wtorek, 2 lipca 2013

KOD ETYKIETY 3 - CZYLI JAK WYBRAĆ DOBREGO BOURBONA I NIE PRZEPŁACIĆ

      "Witam w trzeciej odsłonie cyklu pt. „Kod etykiety…” poświęconego rozszyfrowywaniu napisów na etykietach bourbonów. Póki co mamy już za sobą odkodowanie zapisów dotyczących prawnych regulacji Kentucky Straight Bourbon Whisky. Pokrótce też nakreśliłem, jak interpretować dane dotyczące wieku interesującej nas whisky. Nieobce w treści powinny też już być takie napisy na etykietach, jak proof, unfiltered, non-chill filtered czy Bottled In Bond. Czas na kolejne wyrazy, które mogą nam w sumie wiele powiedzieć na temat oglądanej przez nas bourbon whisky.
Zapewne nie każdy z amatorów whisky zdaje sobie sprawę z tego, że większość dostępnych na sklepowych półkach butelek whisky powstała przez zmieszanie ze sobą destylatów pochodzących z dość dużej liczby beczek. Nierzadko ilość ta przekracza kilkaset sztuk. Zawartość opróżnianych beczek trafia do wielkich kadzi, w których dobrane według specyficznego klucza whisky są ze sobą mieszane. Tak powstała mikstura jest następnie testowana na okoliczność tzw. consistency czyli powtarzalności palety. Wynika to z bardzo oczywistego faktu. Bo jeśli na przykład jakiś konsument zasmakuje powiedzmy w bourbonie Evan Williams Black Label, to kupując go następnym razem (i następnym) oczekuje, że spotka się dokładnie z takimi samymi wrażeniami smakowymi, jakich doznał za pierwszym razem. I oczywiście ma prawo tego od producenta whisky wymagać. Jednak dla producenta nie jest to już takie oczywiste. Wynika to z faktu, że sezon destylacyjny sezonowi nierówny, beczka beczce, a zboża z danego roku zbożom z innego. Do tego dochodzą nieraz bardzo zmienne warunki klimatyczne podczas co najmniej kilkuletniego leżakowania beczek oraz szereg innych nieprzewidzianych zdarzeń losowych. W efekcie bardzo trudno jest tak po prostu uzyskać powtarzalność palety z roku na rok w linii konkretnego produktu. Sprawę ułatwia wówczas ilość beczek, jakie przeznacza się na zestawienie konkretnej edycji. Mówiąc wprost, im więcej beczek, tym łatwiej. Wynika to z prostej w metodzie arytmetyki. Mistrz destylacji, w zależności od potrzeb, może wówczas taką mieszankę 300-400 beczek wzbogacić o kilkanaście beczek z destylatami bardziej wyrazistymi czy starszymi tudzież odwrotnie – wszystko w ramach bezwzględnego utrzymania wspomnianej przeze mnie wyżej consistency. Niestety nie należy raczej od takich wersji, które zwyczajowo zwie się wersjami standard, zbyt wiele oczekiwać. Nie mówię absolutnie, że nie warto sobie nimi, będąc w sklepie, głowy zawracać. Nie brak w końcu na rynku i znakomitych wersji standard. Jednak prawdopodobieństwo ustrzelenia perełki w tym gronie nie należy do najwyższych. To nie koniec problemów. Otóż etykieta niestety nie zawsze pomoże nam wersję standard rozpoznać. Zwyczajowo żaden producent american whisky na etykiecie swojej wody życia w wersji standard napisu „standard” nie umieszcza. Okazuje się jednak, że nie każda whisky z etykietową pustką w tej kwestii należy do whisky standardowych. By jednak nie utrudniać (w końcu wymyśliłem ten cykl artykułów po to, by wybór ułatwiać), wszystkim tym, którzy szukają czegoś więcej niż tylko consistency, polecam zwrócić uwagę na takie napisy na etykietach bourbon whisky, jak „Small Batch” i „Single Barrel”.
Small Batch
W dosłownym tłumaczeniu small batch oznacza mały nastaw. Tu oczywiście pojawia się problem interpretacyjny wyrazu „mały” – bo w końcu określona ilość dla jednego może być jeszcze mała, ale dla innego już nie. Poza tym sformułowanie small batch w amerykańskim whisky-biznesie już dawno mocno się przewartościowało. Jeszcze na przełomie XIX i XX wieku rzeczywiście konsument miał do czynienia z produktem małego nastawu. Dziś jednak (nie licząc coraz to większej rzeszy amerykańskich mikrodestylarni) ponad 90% oferty rynkowej bourbona pochodzi ledwie z około 10 potężnych w swych mocach produkcyjnych destylarni. W takich destylarniach pojęcie małego nastawu nabiera cech oksymoronu w najczystszej postaci. Co zatem oznacza w takim przypadku sformułowanie „Small Batch” i czego możemy się po nim spodziewać? Już spieszę z odpowiedzią.
Do 1988 roku nikt oficjalnie o bourbonie w wersji small batch nie słyszał. Na półkach sklepowych królowały wersje standard, a w lokalnym obiegu z rzadka pojawiały się (z natury swej rzeczy ilościowo ograniczone) wersje okolicznościowe. Jednak w tym właśnie roku Booker Noe, ówczesny master distiller destylarni Jima Beama, zaoferował fanom gatunku kultowego już dziś bourbona Booker’s. Po jego sukcesie firma poszerzyła ofertę swoich bourbonów small batch o trzy kolejne – Baker’s, Knob Creek oraz Basil Hayden’s – całość nazywając Small Batch Collection (dostępną zresztą w Polsce). Jednak, jak się okazuje, to nie Booker’s był pierwszym oficjalnym small batchem, a niejaki Elijah Craig 12YO od Heaven Hill Distilleries, który w ręce konsumentów trafił 2 lata wcześniej, tj. w 1986 roku......”

To tylko fragment całego artykułu, będącego 3. częścią cyklu "Kod etykiety". By przeczytać całość, zapraszam rzecz jasna do najnowszego czerwcowego numeru miesięcznika Rynki Alkoholowe

1 komentarz:

  1. Ciekawe, że na etykecie Elijah Craig 12YO nie ma informacji o tym, że to small batch. Wydaje mi się że te dwa słowa mogą jedynie podnieść rangę tego świetnego bourbona w oczach konsumenta. Dowartośćiowują jego ego, a na pewno ucinają spekulacje co do tego, że to whiskey standard. Chociaż, z drugiej strony czy można spotkać blendy bourbona powiedzmy od 12 lat i więcej? Wydaje mi się, że szkockich i irlandzkich wieloletnich blendów będzie znacznie więcej?
    Pozdrowienia - TF :-)

    OdpowiedzUsuń