niedziela, 28 września 2014

KOLEKCJONOWANIE WHISKY - CHWILOWA MODA CZY SPOSÓB NA ŻYCIE?

"Kolekcjonowanie whisky dla przyjemności posiadania wyjątkowych przedmiotów i dodawania do nich coraz to nowych okazów wydaje się być imperatywem wewnętrznym, któremu wielu miłośników wody życia nie jest w stanie się oprzeć. Do niedawna praktyka ta była słabo ewidencjonowania, a nawet lekceważona przez sporą rzeszę specjalistów i dziennikarzy tematu, którzy za jedyny słuszny cel nabywania butelek whisky uznawali ich otwieranie i opróżnianie. Rzecz jasna trudno zaprzeczyć temu, że whisky (jak i inny alkohol) artykułem spożywczym jest przede wszystkim. Jednak dzisiejszy gigantyczny wzrost tak pierwotnego, jak i wtórnego rynku whisky na świecie oraz zestawienia i opinie znawców tematu wyraźnie wskazują na zupełnie inne uzasadnienie bytu wielu butelek z „płynnym złotem”. Bez skrupułów więc można przypuszczać, że nadszedł oto znakomity czas dla kolekcjonerów whisky, którzy wzbogacają swoje zbiory nie tylko dla czerpania przyjemności spożywania czy li tylko posiadania, ale również dla gromadzenia cenniejszego z dnia na dzień
kapitału.
Zbieractwo czy prawdziwa pasja?
            Jeśli nie jesteś kolekcjonerem whisky, nie przejmuj się – może to na ciebie spaść w każdej chwili. Jeśli zaś jesteś kolekcjonerem, ale dopiero od niedawna, też się nie przejmuj – prawie żaden kolekcjoner whisky nie zaczynał swojej kariery zbieracza właśnie od niej. Wcześniej to były być może karty telefoniczne, puszki po piwie czy inne pudełka po zapałkach. Kolekcjonerzy whisky, to najczęściej ludzie dojrzali, z ugruntowanym doświadczeniem zawodowym i raczej nie z pustym portfelem. Do nabycia tych trzech cech z reguły potrzeba czasu, zaś samo kolekcjonowanie whisky bywa nie chwilową obsesją, a chorobą przewlekłą, trwającą nierzadko do końca życia.
            Kiedy zwykłe gromadzenie butelek w celu powiększenia zbiorów zamienia się w prawdziwą pasję? Kiedy zwykłe butelki whisky przeistaczają się w muzealne obiekty, którym ich posiadacze oddają swoistą cześć? Tak naprawdę zaczyna się to niepostrzeżenie znacznie wcześniej, niż każdy myśli i jest z pewnością czymś więcej, niż tylko przypadkową akumulacją butelek. Każda kolekcja whisky jest osobistym dziełem kolekcjonera, który zwykłym butelkom z alkoholem nadaje ponadnormatywnego, a czasem wręcz symbolicznego znaczenia. Kolekcjonowanie whisky, to przedsięwzięcie łączące w sobie najlepsze z możliwych aspekty znawstwa tematu, jak entuzjazm, przenikliwość oraz detektywistyczna umiejętność przeszukiwania rynku, połączona z bankierską oceną ryzyka. Umiejętność podejmowania szybkiej decyzji również jest tu cnotą, szczególnie w obliczu niespodziewanego cennego odkrycia (któremu towarzyszyć może znacznie przyspieszenie rytmu serca). Cechy te przydają się przy ocenie namierzonej whisky, jej pochodzenia, autentyczności i realnej wartości. Kryteria doboru w obliczu pełnych półek dobrze zaopatrzonego sklepu czy katalogu aukcyjnego są wówczas nader indywidualne. W związku z tym z reguły nie notuje się na świecie dwóch bliźniaczych kolekcji.
Kolekcjonowanie od kuchni
            Istnieje wiele teorii dotyczących prawdziwych powodów kolekcjonowania czegokolwiek. Są tacy, którzy uwielbiają moment namierzenia poszukiwanej butelki, tym bardziej, gdy dokonują jej zakupu po akceptowalnej dla nich cenie. Wówczas już sama świadomość aktu nabycia i czas oczekiwania na dostawę są niezwykle ekscytującymi aspektami kolekcjonerskiego bytu. W końcu, by tak się stało, trzeba często pokonać wiele atakujących umysł wątpliwości i ewentualnych konsekwencji (jak chociażby reakcja życiowego partnera na widok kolejnej, prawdopodobnie nienajtańszej butelki). Są też tacy, którzy kolekcjonują whisky dla osiągnięcia stanu wyższej świadomości czy innego komfortu psychicznego. Niektórzy też po prostu chcą się czymś wyróżnić w bliższym lub dalszym otoczeniu, a kolekcja ekskluzywnych whisky zdaje się być w tej kwestii nobilitująca. Zapewne realna lista powodów kolekcjonowania jest znacznie dłuższa, a powody te mogą się w konkretnych przypadkach często krzyżować.
            Jedno jest pewne – każda kolekcja whisky będzie specyficzna, oparta na partykularnych kryteriach, właściwych dla każdego kolekcjonera z osobna. Powstaną więc zapewne kolekcje whisky tylko z jednej wybranej destylarni lub z tych destylarni, które już nie istnieją. Zdarzą się również zbiory whisky o określonym wieku lub z określonej ery ich produkcji. Kolekcje whisky mogą też dotyczyć tylko miniaturek danych marek bądź wyłącznie wersji rozlewanych do glinianych dzbanków. Prawdę mówiąc tu lista również będzie długa i raczej nieskończona. Niezależnie od kryterium, jedna cecha będzie łączyć wszystkich kolekcjonerów – to owa transcendentalna moc, jaką kolekcjoner jest w stanie obdarzyć każdą butelkę whisky ze swojej kolekcji, zamieniając tym zwykły produkt spożywczy w obiekt pożądania. Pomóc temu może powiązanie danej flaszki z ważnym wydarzeniem w życiu, ze spotkaniem z mistrzem destylacji czy z prezentem na swoje 40-te urodziny.
            Te wszystkie wymienione przeze mnie aspekty kolekcjonowania z łatwością tłumaczą silne przywiązanie kolekcjonerów do swoich okazów oraz ich ogromną niechęć do wszelkich pomysłów sprzedaży zbieranych mozolnie „cudeniek” (nawet w obliczu niezłego zysku). W końcu jakaż musiałaby to być cena, by w jakikolwiek sposób zrekompensować stratę, rozumianą tu w sensie jak najbardziej niematerialnym….."
Jeśli chcesz poznać dalszą część mojego artykułu poświęconego arkanom jednej z najprężniej rozwijających się pasji kolekcjonerskich na świecie - zapraszam do najnowszego, wrześniowego wydania miesięcznika Rynki Alkoholowe
Miłej lektury!!!

8 komentarzy:

  1. Pamiętam taki jeden moment, kiedy przechodząc obok półek w markecie zauważyłem JD's single barrel z pierwszej edycji. Myślałem, że to złudzenie. Rzecz praktycznie nieosiągalna w polskich sklepach, a mnie udało się ją kupić w cenie single barrel select. To co wtedy czułem odchodząc od kasy jest nie do opisania. Wiele emocji jest też w oczekiwaniu na przesyłkę. Moi znajomi oglądają te stojące butelki, podziwiają, chociaż wiem, że nigdy nie zrozumieją tej pasji do końca. Inną sprawą jest odkrywanie nowych smaków...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale znam te odczucia - przyspieszone bicie serca, zaczerwienienie skóry i drżący głos. To wszystko są emocje, jakie towarzyszą tak odkrywaniu przykurzonych okazów, jak i ich nabywaniu - czy to w sklepie stacjonarnym czy internetowym. No i to czekanie na paczkę i jej otwieranie... rozumiem to, jak mało kto :)
      Kolekcjonowanie butelek z whisky czy smaków whisky - to rzeczywiście różne kwestie. Muszę jednak przyznać, że czasem się one przeplatają wzajemnie. Na pewno jednak nie warto otwierać każdego "ekstrasa" z byle powodu, niektóre też warto odstawić na bliżej nieokreślone "kiedyś", może "nigdy"...
      Szczególnie dotyczy to mocno zwyżkujących cenowo okazów, które potrafią w kilka miesięcy zarobić nawet kilkaset %. Wtedy przychodzi refleksja, czy może nie warto by zaczekać z odkorkowywaniem jeszcze jakiś czas.
      Wszystko to, to ciągłe dylematy kolekcjonerów tak butelek, jak i ich zawartości. Dylematów tych jest oczywiście znacznie więcej. Na szczęście jest też mnóstwo radości i mocnych przeżyć, dla których warto zagłębić się w tematykę whisky i znaleźć tam coś dla siebe.
      Trzymam kciuki i służę radą - jakby coś...

      Usuń
  2. Kolekcjonowanie bardzo ok, ale w moim przypadku wolę pić. Mam ze 4-5 flaszki, które odstawiłem dla "potomnych", ale też tylko dlatego, że znam smak tych trunków. Oczywiście zakup dziś w USA Antique po 80$ za butelkę (jeśli to możliwe;) i po roku sprzedaż za 5 razy tyle jest kuszące, ale to zostawiam handlarzom:).
    AK
    p.s. Booker's przeciekawy w smaku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyżby zatem polowanie na coś ekstra w Stanach się udało?! - mam na myśli ten uśmiech, że Antique za 80$ jest możliwy ;) - jeśli tak, to gratuluję! W Europie można o takiej cenie tylko pomarzyć, niestety...
      Bookers rzeczywiście jest ciekawy. Mnie osobiście ciężko jest go zdecydowanie przypisać do jakiejś kategorii - oczywiście mam tu na myśli wyłącznie inne bourbony niefiltrowane i nierozcieńczane, jakie do tej pory piłem. Podchodziłem do niego już kilka razy i za każdym razem odkrywałem coś nowego. Przyznam, że wciąż wolę Blantonsa Straighta, ale Bookers mimo wszystko jest w mojej czołówce.
      Chyba teraz przysadzę się na Stagga Jr, żeby powiększyć grono niefiltrowanych i nierozcieńczanych bourbonów w moim barku i zwiększyć spektrum porównawcze.

      Usuń
  3. W pełni zgadzam się z tym, że kolekcje poszczególnych osób mogą być zupełnie różne i to jest piękne!

    Mnie osobiście najwięcej satysfakcji sprawia polowanie na unikatowe a będące jeszcze w zdrowo rozsądkowej cenie okazy (o to jednak jest już trudno przy coraz to większej świadomości sprzedawców i kupujących).

    Moment oczekiwania na butelkę, a szczególnie jej rozpakowanie jest również bardzo ekscytujący.

    Odkrywanie historii danej butelki w przypadku egzemplarzy pochodzących z desylarni już nie istniejących to również bardzo wciągające i mocno edukacyjne zajęcie (chociażby ostatni porzykład z Kentucky Tavern z 1941 roku, rozszyfrowywanie kodu Pappy 15YO). Mam wrażenie, że za każdym razem odkrywam jakąś małą historię.

    Żałuję jedynie że Europa jest rynkiem wtórnym dla burbonów wobec czego pozostają nam zakupy online. W USA wystarczyłoby przygotować mapę sklepów do odwiedzenia w weekend, wycieczka samochodem do wybranych miasteczek i wracamy z kilkoma okazami w bagażniku, o których w Europie możemy jedynie pomarzyć. Ale może dzięki temu każda złowiona buteleczka smakuje jeszcze lepiej i ma dla nas o wiele większą wartość.

    Pozdrowienia,
    TF

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Europa rzeczywiście jest rynkiem wtórnym dla bourbonów - szczególnie, jeśli chodzi o flaszki z "dawnych lat". Co do edycji limitowanych, ale tych bieżących, jest kilka rynków pierwotnych, jak Anglia i z deka Niemcy. Niestety nawet wówczas rynek ten jest bardzo ubogi tak w wersje jak i ilość butelek.
      Istnieją jednak kraje (i kontynenty) poza USA, które są prawdziwymi rynkami pierwotnymi, jeśli nie dla pełnej oferty bourbonów, to dla nielicznych marek. Przykładem jest tu Wild Turkey, który znakomicie funkcjonuje np. w Australii i Japonii. Dla tych rynków powstają nawet edycje specjalne. Podobnie dział Jim Beam i Four Roses.
      Bywa też paradoksalnie i tak, że nawet USA (a więc rodzimy rynek) nie dostaje pełnej oferty bourbonów. Raz jest to ograniczona ilość stanów, do których trafiają butelki. Dwa, część edycji docelowo przeznaczana jest na rynki zagraniczne lub do międzynarodowych sieci wolnocłowych.
      Dla mnie jednak największym bólem nie jest fakt, że Europa (tu: Polska) nie jest rynkiem pierwotnym, ale że ceny w sklepach brytyjskich czy niemieckich przestały być znośne, a często bywają stanowczo za wysokie. Chyba na zawsze skończyły się czasy znakomitego bourbona w znakomitej cenie, niestety :(

      Usuń
  4. Nie wiem czy się udało. Podobno czeka mnie niespodzianka za 2 tygodnie:). Dziwi mnie jednak, że te trunki są klarowne dla oka. Wiele szkockich whisky w CS jest mętna. Tutaj nic nie pływa, wszystko czyściutkie... Na razie Blanton's Straight najlepszy jak dla mnie. Jeśli ktoś ma dystans do bourbonów i jest wyznawcą szkockiej, irlandzkiej, japońskiej etc., powinien tego skosztować i rozwieje jego wątpliwości. Elijah Barrel Proof równie doskonały, Booker's najbardziej zaskakujący,nieokiełznany w smaku. Warto napić się także: Wild Turkey Rare Breed i 101 (doskonała cena w Polsce), Maker's Mark, Elijah Craig 12yo. Ostatnio nabyłem na bezcłówce Benchmark'a i Evan'a Williams'a. Evan jak to Evan bardzo przyjemny i fajny do picia, ma wszystko. Benchmark prosty, ale baardzo intensywny ma tylko 40% a daje radę. Z tego co piłem dotychczas nie polecam tylko Jima Beama białego (Black 6 i 8 letni bardzo dobre) i podstawki Four Roses (nijakie takie).

    pozdro,
    AK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niespodzianka? No to ciekawe, co to (dasz znać, mam nadzieję). Z twojego opisu flaszek wynika wniosek, że mamy bardzo podobny gust i klasyfikujemy wymienione przez ciebie flaszki w podobny sposób. Co do Four Roses Yellow Label, to rzeczywiście jest nijaki. Przyznam, że ze straight bourbon whiskey, jakie miałem okazję próbować, ten był najgorszy - i to pod każdym względem. Po drugiej stronie lokuję Blantonsa strejta - to dla mnie prawdziwe arcydzieło i dowód na to, że wcale nie trzeba dojrzewać bourbona powyżej dekady, by powstało prawdziwe arcydzieło mistrzów. Dziękuję Buffalo Trace (a w zasadzie Age International - właścicielowi marki), że mogę obcować z tym nektarem bogów za "normalną cenę" (jak na taką edycję) i bez strachu o dostępność.
      Czekam na wieści z zakupów w USA...

      Usuń