czwartek, 27 lutego 2014

WILD TURKEY TRIBUTE 15YO

W 2004 roku przypadał jubileusz 50-lecia pracy w destylarni jednego z najsłynniejszych mistrzów destylacji amerykańskiego (i światowego) whiskey-biznesu – Jamesa „Jimmy’ego” Russella. Z tej okazji ówczesny właściciel destylarni Pernod-Ricard postanowił uczcić starego mistrza wypuszczeniem na rynek specjalnej limitowanej edycji swojej Wild Turkey bourbon whiskey. Tak oto zrodziła się pierwsza edycja (jak się później okazało) z ekskluzywnej i rzadkiej serii „Master Distiller Selection” – Wild Turkey Tribute 15YO. Później powstały kolejne: WT Master Distiller Selection 14YO, WT American Spirit 15YO oraz WT Tradition 14YO.
W sumie powstały dwie wersje Wild Turkey Tribute 15YO – amerykańska z zawartością alkoholu 101 proof i w ilości 5.500 butelek oraz wersja japońska z zawartością alkoholu 110 proof i w ilości 9.000 butelek. Opisywana tu butelka (której właśnie stałem się posiadaczem) jest wersją japońską i ma zawartość alkoholu na poziomie właśnie 110 proof (55%), co w tym wypadku oznacza, że jest to zawartość alkoholu równe tej, którą miał destylat w momencie zabeczkowania (tzw. entry proof lub original proof). To zaś oznacza, że do końcowego trunku dolano wręcz symboliczną ilość wody. Taka (a nie inna) zawartość alkoholu i 15 lat spędzonych w beczce sprawiają, że mamy do czynienia z niezwykle dojrzałym bourbonem, elegancko mieszającym ze sobą akcenty słodyczy karmelowo-waniliowej z wytrawnością dębu i skóry. Wszystko to na podłożu ekstremalnie esencjonalnej bourbon whiskey, jaką jest Wild Turkey starego Jimmy’ego, obdarzoną długim, wytrawnym finiszem. Jeśli nadarzy się okazja, by tę wyjątkową whiskey kupić, nie należy się długo zastanawiać. To nie tylko znakomity trunek, ale też znakomita inwestycja na przyszłość, posiadająca znaczny potencjał wzrostu swojej wartości.
Japan Version
US Version

środa, 26 lutego 2014

RENESANS WHISKY Z CAMPBELTOWN?

            "W świecie szkockiej whisky single malt znawcy tematu wyróżniają pewien niewielki obszarowo region, któremu należą się słowa uznania, choćby za zdolność przetrwania - szczególnie czasów, kiedy to jedynie koniuszki palców odpowiadały za kurczowe trzymanie się przy powierzchni rynkowej wydolności. Mowa o Campbeltown, któremu wciąż nie można odmówić wizerunku regionu produkcji whisky obdarzonego swoją własną, niezmienioną od lat tożsamością. Campbeltown, to miasto zamieszkiwane przez twórców wody życia, którzy wzloty i upadki destylarnianych fortun widzieli bez mała równie często, co prądy wody, zasilające znajdujące się na półwyspie Kintyre jezioro o znajomo brzmiącej nazwie Campbeltown. Szczerze mówiąc, przez większy okres minionego wieku, można tam było zanotować więcej upadków niż wzlotów. Jednak destylatorzy z Campbeltown nie powiedzieli jeszcze swojego ostatniego słowa.
Zmienność losu
            Mimo tego, że dziś w Campbeltown czynne są zaledwie trzy destylarnie, destylacja whisky miała tu miejsce w aż 35 rozmieszczonych okolicznie manufakturach. O jednej z nich pierwsze pisemne wzmianki wspominały już w roku 1591. Historycznie półwysep Kintyre cieszył się wątpliwą sławą regionu, w którym intensywnie uprawiano nielegalną destylację. Oczywiście i tu w końcu obowiązek legalizacji działalności destylacyjnej wszedł śmiało w życie. Sprzyjało temu zjawisko rozrastania się miejskiego krajobrazu industrialnego chłonącego whisky, jak gąbka. Mam tu na myśli szczególnie zachodnią część Szkocji, gdzie rynek jawił się gotowym na przyjęcie whisky z Campbeltown, szczególnie w obliczu skracającego dystans transportu morskiego.
            W 1885 roku pisarz Alfred Barnard, pracując nad swoją książką „Whisky Distilleries of the United Kingdom”, przybył z wizytą do Campbeltown. Zdołał odwiedzić tam w sumie ponad 21 destylarni, co skłoniło go do określenia Campbeltown „Miastem Whisky”. Wśród destylarni, które odwiedził wówczas Barnard, znalazły się takie, jak Springbank (którego początki sięgają 1828 roku) oraz Glen Scotia (założona w 1832 roku). Obie te destylarnie powstały w czasach swoistego boomu na budowanie nowych destylarni, który stał się w sumie źródłem aż 24 całkowicie nowych inwestycji, jakie powstały na terenie Campbeltown w latach 1823-1835.
            Wkrótce potem, jak to często bywa w destylacyjnym biznesie, boom został zastąpiony szeregiem bankructw, co już w 1925 roku skutkowało pozostaniem przy życiu ledwie 12 destylarni. Jednak to nie był koniec destylacyjnego krachu w tym regionie. Dziesięć lat później, w 1935 roku, na horyzoncie wciąż destylujących zakładów pozostały tylko dwa wspomniane wyżej – Springbank i Glen Scotia, którym i tak nie były obce okresy studzenia alembików.
            Podsumowując ten bieg zdarzeń można by powiedzieć, że Campbeltown w pewnym sensie stało się ofiarą własnego sukcesu. W obliczu dużego popytu (szczególnie ze strony kompanii zajmujących się produkcją blended whisky) część tamtejszych destylarni zaczęła produkować gorszej jakości destylaty, zbyt szybko destylowane i niezbyt dokładnie oczyszczone. Na domiar złego destylaty te pakowano do beczek, oględnie mówiąc, nienajwyższej jakości. W efekcie do charakterystycznej torfowej whisky z Campbeltown coraz powszechniej przyklejała się etykietka trunku o kiepskiej reputacji. Nierzadko notowano wręcz zwroty zamówionych destylatów, określanych przez niezadowolonych odbiorców mianem „śmierdzącej ryby”.
            Kolejnym gwoździem do trumny dla tamtejszej whisky jawiła się narodowa prohibicja w Stanach Zjednoczonych (1919-1933). Trzeba przyznać, że eksport whisky z Campbeltown do USA do tego czasu miał się naprawdę nieźle, a brak zamówień zza oceanu mocno nadszarpnął budżetami destylarnianych spółek. To jednak nie był jeszcze koniec ich kłopotów. Dodatkowym czynnikiem uśmiercającym whisky-biznes w Campbeltown okazało się zamknięcie w 1923 roku lokalnej kopalni węgla Drumlemble. To oznaczało dla destylatorów koniec dostępu do stosunkowo taniego paliwa.

            Jednak, pomimo tych wszystkich opisanych przeze mnie kłopotów, prawdopodobnie najbardziej niszczącym tutejszy whisky-biznes ciosem okazało się przekierowanie swych preferencji przez kompanie blendingowe w stronę nieco bardziej wyrafinowanych i mniej intensywnych w palecie destylatów ze Speyside. W efekcie niedawne jeszcze „miasto whisky” stawało się ledwie wyczuwalnym duchem swej idącej w niepamięć świetności. I tylko nad Sprongbankiem i Glen Scotią snuła się z przerwami smuga dymu ogłaszająca, że jeszcze nie wszystkie destylarnie z Campbeltown umarły......."
Choć moim tematem przewodnim na łamach miesięcznika Rynki Alkoholowe jest american whiskey (na czele z bourbonem, rzecz jasna), to od czasu do czasu pokuszę się o napisanie tekstu dotyczącego whisky z innych rejonów świata. Tym razem, czyli w lutowym numerze RA, znajdziecie artykuł poświęcony szkockiej whisky single malt z regionu Campbeltown. Wyżej zamieszczam jedynie fragment tego artykułu, jak zawsze do przeczytania całości zapraszając Was już na łamy wspomnianego pisma.
Miłej lektury.

sobota, 22 lutego 2014

STITZEL-WELLER VISITOR CENTER

Jak donoszą amerykańskie media, koncern Diageo planuje zorganizować Visitor Center dla fanów marek american whiskey należących do Diageo właśnie. Nowe centrum turystyczne ma kosztować ok. 2 mln $ i ma mieścić się w dawnym budynku administracyjnym słynnej Stitzel-Weller Distillery w Louisville, Ky.
No muszę przyznać, że aż mi dech zapiera, gdy słyszę, jak to po raz kolejny Diageo próbuje rozpaczliwie odgryźć jak największy kawałek z tego tortu-renesansu amerykańskiej whiskey z bourbonem na czele. A przecież to właśnie Diageo jest jednym z większych sprawców upadku co lepszych amerykańskich destylarni. To właśnie Diageo pozbył się w swoim czasie praktycznie wszystkich porządnych marek bourbon i rye whiskey. To wreszcie Diageo (ówczesny UD) zamknął w 1992 roku destylarnię Stitzel-Weller, uznając, że jest przestarzała i za mało produktywna. Ugruntowany w tym przeświadczeniu Diageo sprzedał wreszcie w 1999 roku wszystkie marki bourbon whiskey należące do Stitzel-Weller. A dziś?
No cóż, dziś bourbon whiskey i rye whiskey przeżywają prawdziwy renesans. Zwyżki sprzedaży rok do roku sięgają liczb dwucyfrowych. Nadeszły czasy, że prawie każdy znaczący gracz na rynku whisky chce posiadać w swoim portfelu dobrze sprzedającą się markę bourbona.
Diageo po drodze zostawił sobie jedną destylarnię w Tennessee (George A. Dickel) orza 2 marki bourbona - Bulleit oraz I.W. Harper. Ten ostatni generalnie istnieje tylko w USA oraz nieco w Japonii. Bulleit z kolei, z uwagi na brak hitowych marek bourbona w portfolio Diageo, jest obecnie mozolnie kreowany na ekskluzywną whiskey (do której destylatów dostarcza Four Roses Distillery w przypadku bourbona oraz MGP Distillery w przypadku rye).
Jak podają źródła z Diageo, w nowym Visitor Center swoje zacne miejsce znajdzie witryna poświęcona tak whiskey Bulleit, jak i witryna najnowszej kolekcji Diageo, zwanej Orphan Barrel (o której pisałem już wcześniej tutaj).
 Cały projekt, obejmujący również gift shop (a jakże...), ma zakończyć się już tego lata czyli całkiem szybko. Na koniec przytoczę słowa Larry'ego Schwartza, przedstawiciel koncernu, który 22 lata temu uśmiercił destylarnię Stitzel-Weller (tak w ramach śmiechu przez łzy): "Stitzel-Weller jest jednym z najbardziej znaczących i zabytkowych elementów historii bourbonowego stanu Kentucky i jest dla nas zaszczytem odrestaurowanie tego miejsca, by dzielić się nim tak z mieszkańcami Louisville, jak i z turystami" - Zabawne, prawda?!

czwartek, 20 lutego 2014

WILD TURKEY DISTILLER'S RESERVE 13YO

Wild Turkey Distiller's Reserve 13YO, to ekskluzywna edycja bourbon whiskey spod znaku dzikiego indyka, dostępna wyłącznie na rynku japońskim. Beczki do tej edycji pochodzą zawsze z jednego (i jedynego) magazynu leżakowego – warehouse B. To najwyżej położony magazyn leżakowy ze wszystkich, zlokalizowanych na terenie destylarni (Wild Turkey Hill). Według mistrzów destylacji Wild Turkey Distillery w tym magazynie panują warunki sprzyjające dłuższemu leżakowaniu destylatów, jak niższa temperatura czy znakomita cyrkulacja powietrza. W związku z tym to właśnie tu master distiller Jimmy Russell (ojciec) i associate master distiller Eddie Russell (syn) razem dokonali selekcji beczek do prezentowanej tu WT. 13 lat spędzonych w beczce robi w tym wypadku swoje, czyli nadaje niezwykle esencjonalnemu w palecie bourbonowi (jak to w przypadku Wild Turkey bywa) prawdziwej dojrzałości i elegancji. Przejawia się to w przeplocie akcentów łagodnej dębiny i bogactwa wanilii ze śladami dojrzałych gruszek. Całość zwieńczona długim wytrawnym finiszem, typowym dla kilkunastoletnich bourbon whiskey z Wild Turkey.

Charakterystyczna dla WT butelka zapakowana jest w eleganckie tłoczone pudełko i, jak już wspomniałem, wysyłana wyłącznie ku uciesze Japończyków. Trochę dziwi obniżona zawartość alkoholu z kultowego już 101 proof do 91 proof, szczególnie w przypadku edycji specjalnej, jaką jest WT Distiller’s Reserve 13YO. No ale w końcu nie muszę wszystkiego rozumieć....

środa, 19 lutego 2014

NAJNOWSZA BUFFALO TRACE EXPERIMENTAL COLLECTION

Destylarnia Buffalo Trace ogłosiła właśnie wypuszczenie na rynek amerykański (wyłącznie, jak zawsze) najnowszej edycji swojej Experimental Collection (EC).
Najnowsza edycja Experimental Collection dotyczy wpływu zawartości alkoholu w destylatach w chwili beczkowania (tzw. entry proof) na proces dojrzewania oraz profil aromatyczno-smakowy uzyskanej finalnie bourbon whiskey. Tym razem do eksperymentu użyto rye recipe bourbon whiskey, czyli bourbona, w recepturze którego (obok kukurydzy i słodu jęczmiennego) znajduje się zwyczajowe żyto.
Destylaty w opisywanym eksperymencie miały entry proof na poziomie: 125, 115, 105 i 90 proof (czyli odpowiednio: 62,5%, 57,5%, 52,5%, i 45%), przy czym każdy wydestylowano tak samo, z zawartością alkoholu 140 proof (70%). Następnie wszystkie leżakowały razem w magazynie leżakowym K przez dokładnie 11 lat i 9 miesięcy. 
Muszę w tym miejscu dodać, że całkiem niedawno do małych buteleczek (typowych dla EC) trafiły bourbony pszeniczne (w recepturze których zamiast typowego żyta stosuje się pszenicę) o dokładnie takich samych entry proof, wydestylowane mniej więcej w tym samym czasie, co eksperymenty z bourbonem żytnim. Wszystkie destylaty (i te żytnie i te pszeniczne) leżakowały w tym samym magazynie (K), na tym samym piętrze i stelażu. Nawet zabutelkowane zostały w podobnym czasie. Wszystko to ma pokazać wpływ entry proof na leżakowanie destylatów i to od razu z uwzględnieniem dwóch różnych receptur.
Choć Buffalo Trace tego w zasadzie nie czyni, to tym razem ujawniło swoje noty degustacyjne, przynależne każdej z eksperymentalnych whiskey. Okazało się, jak mówi master distiller Harlen Wheatley, że zwycięzcą obecnego eksperymentu jest bourbon whiskey o entry proof wynoszącej 125 proof. Według Wheatleya oceny dokonano na podstawie tzw. blind tastingu, czyli testowaniu z ukrytymi przed testerami danymi każdej testowanej whiskey. Czemu akurat wygrał entry proof typowy dla żytnich bourbonów z Buffalo Trace, tego możemy się już tylko domyślać, wierząc, że właśnie taka wartość alkoholu jest przy beczkowaniu rzeczywiście najlepsza.
Jak zawsze, EC wlewane są do butelek o pojemności 375 ml i sprzedawane na rynku pierwotnym w cenie ok. 46$. Jak zawsze też do Europy trafią pojedyncze egzemplarze (jeśli w ogóle) w cenie 2-3 razy wyższej. Taki już los europejskiego miłośnika amerykańskich whiskey...:)

poniedziałek, 17 lutego 2014

ZMIANY W OFERCIE WILD TURKEY

Kiedy w 2009 roku Wild Turkey (WT) z rąk Pernod-Ricard trafił do włoskiej grupy Campari, pojawiało się mnóstwo pytań o to, co dalej z tą znakomitą destylarnią bourbon i rye whiskey. W międzyczasie nowy właściciel pobudował zupełnie nową destylarnię o znacznie zwiększonych mocach produkcyjnych oraz zupełnie nową butelkownię (do tej pory whiskey Wild Turkey rozlewano w butelkowni w Fort Smith w Arkansas (dawna firma Hirama Walkera), oddalonej od destylarni o 700 mil!). W budowie jest obecnie nowoczesne centrum wizytowe. Wygląda więc na to, że kondycja destylarni jest nawet jeszcze lepsza niż była. I wszystko byłoby super, gdyby nie najnowsza polityka sprzedażowe whiskey Wild Turkey. Ogólnie rzecz ujmując wygląda to tak, że Campari upodobało sobie w tym względzie szczególni Japonię, pozostałe rynki, i to włącznie z rodzimym rynkiem USA, traktując nieco po macoszemu. Oczywiście target w postaci Japonii nie jest tu bynajmniej, czyli w przypadku WT, czymś nowym (już od lat Japonia szczyci się edycjami WT szykowanymi tylko dla niej), nigdy jednak nie odbywało się to aż takim kosztem. Oto przykład: WT 12YO, obecny do tej pory w ilości limitowanej (ale co roku) w USA i wybranych rynkach Europy, oferowany teraz będzie wyłącznie w Japonii. To samo ma dotyczyć nieco bardziej popularnej wersji WT 8YO. Szczerze mówiąc nie do końca rozumiem powodów takich decyzji. Tym bardziej mnie to zastanawia, że od niedawna wyłącznie w Japonii oferowana jest ekskluzywna wersja WT Distillers Reserve 13YO.
Co zatem kupi rodzimy konsument w USA, a co klient japoński? Oto lista 3 największych rynków WT na świecie:
I. USA:
- Bourbony:
1. WT 81
2. WT 101
3. WT Rare Breed
4. Russells reserve Small Batch 10YO
5. Russells Reserve Single Barrel
6. WT Kentucky Spirit
- Rye:
1. WT Rye
2. Russells Reserve Rye 6YO
II. Japonia:
- Bourbony:
1. WT 81
2. WT 8YO
3. WT 12YO
4. WT Distillers Reserve 13YO
5. WT Rare Breed
- Rye:
1. WT Rye
III. Australia:
- Bourbony:
1. WT 86,6
2. WT 101
3. WT Rare Breed
4. Russells Reserve Small Batch 10YO
- Rye:
1. WT Rye
Dla miłośników WT spoza Japonii zmiany te będą o tyle bolesne, że z międzynarodowych rynków powoli znikać będą (przynajmniej z rynku pierwotnego) wyleżakowane wersje 8YO i 12YO. Być może Campari ustosunkuje się oficjalnie do swojej nowej polityki sprzedażowej w jakichś mediach. Być może odpowie też na pytania miłośników marki z USA i nie tylko. Być może...
Póki co mamy, co mamy. Pozostaje nadzieja, że (nie po raz pierwszy w amerykańskim whiskey-biznesie) producent (tu: Campari) znów pochyli się nad uwagami środowisk tak konsumenckich (mam na myśli fanów marki z całego świata, choć głównie z USA), jaki i eksperckich, ale gwarancji, rzecz jasna, nie ma. Obiecuję, że będę śledził ten wątek.

czwartek, 6 lutego 2014

JUBILEUSZOWY BOOKER'S

Ostatnio pisałem o Beam Inc. w kontekście przejęcia go przez japoński koncern Suntory tutaj.
Tym razem jednak chodzi o najnowszą edycję limitowaną bourbon whiskey - o bourbona Booker's 25 Anniversary. Edycję limitowaną firma wyda na 25-lecie istnienia marki. Jak mówi Fred Noe, będzie to whiskey zestawiona z destylatów, które jego ojciec Booker Noe wydestylował po raz ostatni w swoim życiu. Przypomnę tylko, że Booker Noe zmarł w 2004 roku. Dziś te beczki mają 10 lat i to właśnie część z nich (te najlepsze) staną się częścią najnowszej propozycji Beama.
Booker's bourbon, to whiskey kultowa, którą Booker stworzył w 1988 roku. Była to pierwsza small batch bourbon whiskey niefiltrowana i nierozcieńczana, co w latach 80-tych nie było takie oczywiste, jak dziś. Zwykle w mieszance Booker'sa znajdują się destylaty około 6-7-letnie, jednak w przypadku omawianej tu edycji jubileuszowej będą to wyjątkowo destylaty 10-letnie. Butelka Booker'sa o wyjątkowo miedzianym w kolorze wosku na szyjce (zwykle jest czarny) będzie też opatrzona kilkoma "bookeryzmami" czyli typowymi powiedzonkami starego mistrza.
Produkt będzie zawierał alkohol na poziomie 125,9 proof i kosztował będzie w USA 100$. Może pojedyncze sztuki jakimś cudem dotrą do Europy...