„Mówiąc o whisky i jej
produkcji nie sposób nie wspomnieć o jednym z kluczowych procesów, jaki czyniony jest przez
destylatorów, a w zasadzie przez ich małych naturalnych sprzymierzeńców. Mowa
oczywiście o fermentacji oraz o jej sprawcach czyli drożdżach. Drożdże, to
jednokomórkowe grzyby (Fungi), które pozyskują energię do swoich czynności
życiowych z pewnego bardzo nam przyjaznego (jak się okazało) procesu –
fermentacji alkoholowej. Produktami owej fermentacji są: etanol i dwutlenek
węgla. Oczywiście najbardziej pożądanym produktem, z punktu widzenia
destylatora, jest etanol (alkohol etylowy), zaś najbardziej pożądanym gatunkiem
drożdży niejakie Saccharomyces cerevisiae. To właśnie te małe jednokomórkowe stworzonka
służą człowiekowi od tysięcy lat tak w jego działalności piwowarskiej i
gorzelniczej, jak i piekarniczej (dzięki takim drożdżom rośnie przecież ciasto
na chleb czy pączki). Można by zatem rolę grzybów w ujęciu gorzelniczym
sprowadzić do produkcji alkoholu (tu: whisky) i już. Okazuje się jednak, że są
na świecie i takie grzyby, które, choć same alkoholu nie produkują, namiętnie
się nim „upajają”. Warunkiem ich egzystencji jest jednak bliskie i stałe
sąsiedztwo bogatego źródła alkoholu. Grzybem tym jest niejaka Baudoinia
compniacensis, zaś jej środowiskiem życia między innymi największe destylarnie
whisky i ich magazyny leżakowe. I tu właśnie zaczyna się moja dzisiejsza
opowieść…
Whisky Fungus
Baudoinia compniacensis, to
jednokomórkowy kolonijny grzyb z gromady workowców, raczej nieszczególnie
rzucający się w oczy z perspektywy czysto przyrodniczej. Ot po prostu kolejny
grzyb, który w wyglądzie i biologii z gruntu rzeczy nie odbiega od przyjętych
dla tego królestwa standardów, gdyby nie pewna ciekawa jego właściwość – grzyb
ten otóż do swego rozwoju potrzebuje… alkoholu. Po raz pierwszy poznano tego
grzyba w XIX wieku w okolicach europejskich destylarni produkujących whisky. To
właśnie z tego powodu Baudoinię nazywa się powszechnie whisky-grzybem (Whisky-Fungus).
Baudoinia rozwija się
dość intensywnie w miejscach szczególnie bogatych w opary etanolu. Można by
rzec, że to jedyny prawdziwy w przyrodzie „alkoholik”, który do swojego życia
naprawdę potrzebuje codziennej odrobiny alkoholu. Jeśli już ją dostanie, to
rozmnaża się bez opamiętania i tu właśnie zaczyna się problem. Otóż grzyb ten w
zmasowanej ilości powoduje niszczenie powierzchni, na której się rozwija.
Dlatego najbardziej zagrożone „korozją” ze strony czarnych w barwie nalotów Baudoinii
są budynki destylarniane (na czele z magazynami leżakowymi) oraz domostwa i
samochody tych, którzy na swe nieszczęście mieszkają w pobliżu takich miejsc.
Wygląda więc na to, że grzyb ten jest zmorą dla wszystkich – tak dla
destylatorów, jak i dla niezwiązanych bezpośrednio z whisky-biznesem sąsiadów,
którym przyszło mieszkać nieopodal destylarni. Z istnienia tego grzyba może być
jednak zadowolona pewna, wcale niewąska, grupa ludzi, którzy cenią sobie starą,
dobrze wyleżakowaną whisky.
Louisville – amerykańska fungu-stolica
Amerykańskim destylatorom bourbon
whisky Baudoinia compniacensis jest znana od lat. Szczególnie grzyb ten
uprzykrza się właścicielom destylarni i magazynów leżakowych zlokalizowanych w
największym bourbonowym zagłębiu Kentucky. Mowa o mieście Louisville oraz jego
najbliższej okolicy wraz z Shiveley, gdzie zlokalizowana jest kultowa The
Stitzel-Weller Distillery. Choć destylarnia ta jest nieczynna od 1992 roku, to
jednak wciąż Diageo (obecny właściciel) używa jej magazynów leżakowych do
przetrzymywania w nich beczek ze swoją whisky.
Baudoinia compniacensis była
nieodłączną częścią najbliższego sąsiedztwa destylarni Stitzel-Weller od dnia
jej powstania w 1934 roku. Sprzedaż whisky w owych czasach kwitła, a wraz z nią
kwitła również jej produkcja. To w konsekwencji owocowało powszechną obecnością
„trunkowego grzyba” wokół Louisville. Stan ten trwał do około 1969 roku, po
którym rynek whisky w USA zaczął się załamywać. Jako, że destylarnie
zareagowały na te wahnięcie obniżeniem produkcji i w konsekwencji stopniowym opróżnianiem
magazynów, tak też i skończyła się dominacja Baudoinii w tym regionie. Od
niedawna jesteśmy jednak świadkami całkowitego odwrócenia trendów rynkowych i
prawdziwego whisky-boomu. Destylarnie znów pracują pełną parą, zaś magazyny na
nowo zaczęły zapełniać się beczkami pełnymi alkoholu. W konsekwencji do akcji powrócił
nasz whisky-fungus. Obecnie największy z nim problem notują trzej amerykańscy
producenci bourbon whisky z okolic Louisville: Brown-Forman Corporation, Heaven
Hill Distilleries Inc. oraz Diageo Americas Supply.
Zagrzybione pieniądze
Jakieś 2 lata temu Metro Louisville
Air Pollution Control District (APCD) zainteresował się z urzędu grzybowym
problemem, narastającym w magazynach leżakowych destylarni Stitzel-Weller
(należących do Diageo). W efekcie kontroli wspomniany urząd nakazał Diageo jak
najszybsze rozwiązanie problemu pod groźbą kary finansowej, sięgającej 10
tysięcy dolarów dziennie. Podobne nakazy miały dosięgnąć również Heaven Hill i
Brown-Forman. O całej sprawie dowiedziała się pewna kancelaria prawnicza,
specjalizująca się w pozwach cywilnych wobec dużych firm. Postanowiła ona
zrobić dobry interes na Baudoinii, reprezentując grupy niezadowolonych
obywateli, mieszkających w bezpośrednim sąsiedztwie źródeł „korozyjnego”
grzyba...."
Jeśli chcecie wiedzieć więcej o słynnym whisky-fungusie i o tym, jaki wpływ miało jego pojawienie się na powstanie takiej kolekcji bourbon whiskey, jak Orpnah Barrel, to zapraszam do najnowszego, majowego numeru miesięcznika Rynki Alkoholowe. Tam znajdziecie cały mój artykuł poświęcony małemu grzybowi Baudoinia compniacensis. Zapraszam!
Termin "Angels share" nabiera w tym momencie zupełnie innego znaczenia :-) Wychodzi na to, że Anioły muszą się podzielić swoim udziałem z grzybami :-)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, TF
I to z grzybami - nałogowcami ;)
Usuń