„Istnieje jeden
wspólny mianownik dla absolutnie wszystkich rodzajów alkoholi – drożdże. To
właśnie te wszędobylskie mikroorganizmy są zdolne zamienić cukier w alkohol.
Jeśli zapewnić im dobre warunki rozwoju, drożdże będą też intensywnie się mnożyć.
Jak widać zatem, również w skali mikro alkohol i reprodukcja miewają ze sobą
wiele wspólnego. Oczywiście bez drożdży nie byłoby również whisky. Dziś zatem o
drożdżach i ich roli w produkcji whisky - bourbon whisky.
Panowie Beam czyli produkcja i reprodukcja
W przypadku american whisky drożdże automatycznie kojarzone są z jednym
nazwiskiem – Beam. Członkowie rodziny Beamów i drożdże mają ze sobą wiele
wspólnego. W jednym i drugim przypadku da się stwierdzić naturalną zdolność do
produkcji alkoholu i reprodukcji oraz przekazywania pożądanych cech następnym
pokoleniom. Brzmi to może groteskowo, ale w rzeczywistości stanowi realny wkład
w rozwój whisky-biznesu w USA.
W zasadzie wszyscy destylujący członkowie rodziny są potomkami germańskiego
osadnika Jacoba Boehma (1760-1839). Ten zaś rozpoczął dynastię bourbon-baronów
poprzez swego syna Davida i jego trzech synów – Davida, Josepha i Johna. John
(znany jako Jack) miał tylko jednego syna, który w dodatku był bezdzietny. Na
szczęście pozostali bracia w tej kwestii nie próżnowali. Każdy z nich miał po
dwóch synów, którzy oczywiście zostali destylatorami. Synami Davida byli James
(słynny Jim Beam) i Park, zaś Josepha – Minor i Joe. Choć każdy z nich pracował
w rodzinnym interesie, to Joe był tym człowiekiem, który swoją działalność
rozszerzał daleko poza własne podwórko. Po zniesieniu prohibicji w 1933 roku
każdy, kto chciał uruchomić nową destylarnię lub miał problemy z już istniejącą,
dzwonił właśnie po Joe Beama.
Współczesna produkcja drożdży jest daleko wyspecjalizowana i oparta na
naukowych podstawach. Jednak jeszcze kilkadziesiąt lat temu przygotowanie
drożdży fermentacyjnych leżało wyłącznie w gestii samych destylatorów, zaś
sztuka ta przekazywana była bezpośrednio z ojca na syna. Pomimo postępu nauki,
wielu destylatorów wciąż opierało się nowoczesności w tym względzie. Zarysowała
się z czasem dość gruba linia oddzielająca od siebie tzw. „scientific
distillers” i „practical distillers”. Panowie Beam niewątpliwie należeli do tej
drugiej grupy. Minor miał jednego syna, który został destylatorem, jednak
wspomniany Joe miał ich siedmiu. Z czasem ustaliła się zasada, według której
Joe pomagał uruchomić jakąś destylarnię, po czy zostawiał w niej jednego lub
dwóch swoich synów w roli mistrzów destylacji. Ten schemat obowiązywał w
Kentucky przez długie lata. Istniała też druga nienaruszalna zasada – do każdej
nowej destylarni Joe zabierał własne drożdże, których kultury wyhodował po raz
pierwszy w 1895 roku.
Wyhodowanie pożądanych kultur nie jest łatwe. Choć drożdże są
praktycznie wszędzie, nie wszystkie nadają się do produkcji odpowiedniego
alkoholu. Sztuką zatem było rozpoznanie i „wyłapanie” tych odpowiednich oraz
stworzenie im komfortowych warunków rozwoju. W takich warunkach drożdże
intensywnie się rozmnażają i z rzadka mutują. Obie te cechy są niezwykle
cenione przez destylatorów, gdyż wpływają bezpośrednio na ciągłość produkcji i
niezmienność produktu.
Jedną z nielicznych destylarni, w
pracy której swojego udziału nie miał Joe (lub któryś z jego synów), była
destylarnia pod Shepherdsville, kierowana przez jego kuzynów – Jima i Parka. Park
miał dwóch destylujących synów – Carla i Earla. Jeremiah (syn Jima) nie miał
dzieci, ale miała je córka Jima, Margaret. Jej synem był słynny Booker Noe.
Oczywiście Joe nie był jedynym
Beamem, który posiadł umiejętność wyhodowania stosownych drożdży. Jim i Park
również robili to znakomicie, cały czas przekazując tę umiejętność z ojca na
syna. Booker uwielbiał w swoim czasie opowiadać o tym, jak dziadek Jim hodował
swoje drożdże w wiadrze na werandzie domu w Bardstown, przyczyniając się tym do
permanentnego zasmrodzenia całego domu.
Przygotowanie drożdży
W zasadzie można wyróżnić dwa
kluczowe aspekty przygotowania od podstaw drożdży produkujących whisky. Po
pierwsze, potrzebne jest medium do wzrostu tych mikroorganizmów, tzw. zacier
drożdżowy (yeast mash). Każdy destylator przygotowuje go według własnej
indywidualnej, często podpartej rodzinną tradycją, receptury. Zacier drożdżowy
różni się od zwykłego zacieru, stosowanego do produkcji bourbon whisky (whisky
mash). W tym drugim (zgodnie z prawem) przeważa kukurydza, zaś resztę dopełnia
żyto (lub pszenica) i słód jęczmienny. W przeciwieństwie do niego yeast mash
składa się głównie ze słodu jęczmiennego, z dodatkiem odrobiny żyta lub
pszenicy, jednak nigdy kukurydzy. Do tego czasem dodaje się jeszcze chmielu (czego
nie uświadczymy w whisky mash).
Po drugie, potrzebna jest umiejętność rozpoznania zacieru drożdżowego,
w którym pozyskano pożądaną kulturę drożdży. W tym celu niezbędne wydaje się
doświadczenie przy ocenie przebiegu fermentacji whisky mash. Samo
zapoczątkowanie procesu fermentacji jest w zasadzie banalnie proste. Drożdże występują
praktycznie wszędzie wokół nas. Wystarczy wyeksponować na ich działanie
mieszankę wody i jakiegoś źródła cukrów fermentacyjnych i fermentację mamy
praktycznie zapewnioną (wie to każdy, kto zostawił na nieco dłużej jakieś
owoce, szczególnie latem). Sztuką jest więc rozpoznanie tego właściwego nastawu
(batch), czynione najczęściej poprzez ocenę zapachową, smakową czy wizualną
fermentującego zacieru.
Jedna z teorii dotyczących początków bourbon whisky głosi, iż to między
innymi dlatego Kentucky stało się ojczyzną bourbona, że w swym środowisku
posiada te pożądane przez destylatorów kultury drożdży. Ile prawdy w tej teorii,
to już inna historia. W każdym razie po stwierdzeniu, że dany nastaw spełnia
oczekiwania destylatora, ten przenosił część danego nastawu drożdżowego do
kolejnego, świeżego nastawu, w celu propagacji konkretnej kultury małych
grzybów. Czynność ta była powtarzana kilkukrotnie, aż do uzyskania odpowiedniej
ilości mikroorganizmów, mogących zapewnić ciągłość produkcji whisky w danej
destylarni….”
To jedynie fragment mojego najnowszego artykułu, jaki ukazał się właśnie na łamach październikowego numeru Rynków Alkoholowych. Do lektury całości oczywiście serdecznie zapraszam, ale już na łamy owego miesięcznika branżowego - miłej lektury!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz