sobota, 27 czerwca 2015

SINGLETON OF ... - CZYLI CIEKAWA WHISKY NA DOBRY POCZĄTEK

             "Na krajowych półkach z alkoholem, należących głównie do dużych sieci handlowych, pojawiła się kilka lat temu interesująca i stosunkowo niedroga whisky typu single malt, będąca dobrym wstępem dla wszystkich whiskowych newcomersów. To 12-letnia Singleton of Dufftown Single Malt Scotch Whisky. Wzrok młodych miłośników gatunku przyciągnie z początku zapewne ciekawy i nietuzinkowy kształt butelki, jednak inni przystaną obok tej whisky prawdopodobnie ze względu na jej nazwę – Singleton. Niejeden czytelnik spytać mnie teraz może, cóż dziwnego w tej prostej w formie nazwie, ażeby się chwilę nad nią zastanawiać? Otóż dziwnego to w sumie nic, ale za to ciekawego być może.  Zapraszam więc niniejszym do lektury poniższego tekstu nie tylko miłośników gatunku, ale i tych, którzy ewentualnie dopiero mają ochotę wejść w wielki świat whisky słodowej, u progu którego znakomicie odnajduje się właśnie whisky z logo „Singleton of…”
Początek opowieści
Wielu starszych entuzjastów szkockiej single malt whisky pamięta zapewne whisky noszącą nazwę Singleton of Auchroisk. Whisky ta ukazała się światu, jako trunek 12-letni, produkowany przez Auchroisk Distillery, należącą wówczas do Grand Metropolitan. Podobno jednym z powodów zdecydowania się na premierę tej whisky była bardzo wysoka jakość destylatów, które powstały w 1974 roku (pierwszym roku egzystencji tej destylarni ze Speyside). Jako że drugi człon nazwy tej whisky nie był specjalnie łatwy do wymówienia dla jej konsumentów (szczególnie poza granicami Szkocji), whisky ta szerokiemu gronu odbiorców znana była właśnie pod nazwą „Singleton”
Jak powszechnie wiadomo, w 1997 roku Grand Metropolitan uczynił jedną z największych fuzji w światowym whisky-biznesie, kreując tym samym Diageo – prawdziwego behemota tej sfery interesów. Niestety nie oznaczało to nic dobrego dla destylarni Auchroisk. Jeszcze tego samego roku zaprzestano sprzedaży whisky pod marką Singleton of Auchroisk. Choć sama destylarnia nieopodal Keith pracy nie przerwała, to jednak zdegradowano jej rolę do podrzędnego dostawcy destylatów dla przeróżnych blendów, będących w ofercie Diageo. Mimo to z nazwy „Singleton” całkiem nie zrezygnowano. Wyglądało to tak, jakby ktoś odłożył ją jedynie na półkę i od czasu do czasu odkurzał, by w odpowiednim momencie powołać ją do nowego życia - i to od razu w postaci trojaczków. Stało się to w 2006 roku – na rynku pojawiło się trio w dość przystępnej cenie, przeznaczone (według oficjalnych materiałów Diageo) przede wszystkim dla początkujących amatorów whisky single malt. Wspomniane trio, to: Singleton of Dufftown, Singleton of Glendullan i Singleton of Glen Ord. Jak mówi Nick Morgan z Diageo, marka Singleton kojarzyła się respondentom po prostu i przede wszystkim z single malt whisky. Fakt ten miał pomóc (i raczej pomógł) w płynnym wprowadzeniu tych produktów na światowe rynki.
Trojaczki Singleton
            Wszystkie trzy destylarnie, wybrane do zaopatrywania marki Singleton w odpowiednią whisky, są relatywnie duże i produkują whisky o stosunkowo łagodnej palecie aromatyczno-smakowej, co doceniali ostatnimi laty wyłącznie specjaliści zajmujący się w Diageo blendingiem. Destylarnie Dufftown i Glendullan zlokalizowane są w mieście Dufftown, swoistej stolicy whisky ze Speyside. Destylarnia Glen Ord z kolei mieści się około 15 mil na północny zachód od Invernes, w regionie produkcji zwanym Highlands. To właśnie w tej destylarni powstaje najbardziej zdecydowana w palecie whisky z całej wspomnianej trójki. Wart odnotowania jest również fakt, iż to właśnie w Glen Ord od 1968 roku prowadzi się również słodowanie jęczmienia (malting), co wcale normą w szkockich destylarniach whisky nie jest. Słodownia ma tu na tyle duże moce przerobowe, że zaopatruje w słód nie tylko własne kadzie, ale także te, należące do innych destylarni (będących rzecz jasna w portfelu Diageo), jak chociażby Teaninich, Clynelish czy Talisker.
            Już w trakcie kreowania koncepcji nowych whisky Singleton zdecydowano, że odrębnymi celami będą dla nich rynki Europy, Azji oraz USA, zaś inicjującą wersją będzie ta z napisem „12 years old”. I tak w 2006 roku Singleton of Glen Ord pojawił się w Azji. Również w 2006 roku Singleton of Duffotwn, początkowo obecny wyłącznie w sieciach wolnocłowych, ostatecznie zapanował na rynkach europejskich. Rok później na rynku amerykańskim pojawił się „trzeci bliźniak”, Singleton of Glendullan. Jak twierdzi Nick Morgan, głównymi elementami różnicującymi te trzy whisky są: bogactwo i słodycz ich palety. Elementy te stały się ważnymi wyznacznikami przeznaczenia poszczególnych destylatów dla konkretnych grup konsumentów. Okazało się bowiem, że konsumenci z określonych regionów świata odznaczają się nieco zróżnicowanymi preferencjami smakowymi odnośnie whisky słodowej. „Naszym zadaniem – mówi Morgan – było znalezienie takiej whisky, która wychodziłaby naprzeciw oczekiwaniom docelowej grupy konsumentów, zamieszkujących dany region oraz takiej rzecz jasna, której ilość zapewniłaby dostateczne zaopatrzenie marki w przyszłości. Przeprowadziliśmy mnóstwo badań wśród naszych konsumentów, zanim dokonaliśmy ostatecznego wyboru destylarni i jej whisky......”
Zgodnie z obietnicą, złożoną przeze mnie czytelnikom Rynków Alkoholowych jakiś czas temu, od czasu do czasu piszę nie o american whiskey, ale też o whisky z innych regionów świata. Tak też stało się i tym razem. W najnowszym numerze miesięcznika Rynki Alkoholowe piszę o szkockiej single malt whisky, znanej pod nazwą Singleton of... - łatwo namierzalnej również w naszych krajowych sklepach z alkoholoem. Postanowiłem przybliżyć czytelnikom tę markę stosunkowo ciekawej, a przy tym niedrogiej whisky ze Szkocji. Powyżej cytuję tylko fragment mojego tekstu. Do lektury całości zapraszam na łamy czerwcowego wydania Rynków. 

