poniedziałek, 29 lipca 2013

KOD ETYKIETY 4 - CZYLI JAK WYBRAĆ DOBREGO BOURBONA I NIE PRZEPŁACIĆ

"Czas w tym cyklu artykułów na poruszenie problemu, kto tak naprawdę wyprodukował naszą, wybraną mozolnie z gąszczu oferty, whisky. Z pozoru nie jest to takie trudne. Wystarczy na etykiecie butelki odnaleźć zapisy w stylu „Distilled by…” czy też „Bottled by…” Niestety w rzeczywistości ustalenie miejsca pochodzenia wybranej przez nas bourbon whisky może okazać się nie lada wyzwaniem. Wynika to z co najmniej kilku przyczyn, tak technicznych, jak i historycznych. I właśnie o tym w dzisiejszym odcinku Kodu Etykiety będę rozprawiał.
Distilled, Aged & Bottled
            Miłośnicy Single Malt Whisky, szczególnie w wydaniu Scotch, w omawianym tym razem względzie będą mieć znacznie łatwiej. Z reguły główna nazwa whisky niejako z automatu wyznacza miejsce jej pochodzenia. Glenfiddich, Macallan czy Springbank, to w rzeczywistości i nazwy marki i destylarni zarazem. Rzecz jasna i w tym świecie bywają wyjątki, jak chociażby pojawiająca się od niedawna na półkach polskich sklepów whisky Singleton, w przypadku której trzeba się jeszcze dokładnie wczytać, by destylarnię źródłową ustalić. Jednak wciąż jej rozszyfrowanie nie nastręcza specjalnych trudności. Inaczej niestety rzecz ma się w przypadku American Straight Bourbon Whisky.
            Po pierwsze, nie zawsze na etykiecie bourbona odnajdziemy nazwę destylarni źródłowej. Po drugie, nawet jeśli ją znajdziemy, to o dziwo może się okazać, że taka destylarnia istniała, ale dawno temu, albo nie istniała w ogóle. Czas zatem parę kwestii wyjaśnić.
            W początkach historii amerykańskiej whisky normą było, że destylarnie najczęściej działały pod egidą farmera, który swoje nadwyżki ziaren zamieniał na wodę życia. Z czasem powstawały duże destylarnie, skupujące hurtowo ziarna od farmerów, dla których destylacja w domu przestawała się powoli opłacać. Kolejną normą było również to, że destylarnie nie wprowadzały swojej whiskey do szerokiego obiegu. Tak naprawdę zajmowały się tym firmy specjalizujące się w obrocie tego cennego towaru. Czyniły to początkowo bezimiennie. Jednak z czasem, by wyróżniać się na tle konkurencji, zaczęły wprowadzać nazwy dla sprzedawanych przez siebie produktów. Tak narodził się rynek marek, których logotypy z całym bagażem nazewnictwa nie miały zupełnie nic wspólnego z destylarniami, realnie produkującymi konkretną whisky. W wielu przypadkach jest tak i dzisiaj. Wciąż powstają nowe marki bourbona, które na pierwszy rzut oka (a często i na drugi) zupełnie nie sugerują miejsca jego pochodzenia.
            Współczesna bourbon whisky pochodzi z trzech źródeł – z dużych destylarni, z niewielkich mikrodestylarni (zwanych jeszcze artisan lub craft distillery) oraz NDP (non-distiller producer) czyli firm, które nie destylują ani kropli sprzedawanych przez siebie whisky.
Big Distilleries
            Tych w USA jest ledwie kilkanaście. To Barton 1792 Distillery (dawniej Tom Moore), Heaven Hill Distilleries (ze swoją potężną destylarnią Bernheim), Booker Noe Distillery oraz Jim Beam Distillery (produkujące bourbony Jima Beama), Wild Turkey Distillery (a właściwie Boulevard Distillery), Brown-Forman Distillery (dawniej Early Times), Buffalo Trace Distillery, Four Roses Distillery, Makers Mark Distillery, Woodford Reserve Distillery oraz MGP Distillery (dawniej Lawrenceburg Distillers Indiana). To właśnie tych jedenaście, momentami potężnych w skali produkcji, destylarni obstawia rynek bourbon whisky w ponad 90%. I tyleż samo szans ma polski konsument na to, że przeglądając ofertę sklepową, natrafi właśnie na produkt którejś z nich. Z rozszyfrowaniem pochodzenia niektórych bourbonów z rodowodem wielkiej jedenastki jest nader łatwo. Tak jest w przypadku bourbonów Four Roses i Makers Mark. Tu praktycznie zawsze mamy pewność, że są to bourbony wyprodukowane w ramach jednej destylarni (choć z samym rozlaniem końcowego produktu do butelek bywa różnie). Tak samo powinno być w przypadku bourbona Woodford Reserve, jednak sprawa nieco inaczej wygląda dla różnych wersji tej whisky. Ekskluzywne limitowane wersje Masters Collection rzeczywiście w 100% produkowane są w Woodford Reserve Distillery, czego już nie da się powiedzieć w przypadku bardziej pospolitej wersji Distillers Select. Tu produkt końcowy jest efektem mariażu destylatów z Woodford oraz z Brown-Forman......”
To fragment czwartej części moich artykułów z cyklu "Kod Etykiety...". Do zapoznania się z całym tekstem tego artykułu zapraszam do najnowszego, lipcowego wydania miesięcznika Rynki Alkoholowe

piątek, 19 lipca 2013

ELMER T. LEE NIE ŻYJE

We wtorek, 16 lipca 2013 roku w wieku 93 lat zmarł jeden z największych i najbardziej utytułowanych mistrzów destylacji w historii bourbon whiskey - Elmer T. Lee.
O śmierci starego mistrza poinformował Mark Brown, szef Buffalo Trace Distillery, dla której przez wiele lat pracował Elmer T. Lee. Elmer urodził si w 1919 roku w okolicach Peaks Mill w hrabstwie Franklin, Ky. W 1936 roku ukończył Frankfort County High School i do końca 1941 pracował dla Jerman Shoe Company. Następnie służył podczas II wojny światowej jako bombardier w Amerykańskich Siłach Powietrznych, latając na samolotach B-29 przeciwko siłom japońskim. Zdemobilizowany w 1946 roku powrócił w rodzinne strony i podjął naukę na University of Kentucky, który ukończył z wyróżnieniem w 1949 roku.
Jego przygoda z whisky-biznesem rozpoczęła się jeszcze tego samego roku, kiedy to młody Elmer podjął pracę dla ówczesnej George T. Stagg Distillery (obecna Buffalo Trace). W 1966 dostał awans na plant superintendenta, by trzy lata później zostać plant managerem. 
Był rok 1984, kiedy to Elmer T. Lee skomponował dzieło pod tytułem Blanton's. Był to pierwszy komercyjnie oferowany bourbon w wersji single barrel. W 1984 Elmer przeszedł oficjalnie na emeryturę. jednak pracy dla swojej destylarni nie poprzestał - został ambasadorem destylarni Buffalo Trace. W 1986 destylarnia, w celu uhonorowania wielkiego mistrza, wypuściła na rynek kolejnego bourbona single barrel - Elmer T. Lee (którego obok kilku Blantonsów również posiadam w swojej kolekcji tutaj). 
Praktycznie do końca swoich dni Elmer w każdy wtorek odwiedzał swoją destylarnię, by spotkać się z przyjaciółmi, by porozmawiać z whisky-turystami i złożyć mnóstwo autografów oraz by dokonać selekcji beczek do kolejnych edycji Blantonsa. 
W 2001 roku Elmer T. Lee dołączył do grona znamienitości amerykańskiego whisky-biznesu, zebranych w Bourbon Hall of Fame. To nie jedyny tytuł honorowy, jaki przypadł w jego udziale. Do najważniejszych zaliczyć można również tytuły Lifetime Achievement Award 2002 od Whisky Advocate oraz ten sam tytuł w 2012 roku od Whisky Magazine. 
Od tej pory na rynku bourbon whiskey zostały już tylko dwa bourbony noszące nazwę ku czci żyjącego mistrza - Parkers Heritage Collection od Heaven Hill Distillerie (na cześć Perkera Beama) s oraz Russell's Reserve od Wild Turkey Distlillery (na cześć Jamesa Russella). Elmer T. Lee dołączył w tym sensie do Bookera Noe (Booker's Bourbon od Jima Beama). 

wtorek, 9 lipca 2013

NOWY KONKURS JACKA DANIELSA

Jack Daniels ogłosił właśnie kolejny swój konkurs skierowany do miłośników marki w Polsce. Znów do wygrania jest samochód, choć inny niż poprzednim razem (wcześniej chodziło o Jeepa). Oprócz super "fury" można też wygrać ponad dwieście innych nagród.
Aby zapoznać się ze szczegółami konkursu i ewentualnie wziąć w nim udział, kliknij tutaj. By przeczytać regulamin konkursu, kliknij tutaj.

niedziela, 7 lipca 2013

TRZY GENERACJE BOURBONA OLD TAYLOR

Old Taylor, to marka whiskey pochodząca jeszcze z XIX wieku. Jej kreatorem był Edmund Haynes Taylor Jr. - jedna z największych person amerykańskiego whiskey-biznesu. Skoligacony z prezydentem Zachary Taylorem, bankier, polityk, społecznik, wreszcie pasjonat bourbon whiskey. Był właścicielem i fundatorem rozlicznych destylarni w Kentucky, w tym OFC Distillery, zwanej obecnie Buffalo Trace. To on był autorem Bottled In Bond Act - przepisów prawnych, które dzięki jego staraniom weszły w życie w 1897 roku. Przepisy te miały na celu uregulowanie rynku whiskey w USA i wyeliminowanie nieuczciwych wytwórców i handlarzy bourbonem. To on również przez wielu znawców uznawany jest za ojca nowoczesnej sztuki destylacji w Stanach Zjednoczonych. 
W 1887 roku Taylor wybudował tę destylarnię, którą mam na myśli - Old Taylor Distillery we Frankforcie, Ky. To w niej destylował swojego bourbona Old Taylor do momentu wprowadzenia w życie narodowej prohibicji (1920-1933). Niestety nie doczekał jej zniesienia, gdyż zmarł w 1922 roku. W 1935 roku destylarnia przeszła w ręce National Distillers i wciąż pracowała pełną parą, produkując słynnego bourbona Old Taylor. Niestety w 1972 kupiła ją Jim Beam Corp., by ją praktycznie natychmiast zamknąć. Nie oznaczało to zniknięcia marki Old Taylor, jednak od tego czasu (po wyczerpaniu zasobu beczek z przejętej destylarni) Old Taylor stał się mało prestiżową whiskey, produkowaną w destylarni Jima Beama w Clermont. 
Na szczęście w 2009 roku markę Old Taylor kupił Sazerac i przywrócił ją dawnej destylarni OFC, a dziesiejszej Buffalo Trace Distillery (której jest właścielem). Reinkarnacja marki nastąpiła 2 lata później pod postacią bourbona Colonel E.H. Taylor Old Fashioned Sour Mash - rozpoczynając tym serię superlimitowanych edycji. Old Taylor znów zajął należne mu miejsce na półce super premium whiskey.

wtorek, 2 lipca 2013

KOD ETYKIETY 3 - CZYLI JAK WYBRAĆ DOBREGO BOURBONA I NIE PRZEPŁACIĆ

      "Witam w trzeciej odsłonie cyklu pt. „Kod etykiety…” poświęconego rozszyfrowywaniu napisów na etykietach bourbonów. Póki co mamy już za sobą odkodowanie zapisów dotyczących prawnych regulacji Kentucky Straight Bourbon Whisky. Pokrótce też nakreśliłem, jak interpretować dane dotyczące wieku interesującej nas whisky. Nieobce w treści powinny też już być takie napisy na etykietach, jak proof, unfiltered, non-chill filtered czy Bottled In Bond. Czas na kolejne wyrazy, które mogą nam w sumie wiele powiedzieć na temat oglądanej przez nas bourbon whisky.
Zapewne nie każdy z amatorów whisky zdaje sobie sprawę z tego, że większość dostępnych na sklepowych półkach butelek whisky powstała przez zmieszanie ze sobą destylatów pochodzących z dość dużej liczby beczek. Nierzadko ilość ta przekracza kilkaset sztuk. Zawartość opróżnianych beczek trafia do wielkich kadzi, w których dobrane według specyficznego klucza whisky są ze sobą mieszane. Tak powstała mikstura jest następnie testowana na okoliczność tzw. consistency czyli powtarzalności palety. Wynika to z bardzo oczywistego faktu. Bo jeśli na przykład jakiś konsument zasmakuje powiedzmy w bourbonie Evan Williams Black Label, to kupując go następnym razem (i następnym) oczekuje, że spotka się dokładnie z takimi samymi wrażeniami smakowymi, jakich doznał za pierwszym razem. I oczywiście ma prawo tego od producenta whisky wymagać. Jednak dla producenta nie jest to już takie oczywiste. Wynika to z faktu, że sezon destylacyjny sezonowi nierówny, beczka beczce, a zboża z danego roku zbożom z innego. Do tego dochodzą nieraz bardzo zmienne warunki klimatyczne podczas co najmniej kilkuletniego leżakowania beczek oraz szereg innych nieprzewidzianych zdarzeń losowych. W efekcie bardzo trudno jest tak po prostu uzyskać powtarzalność palety z roku na rok w linii konkretnego produktu. Sprawę ułatwia wówczas ilość beczek, jakie przeznacza się na zestawienie konkretnej edycji. Mówiąc wprost, im więcej beczek, tym łatwiej. Wynika to z prostej w metodzie arytmetyki. Mistrz destylacji, w zależności od potrzeb, może wówczas taką mieszankę 300-400 beczek wzbogacić o kilkanaście beczek z destylatami bardziej wyrazistymi czy starszymi tudzież odwrotnie – wszystko w ramach bezwzględnego utrzymania wspomnianej przeze mnie wyżej consistency. Niestety nie należy raczej od takich wersji, które zwyczajowo zwie się wersjami standard, zbyt wiele oczekiwać. Nie mówię absolutnie, że nie warto sobie nimi, będąc w sklepie, głowy zawracać. Nie brak w końcu na rynku i znakomitych wersji standard. Jednak prawdopodobieństwo ustrzelenia perełki w tym gronie nie należy do najwyższych. To nie koniec problemów. Otóż etykieta niestety nie zawsze pomoże nam wersję standard rozpoznać. Zwyczajowo żaden producent american whisky na etykiecie swojej wody życia w wersji standard napisu „standard” nie umieszcza. Okazuje się jednak, że nie każda whisky z etykietową pustką w tej kwestii należy do whisky standardowych. By jednak nie utrudniać (w końcu wymyśliłem ten cykl artykułów po to, by wybór ułatwiać), wszystkim tym, którzy szukają czegoś więcej niż tylko consistency, polecam zwrócić uwagę na takie napisy na etykietach bourbon whisky, jak „Small Batch” i „Single Barrel”.
Small Batch
W dosłownym tłumaczeniu small batch oznacza mały nastaw. Tu oczywiście pojawia się problem interpretacyjny wyrazu „mały” – bo w końcu określona ilość dla jednego może być jeszcze mała, ale dla innego już nie. Poza tym sformułowanie small batch w amerykańskim whisky-biznesie już dawno mocno się przewartościowało. Jeszcze na przełomie XIX i XX wieku rzeczywiście konsument miał do czynienia z produktem małego nastawu. Dziś jednak (nie licząc coraz to większej rzeszy amerykańskich mikrodestylarni) ponad 90% oferty rynkowej bourbona pochodzi ledwie z około 10 potężnych w swych mocach produkcyjnych destylarni. W takich destylarniach pojęcie małego nastawu nabiera cech oksymoronu w najczystszej postaci. Co zatem oznacza w takim przypadku sformułowanie „Small Batch” i czego możemy się po nim spodziewać? Już spieszę z odpowiedzią.
Do 1988 roku nikt oficjalnie o bourbonie w wersji small batch nie słyszał. Na półkach sklepowych królowały wersje standard, a w lokalnym obiegu z rzadka pojawiały się (z natury swej rzeczy ilościowo ograniczone) wersje okolicznościowe. Jednak w tym właśnie roku Booker Noe, ówczesny master distiller destylarni Jima Beama, zaoferował fanom gatunku kultowego już dziś bourbona Booker’s. Po jego sukcesie firma poszerzyła ofertę swoich bourbonów small batch o trzy kolejne – Baker’s, Knob Creek oraz Basil Hayden’s – całość nazywając Small Batch Collection (dostępną zresztą w Polsce). Jednak, jak się okazuje, to nie Booker’s był pierwszym oficjalnym small batchem, a niejaki Elijah Craig 12YO od Heaven Hill Distilleries, który w ręce konsumentów trafił 2 lata wcześniej, tj. w 1986 roku......”

To tylko fragment całego artykułu, będącego 3. częścią cyklu "Kod etykiety". By przeczytać całość, zapraszam rzecz jasna do najnowszego czerwcowego numeru miesięcznika Rynki Alkoholowe