" Jest takie powiedzenie, że
„dzisiejszy deszcz jest jutrzejszą whisky” i trzeba przyznać, że szczególnie w
Szkocji sprawdza się ono znakomicie. Każda współczesna destylarnia w gruncie
rzeczy nie musi znajdować się blisko pól uprawnych czy lasów. Destylatorzy mogą
kupować tony ziaren zbóż i tysiące dębowych beczek od dostawców niekoniecznie
będących sąsiadami budynków destylarnianych. Jednak myliłby się ten, kto w tym
momencie pomyślałby, że w związku z tym można pobudować destylarnię
gdziekolwiek się chce. Jest otóż jeden element produkcji whisky, którego nie
można importować czy kontraktować u oddalonych często dostawców. To właśnie ten
element, jak żaden inny, decyduje zarówno o fizycznej lokalizacji destylarni,
jak i praktycznie każdym etapie produkcji powstającej tam whisky. Ten element,
to… woda.
Woda, to jeden z najrzadziej poruszanych i kontemplowanych składników
uisge beatha, jednak dla destylatorów jest bardzo ważnym czynnikiem,
wpływającym w znacznym stopniu na jakość ostatecznego produktu. Jej źródło,
jakość i ilość są kluczowymi aspektami, często decydującymi o lokalizacji i
sensie działania destylarni. Począwszy od parametrów geologicznych, a na
charakterystyce chemicznej i mikrobiologicznej kończąc, jakość wody może
uskrzydlić plany destylatorów lub zrujnować ich starania już na przedbiegach.
Kilka lat temu znany z niezależnego butelkowania wysokiej jakości
whisky Duncan Taylor & Co. Ltd. postanowił zainwestować w nową destylarnię
w Huntly. Jak wspomina manager firmy
Euan Shand, w trakcie planowania nowej inwestycji przyszedł czas na to, żeby
skupić się na poszukiwaniach źródła, które miałoby dostateczny potencjał
ilościowy dobrej jakości wody pitnej. W celu odnalezienia dla planowanej
destylarni źródła wody, które spełniałoby wspomniane warunki, Shand postanowił
zgłosić się do specjalistów, w miejscowym dialekcie Doric zwanych „Waater
Maanie”. Mowa oczywiście o różdżkarzach precyzyjnie odnajdujących źródła wody
czyli uprawiających (jak mówią w Szkocji) tzw. „doodlebugging”. Różdżkarstwo w
skrócie jest tajemniczą sztuką namierzania niewidocznych pokładów źródlanej
wody przy pomocy mocno nienaukowych narzędzi takich, jak rozwidlona gałązka czy
wygięty w literę L pręt, które mają skutecznie wspomagać nadprzyrodzone
zdolności różdżkarzy. Na miejsce akcji przybył Neil Mutch, prawdziwy
poszukiwacz wody. To właśnie przy nim Euan Shand poczuł się, jak prawdziwy
zawodowy różdżkarz. Okazało się bowiem, że dziadek Shanda posiadał zdolności
odnajdywania podziemnych źródeł wody właśnie przy pomocy stosownie do tego celu
spreparowanej różdżki. „Pamiętam, że jeszcze, gdy byłem dzieckiem, dziadek
zabierał mnie ze sobą na poszukiwanie wody.” – wspomina Shand – „Moje zmysły
były na tyle wyostrzone, że potrafiłem określić miejsce skutecznych poszukiwań.
Kiedy pojawił się Neil Mutch, znów przypomniałem sobie o moich zmurszałych
przez nieużywanie talentach. Te zaś naprawdę po raz kolejny przynosiły skutek.”........."
To był fragment kolejnego mojego artykułu, który regularnie ukazuje się na łamach miesięcznika "Rynki Alkoholowe". Tym razem, w wydaniu wrześniowym, piszę o roli wody, jako być może najważniejszego składnika whisky. Trzeba przyznać, że właśnie temu aspektowi produkcji poświęca się stosunkowo najmniej czasu i miejsca. Pomyślałem więc, że warto ten temat nieco zgłębić i "machnąłem" powyższy tekst, który w całości dostępny jest wyłącznie na łamach pisma Rynki Alkoholowe. Zapraszam więc do lektury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz