piątek, 28 listopada 2014

LOST WHISKIES - "UTRACONE SKARBY" SZKOCKIEJ SZTUKI GORZELNICZEJ

„Destylacja jest ważnym, ale nie jednym elementem produkcji whisky – kiedy więc jakaś destylarnia przestaje pracować, to wcale nie znaczy, że jej whisky przestaje tym samym istnieć. Gdy jakiś teatr zawiesza działalność, zwany jest wówczas „dark theater”. Kiedy zamykana jest jakaś destylarnia, z reguły określana jest mianem „silent distillery”, a whisky z niej pochodzącą mianem „lost whisky”. Na ile „lost whiskies”są naprawdę utracone i czy warto w nie inwestować?
Przerwy w pracy destylarni whisky w zasadzie nie są niczym nadzwyczajnym (pomijam tu świadomie przestoje sezonowe czy konserwacyjne). Z reguły związane są one z nadprodukcją destylatów i/lub złych trendów na rynku, powodujących znaczący spadek popytu. Wiele destylarni po nadejściu lepszych czasów wznawiało produkcję. Nie brakowało jednakże w historii szkockiej sztuki destylacyjnej i takich manufaktur, które kryzysów nie przetrwały i już nigdy nie wyprodukowały ani kropli whisky. Część z nich znalazła wówczas dla siebie alternatywne zajęcie. Za przykład niech tu posłuży destylarnia St. Magdalene - której część budynków oferuje apartamenty dla gości, czy destylarnia Millburn – na terenie której znajdziemy dziś lokale gastronomiczne. Inne, jak Glen Mohr czy Glen Albyn, przestały jednak istnieć na dobre. Choć nie funkcjonują, to jednak nie oznacza, że zostały zapomniane.
            Tak to już jest z whisky-biznesem, że nawet, jeśli destylarnie przestają egzystować, to jeszcze długo po nich istnieją ich produkty. Wystarczy prześledzić listy whisky oferowanych na różnych aukcjach, by to zrozumieć. Whisky z nieistniejących destylarni (tzw. „lost whisky”) oferowane w internecie, to z reguły spirytusy pochodzące z manufaktur zamkniętych w ciągu ostatnich 30 lat. Są one dość licznie reprezentowane na rynku, mimo że zapasy beczek w magazynach leżakowych danej destylarni prawdopodobnie są bez mała (jeśli nie całkowicie) puste. Manufaktury te padły ofiarą masowego wręcz zamykania destylarni, jakie miało miejsce w Szkocji w latach 80-tych ubiegłego wieku. Wówczas to sama Distillers Company Ltd. zamknęła 21 destylarni single malt i to w krótkim czasie między 1983, a 1985 rokiem. Na liście zamykanych wówczas destylarni odnaleźć można takie nazwy, jak Banff, Brora, Port Ellen, Glenlochy czy Dallas Dhu. Kryzys nie oszczędził również destylarni Caperdonich, Lochside czy Rosebank.
Którą, kiedy i dlaczego? – czyli okiem znawców
            Na rynku nie brak egzemplarzy lost whisky, których cena utrzymuje się jeszcze w granicach przyzwoitości. Zawdzięczać to można między innymi ofertom pochodzącym od niezależnych firm butelkujących, jak Cadenhead, Signatory czy Gordon & McPhail. Trzeba jednak przyznać, że whisky pochodzące z nieistniejących dziś destylarni osiągają nieraz bardzo wysokie ceny. Sytuacja ta dotyczy whisky szczególnie cenionych przez koneserów, jak Port Ellen czy Brora, choć za szczególnie ekskluzywne uchodzą obecnie także marki Kinclaith i Ben Wyvis. Jak twierdzi Arthur Motley, właściciel jednego ze sklepów alkoholowych w Edynburgu, wielu klientów interesuje się maltami z Kinclaith czy Ben Wyvis, mimo że ich oferta jest mocno ograniczona, a ceny osiągają naprawdę znaczne rozmiary. Wynika to zapewne z faktu, iż destylarnie te były stosunkowo małe i produkowały ograniczoną ilość destylatów (przeznaczanych głównie do blendingu). Co ciekawe, w ocenie ekspertów niejednokrotnie whisky z tych destylarni nie osiągają najlepszych not. Należy jednak przypuszczać, że to nie paleta aromatyczno-smakowa tych whisky przyczynia się do ich wysokich cen zbytu…
            Wygląda więc na to, że whisky pochodzące z zamkniętych destylarni, choć są drogie, nie zawsze są produktami najwyższej jakości. Nawet, jeśli są po prostu dobre, to w zestawieniu z ceną bywają najczęściej przeszacowane. Trzeba zatem ostrożnie podchodzić do zakupu lost whisky, gdyż część z nich prawdopodobnie zupełnie nie zasługuje na łzy tęsknoty ze strony konsumentów (no może poza niemierzalnymi walorami sentymentalnymi czy kolekcjonerskimi).

            Jedno jest pewne – jeśli odnajdziemy butelkę whisky starszą niż ćwierć wieku, nie można bezwzględnie oczekiwać, że będzie ona zgodna z ogólnie przyjętym dla danej destylarni profilem smakowym. Nawet tak uznanej w świecie whisky z Port Ellen - jak podkreśla Fred Laing (z firmy Douglas Laing & Co.Ltd., dla którego właśnie ta whisky stanowi jedną z najlepiej sprzedających się lost whiskies) – każdego roku jedna lub dwie beczki są na tyle niezadowalające, że kończą, jako składnik blenda King of Scots. Jak dodaje Laing, nie można wprost założyć, że każdy malt z uznanej przez ekspertów zamkniętej destylarni będzie wart zakupu, ponieważ jakość finalnego produktu zależy od wielu czynników, w tym od beczki, do jakiej wzorcowy z założenia destylat ostatecznie trafił. Taki pogląd na sprawę potwierdza również Arthur Motley. Mówi on, że wiele „utraconych whisky” butelkowanych jest przez niezależne firmy w wersji z pojedynczej beczki (single cask), co wpływa na ich zróżnicowaną jakość. „Dochodziło nawet do tego” – mówi Motley – „że pozbywaliśmy się części beczek ze względu na zdecydowanie kiepską jakość ich zawartości.” Według Motleya szczególnie interesujące malty z niefuncjonujących już destylarni to te, które reprezentują sobą wyrazisty styl, jak chociażby Port Ellen, St. Magdalene, Lochside czy Banff. St. Magdalene należy tu do whisky o złożonej, silnej, a nawet dymnej palecie. Banff z kolei, to typowy przedstawiciel tzw. „old Highland style”, silnych w palecie, ale i owocowych. Co do Port Ellen, jej popularność wynika po części z faktu, że jest to whisky z nieczynnej destylarni na Islay – wyspie, na której niełatwo odnaleźć szczególnie wiekowe destylaty……”
Jeśli interesuje wasz dalszy ciąg mojego najnowszego artykułu z miesięcznika Rynki Alkoholwe, poświęconego tym razem whisky szkockiej, zapraszam na łamy listopadowego wydania w/w pisma. Miłej lektury...
Tomasz Falkowski
http://american-whiskey.cba.pl/

