„W 1997 roku, kiedy to wiek XX nieuchronnie zmierzał ku swemu końcowi,
pewien mistrz destylacji i prawdziwy guru świata bourbon whiskey wpadł na dość
szalony, jak na ówczesne czasy, pomysł. Postanowił on poddać swoją bourbon
whiskey dodatkowemu leżakowaniu w beczkach, w których wcześniej leżakował
zupełnie inny alkohol. Pomysł ten tym bardziej zbliżał się ku granicom
rozsądku, jako że finiszowaniu miał być poddany nie młody kilkuletni bourbon,
ale poważnie posunięty w czasie destylat 16-letni. Jak się później okazało, był
to przełomowy moment w historii american whiskey, którego źródeł należy
doszukiwać się tak naprawdę w azjatyckim kryzysie finansowym z początku lat
90-tych.
Co to za bourbon? Kim był mistrz, który go stworzył? I o co chodzi z
tym kryzysem? Na te pytania odpowiem poniżej, a i nieco jeszcze dołożę…
Zacznijmy od wieku
Aspekt dotyczący wieku whiskey jest
o tyle istotny, że bourbon w Kentucky dojrzewa znacznie szybciej w porównaniu
do whisky leżakowanej na przykład w Szkocji, i to co najmniej z dwóch powodów.
Po pierwsze, do leżakowania używana tu jest najczęściej beczka nowa (a nie
używana). Taka beczka oferuje destylatowi pełnię swego bogactwa chemicznego, na
czele z taninami, alkaloidami, garbnikami oraz szeregiem elementów cukrowych (zawartych
w dębowym drewnie beczki). Stąd nasycanie się destylatu wspomnianymi
komponentami w przypadku bourbon whiskey jest dość intensywne. Po drugie,
klimat Kentucky, w porównaniu do szkockich chłodnych i wilgotnych Highlands,
jest znacznie bardziej suchy i gorący. Jako że jednak Kentucky niepozbawione
jest zimy, wahania temperatur i wilgotności w skali roku są tu znaczne. To
sprawia, że (przy pewnym uproszczeniu sprawy) bourbon whiskey dojrzewa szacunkowo
2-3 razy szybciej od maltów ze Szkocji. Zatem finiszowanie 16-letniej (czytaj:
dojrzałej) bourbon whiskey niosło za sobą niebezpieczeństwo bezwarunkowego
zdominowania jej palety przez wytrawne akcenty „bourbonowe”, pomimo
implementacji „koniakowych” niuansów rodem z drewna francuskiej beczki.
Tym ryzykującym nadszarpnięciem reputacji mistrzem destylacji okazał
się słynny do dziś Booker Noe z James B. Beam Distilling Co., który kilkanaście
lat wcześniej (w 1988 roku) zasłynął z wprowadzenia po raz pierwszy na rynek bourbon
whiskey niefiltrowanej i nierozcieńczanej (Booker’s), będącej pierwszą
zdefiniowaną small batch american whiskey. Wspomnę tu tylko, że „mały nastaw”
realnie oznacza tu zestawienie whiskey z ograniczonej liczby specjalnie
wyselekcjonowanych i jednocześnie najlepszych beczek danej destylarni. Booker’s
Bourbon okazał się na tyle dużym hitem, że właściciele marki Jim Beam szybko
postarali się o towarzystwo dla niego w postaci bourbonów Baker’s, Basil
Haiden’s i Knob Creek. Tak powstała ekskluzywna i święcąca do dziś triumfy
rynkowe Small Batch Collection.
Distillers Masterpiece Cognac Finish 18YO
Wróćmy jednak do interesującego nas
bourbona. W 1999 roku światło dzienne ujrzał produkt niespotykany dotychczas na
amerykańskim rynku whiskey. Był to Distillers Masterpiece Cognac Finish 18YO,
będący obecnie jednym z najdroższych i najtrudniej dostępnych bourbonów na
świecie.
Historia jego powstania jest dość dziwna i nieco „zakręcona”. Jak mówi
syn Bookera Noe – Fred (obecny mistrz destylacji James B. Beam Distilling Co.),
wszystko zaczęło się od znacznego wzrostu zainteresowania whisky i jej
destylacją w krajach azjatyckich na początku lat 80-tych ubiegłego wieku. Jeden
z tamtejszych raczkujących destylatorów postanowił kupić pewną liczbę beczek z
bourbon whiskey. Sprzedawcą okazała się destylarnia Beamów i w ten sposób
bliżej nieokreślona liczbowo partia beczek, wypełnionych leżakującym bourbonem,
wyruszyła w podróż do równie bliżej niokreślonego państwa w południowo-wschodniej
Azji. W sumie nic specjalnego się nie wydarzyło. Jednak w latach 90-tych
tamtejszy region dosięgnął kryzys fiskalny, którego echa dotarły ze znaczną
siłą również do lokalnych producentów whisky. W obliczu zaistniałej sytuacji
ówczesny nabywca beczek z bourbonem od Beama postanowił odsprzedać je dawnemu
właścicielowi. W ten sposób Booker Noe, chcąc nie chcąc, znalazł się w
posiadaniu beczek z własnym bourbonem, którego wiek w tym momencie dobijał do
16 lat. Testy przywróconych do macierzy destylatów wykazały zdominowanie ich
palety przez akcenty dębowe, co wg Bookera Noe, wpływało na nie dyskwalifikująco.
I to właśnie wówczas w głowie starego mistrza zrodził się iście diabelski plan
(na tle bardzo konserwatywnego biznesu bourbonowego końca XX wieku, niechętnego
wszelkim innowacjom). Postanowił on otóż poddać je finiszowemu leżakowaniu (jak
się okazało, 2-letniemu) w beczkach po… koniaku.
Ostatecznie w kreacji nowatorskiego bourbona pomógł Alain Royer,
ówczesny master blender w domu koniakowym Fussigny. W momencie rozpoczęcia
współpracy z Bookerem Noe, Alain Royer był już uznanym autorytetem w świecie
twórców koniaków i trzeba przyznać, że uchodził tam za przodującego innowatora.
Royer zawdzięczał to między innymi autorskiej linii koniaków Cigar Blend oraz
eksperymentom, jakie czynił z dojrzewaniem koniaków w wypalanych od środka
beczkach, co raczej stało w opozycji wobec tradycjonalistów z innych piwnic.
Distillers Masterpiece finiszowany w
beczkach po koniaku stał się prawdziwym arcydziełem sukcesu rynkowego. Pomimo
kosmicznej wówczas ceny 250$ za butelkę jego 5000 indywidualnie numerowanych
flaszek rozeszło się w mgnieniu oka (liczba butelek jest tu tylko szacunkowa,
ponieważ producent nigdy oficjalnie realnej ilości tej jednorazowej limitowanej
edycji nie podał). Efekt amerykańsko-francuskiej kolaboracji zachwycił znawców
tematu dojrzałością palety i mistrzowskim zbalansowaniem typowych tonów
wyleżakowanego bourbona z subtelnymi akcentami beczki po koniaku. W efekcie
Distillers Masterpiece Cognac Finish 18YO stał się drugą bourbon whiskey w
historii amerykańskiej sztuki destylacyjnej, która otrzymała 5 gwiazdek od
Paula Paculta z „The Spirit Journal” (tuż po kultowym już bourbonie A.H. Hirsh
Reserve 16YO). Dodatkowym atutem produktu jest też sama forma jego
konfekcjonowania. Przepięknych kształtów karafka (wykonana we Francji na
zamówienie, w cenie 80$ za sztukę), opatrzona sygnaturami obydwu swych
kreatorów, skrywa trunek o zawartości alkoholu 99 proof (49,5%), sama będąc
zamknięta w stylizowanym kuferku z dwojgiem otwieranych wrót. Dziś whiskey ta
stanowi nie lada gratkę dla kolekcjonerów, wykazując sukcesywny progres swej
wartości rynkowe.....”
Znów trochę późno (już wcześniej mi się to zdarzało), ale jak zawsze serdecznie zapraszam do przeczytania całego mojego artykułu, poświęconego trojaczkom z kolekcji Distiller's Masterpiece od Jima Beama. Znajduje się on w najnowszym, lutowym wydaniu miesięcznika Rynki Alkoholowe - pisma od 20 lat traktującego o branży alkoholowej i jej wytworach. Miłej lektury!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz