli. A jakże! Bourbon o tym samym oznaczeniu narodził się w 2007 roku (jako drugi z serii) i również był finiszowany w winie z Sonoma-Cutrer. Było to jednak wino oparte na szczepie Chardonnay.
Tym razem winiarze z winiarni należącej, a jakże - do BF, do finiszowania tej bourbon whiskey przeznaczyli beczki po winie wyprodukowanym z owoców szczepu Pinot Noir. Selekcji beczek dokonał winemaking director z Sonoma-Cutrer, niejaki Mick Schroeter.
Produkt pojawi się na rynku już w listopadzie br. w cenie 100$ za 750ml butelkę (oczywiście na rynku pierwotnym). Nam przyjdzie zapłacić za nią 1,5-2 razy więcej i to, jeśli się pojawi gdzieś w Europie. Trzeba jednak przyznać, że może w niewielkich ilościach, ale z reguły każda edycja na stary kontynent przybywała, choć w pomniejszonych o 50ml butelkach. Należy zatem oczekiwać, że tak też będzie i w tym przypadku.