niedziela, 16 listopada 2014

NOWOŚĆ W KOLEKCJI ORPHAN BARREL - LOST PROPHET

Na temat najnowszej propozycji Diageo - Orphan Barrel Project - pisałem już nie raz (patrz tutaj i tutaj). Ta kolekcja długo starzonych bourbon whiskey wzbudza w miłośnikach gatunku skrajne uczucia - od uwielbienia do zażenowania co najmniej. Niezależnie jednak od rumoru wokół najnowszej kolekcji american whiskey od Diageo, jest to kolekcja amerykańskiej wody życia w wieku 20 lat i więcej. Tak długo leżakowane bourbony należą wciąż do rzadkości i dlatego choćby whiskey z kolekcji Orphan Barrel mogą swym jestestwem stanowić gratkę dla wszystkich tych, którzy lubią zadębione wytrawne bourbony.
Do rodziny Orphan Barrel, do której należą już:
* Barterhouse 20YO
* Old Blowhard 26YO
* Rhetoric 20YO
dołącza oto:
* Lost Prophet 22YO
Jak widać, jedną z myśli przewodnich kolekcji Orphan Barrel jest dziwaczny kod nazewnictwa, co (myślę, że nie tylko w języku polskim) skutkuje nieco "obciachowymi" sformułowaniami, jak chociażby własnie Lost Prophet (utracony prorok czy zaginiony wieszcz - jak kto woli). Podobnie ma się sprawa pozostałych trzech bourbonów, że chociaż przytoczę nazwę Old Blowhard (stary chwalipięta). Sami przyznacie, że nazwy są prawdę mówiąc beznadziejne, a nawet żenujące.
Nic to. Nowe wcielenie Orphan Barrel czyli Lost Prophet, zaistniał, jako bourbon 22-letni, leżakowany w magazynach legendarnej The Stitzel-Weller Distillery, należącej dziś do Diageo. Lost Prophet, w przeciwieństwie do poprzedzających go trzech bourbonów, nie będzie mieszanką destylatów z destylarni Old Bernheim (nieistniejącej już) i New Bernheim (należącej dziś do Heaven Hill) w Louisville. Destylaty do tej edycji pochodzą tym razem w całości z jednej destylarni, a jest nią podobno obecna Buffalo Trace Distillery. Według Diageo powstały one tam w 1991 roku. Wówczas destylarnia nazywała się George T. Stagg Distillery. Butelkowania, jak zawsze, dokonano w butelkowni w Tullahomie, gdzie powstaje George Dickel Tennessee Whisky.
Jak twierdzą szczęściarze, którzy mieli okazję próbować Propheta, whiskey ta jako żywo przypomina bourbon whiskey, opartą na recepturze, określanej w Buffalo Trace, jako Mashbil #2. To receptura żytniej bourbon whiskey, która realizuje się dziś w takich bourbonach, jak Blantons, Ancient Age, Rock Hill Farms, Elmer T. Lee czy Hancoock President Reserve.
Wygląda więc na to, że głównym atutem Lost Propheta będzie fakt, że jest on prawdopodobnie najstarszym na rynku bourbonem rodem z dzisiejszej Buffalo Trace. Destylarnia oferuje wszak tuza świata whisky w ogóle - czyli George T. Stagga - jednak góra w wieku około 16 lat oraz Eagle Rare 17 YO, który dojeżdża do nawet 19 lat spędzonych w beczce. Jednak osobiście nie znam żadnego bourbona z Buffalo Trace, który przekroczyłby magiczną w tym przypadku barierę 2 dekad. Jeśli więc ktoś chce sprawdzić, jak mogłoby być, gdyby destylarnia z Frankfortu zdecydowała się na tak długo starzoną whiskey, niech sobie sprawi najnowszego przedstawiciela kolekcji Orphan Barrel, który wygląda tak:
Lost Prophet oferowany będzie na rynku pierwotnym w cenie około 120$ za butelkę. Skrywać ona będzie 750ml bourbona z zawartością alkoholu 90,1 proof (45,05%)
Tomasz Falkowski
http://american-whiskey.cba.pl/

sobota, 15 listopada 2014

METZE'S MEDLEY - CZYLI WŁASNA MARKA MGP DISTILLERY!

MGP Distillery, to destylarnia american whiskey zlokalizowana w Lawrenceburgu - ale nie w tym w Kentucky (mieście Wild Turkey i Four Roses) - ale w Indianie. Większość kojarzy tę destylarnię z nazwą LDI - Lawrenceburg Distillers Indiana, choć w historii firmy nazw było wiele, począwszy od Rossville Distillery. Przez długie lata destylarnia należała do Seagramsa. Następnie właścicielami miejsca byli kolejno: Pernod-Ricard i Angostura. To właśnie ta ostatnia korporacja z siedzibą na Karaibach nadała destylarni nazwę LDI. Jednak w 2011 roku destylarnia ostatecznie przeszła w ręce MGP Ingredients i od tej pory nazwywa się MGP Distillery.
MGP, to jedna z największych amerykańskich destylarni whiskey. Autorem jej potęgi był Seagrams, który od początku operacji w Lawrenceburgu przeznaczał usytuowaną tam destylarnię do hurtowej w skali produkcji whiskey, przeznaczonej wyłącznie dla odbiorców zewnętrznych. Oznacza to w praktyce, że obecna MGP destyluje, maturuje i nawet butelkuje whiskey dla posiadaczy własnych marek, którzy często udają, że sami produkują oferowaną przez siebie whiskey (jak Templeton, Redemption czy Bulleit Rye).
Oprócz tej ciekawostki - czyli braku własnej marki whiskey - MGP nie udziela też w zasadzie żadnych wywiadów dla dziennikarzy. Destylarnia nie przyjmuje też oficjalnie żadnych turystów. Można powiedzieć, że ta dziwna "skromność" jest nieodłącznym atrybutem destylarni MGP.
Chciałbym jednak nawiązać dziś przede wszystkim do faktu nieposiadania żadnej własnej marki przez tę destylarnię. W nielicznych doniesieniach prasowych można było do tej pory zawsze wyczytać, że MGP nie jest zainteresowana posiadaniem jakiejkolwiek własnej marki whiskey z uwagi na niechęć do robienia w ten sposób konkurencji swoim odbiorcom. Podejście to było aktualne do teraz, a w zasadzie do 07 listopada tego roku, kiedy to właściciele MGP Distillery ogłosili stworzenie bourbona pod nazwą Metze's Medley Limited Edition Indiana Straight Bourbon Whiskey.
Bourbon ten w istocie jest pierwszą własną marką MGP, której nazwa nawiązuje do tutejszego mistrza destylacji Grega Metze, pracującego w Lawrenceburgu od 36 lat. 
Metze's Medley jest mieszanką 3 bourbonów:
- 20% 9-letniego bourbona żytniego (21% żyta w recepturze)
- 20% 9-letniego bourbona żytniego (36% żyta w recepturze)
- 60% 6-letniego bourbona żytniego (21% żyta w recepturze)
Trudno powiedzieć, czy Metze's Medley (MM), to incydent w historii destylarni, czy początek zmiany koncepcji jej włodarzy. Faktem jest, że MM jest edycją ściśle limitowaną i całkowicie niedostępną na wolnym rynku, nawet w USA. Jedynym miejscem, gdzie pojawił się bourbon MM, jest Lawrenceburg Indiana Whiskey City Festival, którego współpatronem jest właśnie MGP Distillery. 

Tomasz Falkowski

wtorek, 4 listopada 2014

BOURBON I INNE AMERICAN WHISKY - POCZĄTEK OPOWIEŚCI

„Są na świecie whisky, które stanowią ucieleśnienie niepowtarzalności jednocześnie i miejsca i metod produkcji, będące produktem oryginalnym pod każdym względem. I nie chodzi mi tu o powszechnie nobilitowaną Scotch Single Malt Whisky – wyjątkową przede wszystkim ze względu na miejsce swego pochodzenia, nie zaś na technologię produkcji (lepiej lub gorzej powielaną na całym świecie, np. w Japonii czy Australii). W świecie alkoholi z najwyższej półki nawet koniak nie może poszczycić się taką charakterystyką – można przecież wyprodukować we Francji brandy tymi samymi metodami, co koniak, nie mogąc jej nazwać koniakiem wyłącznie z przyczyn geograficznych. Tą whisky jest Bourbon Whisky, nazwana w 1964 roku przez Kongres „Distinctive Spirit of United States”– woda życia pochodząca wyłącznie z USA, wyprodukowana według wyłącznych dla niej metod.
American vs. Scotch
Niestety bourbon jest przez wielu ortodoksyjnych fanów szkockich whisky wciąż traktowany po macoszemu, momentami wręcz, jako odrębny gatunek alkoholu. Nic bardziej mylnego. Jak mawiają destylatorzy z Kentucky, ojczyzny bourbonów: „Każdy bourbon, to whisky, ale nie każda whisky, to bourbon.”
Definicja Bourbon Whisky określa zasadnicze różnice między tym gatunkiem whisky, a inną whisky, w tym słodową. Głównym ziarnem wsadowym jest tu kukurydza, zwana przez tubylców maize. Najczęściej towarzyszy jej w recepturze słód jęczmienny (ok. 7%) i żyto (ok. 15%). Kukurydza jest zgoła odmiennym zbożem od używanego w Szkocji jęczmienia, stąd stanowi bazę dla whisky zdecydowanie słodszej w palecie. Zapewne dlatego amerykańscy destylatorzy przełamują smakowe walory kukurydzy dodawaniem do zacieru ziaren żyta (lub rzadziej pszenicy).
            Gotowy zacier (mash) poddawany jest najczęściej podwójnej destylacji. Od kiedy Aeneas Coffey w 1830 roku opatentował swój aparat do destylacji ciągłej, jego rozwiązanie znalazło szerokie zastosowanie właśnie w amerykańskim whisky-biznesie (nie zaś w rodzinnej Irlandii czy sąsiedniej Szkocji). Stąd w największych destylarniach whisky w USA pierwsza destylacja odbywa się właśnie w kolumnie destylacyjnej, druga zaś w zmodyfikowanym alembiku.
Kolejną różnicę w produkcji Bourbon Whisky, w stosunku do jej konkurentów ze Szkocji, odnaleźć można w podejściu do maturacji swoich destylatów. Każda whisky, chcąca nosić miano bourbona, musi być bezwzględnie leżakowana w nieużywanej beczce, dodatkowo wypalanej od środka. To być może najważniejszy aspekt, odróżniający bourbon whisky od innych rodzajów wody życia. Każdy miłośnik alkoholi starzonych z pewnością zdaje sobie sprawę, że około połowa elementów ostatecznej palety whisky pochodzi właśnie z drewna beczki. Drewno nowe z natury rzeczy ma najwięcej do zaoferowania destylatom, które mają z nim kontakt. Beczkę używaną, którą powszechnie stosują Szkoci, porównać można (w pewnym uproszczeniu) do torebki z co najmniej raz parzoną herbatą. Z pewnością powstanie z niej jakiś napar, ale zdecydowanie uboższy. W przypadku bourbona mamy więc do czynienia ze stosunkowo intensywną maturacją, którą potęguje klimat znacznie gorętszy i suchszy, niż ten w Szkocji. Dlatego też za minimalnie wyleżakowane uważa się bourbony już 4-6 –letnie, podczas gdy w Szkocji trzeba na godny zaakceptowania efekt czekać około 10-12 lat.
Intensywna maturacja przekładać się będzie również na barwę whisky, którą wlejemy do kieliszka. Bourbony będą tu zdecydowanie ciemniejsze od każdej innej whisky w tym samym wieku. Co więcej, barwa bourbona zawsze wynika tylko i wyłącznie z kontaktu destylatów z beczką. Do Bourbon Whisky nie wolno dodawać żadnych składników dodatkowych, jak chociażby karmelu, stosowanego w Szkocji dla przyciemnienia barwy. Zawsze więc konsument ma pewność, że głęboki bursztyn czy mahoń w kieliszku z bourbonem, to efekt w 100% naturalny i prawdziwy…..”
... Tak właśnie zaczyna się mój nowy cykl artykułów poświęconych american whisky, jaki będzie ukazywał się na łamach PIWNICZKI SMAKÓW, pisma - przewodnika po świecie alkoholi. Powyżej prezentuję jedynie fragment artykułu. Cały tekst możecie przeczytać w najnowszym 13. numerze Piwniczki, wydaniu jesień-zima 2014. Zapraszam i życzę miłej lektury!