"Witam
w trzeciej odsłonie cyklu pt. „Kod etykiety…” poświęconego rozszyfrowywaniu
napisów na etykietach bourbonów. Póki co mamy już za sobą odkodowanie zapisów
dotyczących prawnych regulacji Kentucky Straight Bourbon Whisky. Pokrótce też
nakreśliłem, jak interpretować dane dotyczące wieku interesującej nas whisky.
Nieobce w treści powinny też już być takie napisy na etykietach, jak proof,
unfiltered, non-chill filtered czy Bottled In Bond. Czas na kolejne wyrazy,
które mogą nam w sumie wiele powiedzieć na temat oglądanej przez nas bourbon
whisky.
Zapewne nie
każdy z amatorów whisky zdaje sobie sprawę z tego, że większość dostępnych na
sklepowych półkach butelek whisky powstała przez zmieszanie ze sobą destylatów
pochodzących z dość dużej liczby beczek. Nierzadko ilość ta przekracza kilkaset
sztuk. Zawartość opróżnianych beczek trafia do wielkich kadzi, w których
dobrane według specyficznego klucza whisky są ze sobą mieszane. Tak powstała mikstura
jest następnie testowana na okoliczność tzw. consistency czyli powtarzalności
palety. Wynika to z bardzo oczywistego faktu. Bo jeśli na przykład jakiś
konsument zasmakuje powiedzmy w bourbonie Evan Williams Black Label, to kupując
go następnym razem (i następnym) oczekuje, że spotka się dokładnie z takimi
samymi wrażeniami smakowymi, jakich doznał za pierwszym razem. I oczywiście ma
prawo tego od producenta whisky wymagać. Jednak dla producenta nie jest to już
takie oczywiste. Wynika to z faktu, że sezon destylacyjny sezonowi nierówny,
beczka beczce, a zboża z danego roku zbożom z innego. Do tego dochodzą nieraz
bardzo zmienne warunki klimatyczne podczas co najmniej kilkuletniego
leżakowania beczek oraz szereg innych nieprzewidzianych zdarzeń losowych. W
efekcie bardzo trudno jest tak po prostu uzyskać powtarzalność palety z roku na
rok w linii konkretnego produktu. Sprawę ułatwia wówczas ilość beczek, jakie
przeznacza się na zestawienie konkretnej edycji. Mówiąc wprost, im więcej
beczek, tym łatwiej. Wynika to z prostej w metodzie arytmetyki. Mistrz
destylacji, w zależności od potrzeb, może wówczas taką mieszankę 300-400 beczek
wzbogacić o kilkanaście beczek z destylatami bardziej wyrazistymi czy starszymi
tudzież odwrotnie – wszystko w ramach bezwzględnego utrzymania wspomnianej
przeze mnie wyżej consistency. Niestety nie należy raczej od takich wersji,
które zwyczajowo zwie się wersjami standard, zbyt wiele oczekiwać. Nie mówię
absolutnie, że nie warto sobie nimi, będąc w sklepie, głowy zawracać. Nie brak
w końcu na rynku i znakomitych wersji standard. Jednak prawdopodobieństwo
ustrzelenia perełki w tym gronie nie należy do najwyższych. To nie koniec
problemów. Otóż etykieta niestety nie zawsze pomoże nam wersję standard
rozpoznać. Zwyczajowo żaden producent american whisky na etykiecie swojej wody
życia w wersji standard napisu „standard” nie umieszcza. Okazuje się jednak, że
nie każda whisky z etykietową pustką w tej kwestii należy do whisky
standardowych. By jednak nie utrudniać (w końcu wymyśliłem ten cykl artykułów
po to, by wybór ułatwiać), wszystkim tym, którzy szukają czegoś więcej niż
tylko consistency, polecam zwrócić uwagę na takie napisy na etykietach bourbon
whisky, jak „Small Batch” i „Single Barrel”.
Small
Batch
W dosłownym tłumaczeniu small batch oznacza mały nastaw. Tu
oczywiście pojawia się problem interpretacyjny wyrazu „mały” – bo w końcu
określona ilość dla jednego może być jeszcze mała, ale dla innego już nie. Poza
tym sformułowanie small batch w amerykańskim whisky-biznesie już dawno mocno
się przewartościowało. Jeszcze na przełomie XIX i XX wieku rzeczywiście
konsument miał do czynienia z produktem małego nastawu. Dziś jednak (nie licząc
coraz to większej rzeszy amerykańskich mikrodestylarni) ponad 90% oferty
rynkowej bourbona pochodzi ledwie z około 10 potężnych w swych mocach produkcyjnych
destylarni. W takich destylarniach pojęcie małego nastawu nabiera cech
oksymoronu w najczystszej postaci. Co zatem oznacza w takim przypadku
sformułowanie „Small Batch” i czego możemy się po nim spodziewać? Już spieszę z
odpowiedzią.
Do 1988 roku nikt oficjalnie o bourbonie w wersji small batch
nie słyszał. Na półkach sklepowych królowały wersje standard, a w lokalnym
obiegu z rzadka pojawiały się (z natury swej rzeczy ilościowo ograniczone)
wersje okolicznościowe. Jednak w tym właśnie roku Booker Noe, ówczesny master
distiller destylarni Jima Beama, zaoferował fanom gatunku kultowego już dziś
bourbona Booker’s. Po jego sukcesie firma poszerzyła ofertę swoich bourbonów
small batch o trzy kolejne – Baker’s, Knob Creek oraz Basil Hayden’s – całość
nazywając Small Batch Collection (dostępną zresztą w Polsce). Jednak, jak się
okazuje, to nie Booker’s był pierwszym oficjalnym small batchem, a niejaki
Elijah Craig 12YO od Heaven Hill Distilleries, który w ręce konsumentów trafił
2 lata wcześniej, tj. w 1986 roku......”
To tylko fragment
całego artykułu, będącego 3. częścią cyklu "Kod etykiety". By
przeczytać całość, zapraszam rzecz jasna do najnowszego czerwcowego numeru
miesięcznika Rynki
Alkoholowe.
Ciekawe, że na etykecie Elijah Craig 12YO nie ma informacji o tym, że to small batch. Wydaje mi się że te dwa słowa mogą jedynie podnieść rangę tego świetnego bourbona w oczach konsumenta. Dowartośćiowują jego ego, a na pewno ucinają spekulacje co do tego, że to whiskey standard. Chociaż, z drugiej strony czy można spotkać blendy bourbona powiedzmy od 12 lat i więcej? Wydaje mi się, że szkockich i irlandzkich wieloletnich blendów będzie znacznie więcej?
OdpowiedzUsuńPozdrowienia - TF :-)