czwartek, 25 czerwca 2015

FOTKA "PAPPY" VAN WINKLE MA JUŻ 20 LAT!

Równo 20 lat temu, w 1995 roku, na etykiecie butelki Pappy Van Winkle's Family Reserve 20YO Bourbon Whiskey pojawiła się ta oto słynna fotka:
Przedstawia ona legendarnego Juliana Proctora "Pappy" Van Winkle, założyciela kultowej The Stitzel-Weller Distillery. Etykieta oczywiście pojawiła się w związku z premierą samej whiskey. Dane te potwierdza wnuk Pappy'ego - Julian Proctor Van Winkle III. Rzecz jasna marka bourbonów Van Winkle pojawiła się wcześniej, jednak wersja Family Reserve 20YO zawitała na rynku dwie dekady temu, by dziś stać się jednym z najbardziej pożądanych przez miłośników bourbona.
Jak zapewne wiecie, są trzy wersje bourbona Pappy Van Winkle's Family Reserve: 15YO, 20YO i 23YO - jednak to wersja 20YO była z nich pierwsza. Kilka lat po jej premierze pojawiła się wersja 23YO (obecnie jeden z najdroższych aktualnie produkowanych bourbonów, którego cena sięga nawet 6.000 dolarów). Trzeci Pappy, 15YO, dołączył do pozostałych w 2004 roku. 
Na początku zainteresowanie bourbonami Van Winklów było znikome. Właściciele sklepów z alkoholem nie raz mieli problem ze zbytem butelek w regularnej (niewygórowanej wówczas) cenie. Szczególnie dotyczyło to edycji z woskowaną szyjką. Do lat 90-tych uwielbieniem tłumów cieszył się za to Maker's Mark - do tego stopnia, że właściciel marki sprzedawał nawet puste butelki. Jednak przyszły lata 90-te XX wieku, a z nimi znaczący wzrost zainteresowania bourbonem i jego markami premium. Wśród takich marek znalazła się też marka Van Winkle. 20-letni Pappy okazał się strzałem w dziesiątkę. Apogeum uwielbienia osiągnął następnie Pappy 23-letni.
Dziś, aby kupić jakąkolwiek flaszkę z podobizną Pappy'ego, trzeba zapisać się do kolejki po... losy. Następnie w danym sklepie sprzedawca losuje szczęśliwców, którzy nabywają prawo do kupna konkretnej butelki (pisałem o tym tutaj). To, co dzieje się na rynku wtórnym, to kolejne szaleństwo - głównie cenowe. Doszło też i do tego, że szajka złodziei skradła skrzynki z butelkami Van Winkle (patrz tutaj i tutaj). Wygląda więc na to, że końca szaleństwa choroby (zwanej przeze mnie "Vanwinklozą") nie widać - jeśli ktoś chce, może sobie kupić drewnianą skrzynkę z karafką (pustą), kieliszkami i cygarem Van Winkle za jedyne... 825 dolarów czyli jakieś 3.000 zł (o czym między innymi wspominałem tutaj).

niedziela, 21 czerwca 2015

WILD TURKEY MASTER DISTILLER SELECTION 14YO

Choć w mojej kolekcji posiadam przeróżne bourbon whiskey, to nie ukrywam, że szczególne w niej miejsce mają bourbony Wild Turkey. To właśnie butelki z logo Dzikiego Indyka sprawiają, że serce potrafi zabić mi szybciej. Niedawno zabiło mi taj właśnie na widok pewnej flaszeczki, o której chcę wam co nieco teraz wspomnieć.
W 2004 roku Wild Turkey Distillery obchodziła jubileusz 50-lecia pracy swojego mistrza destylacji Jamesa "Jimmy" Cassidy'ego Russella. Z tej okazji stary mistrz dokonał osobistej selekcji beczek z 15-letnią bourbon whiskey, która ostatecznie wylądowała w butelce z napisem "Tribute". Jak się później okazało, była to pierwsza edycja ekskluzywnych bourbon whiskey z logo Wild Turkey, otwierająca kolekcję "Master Distiller Selection" (MDS). Wspomniana tu edycja Wild Turkey Tribute 15YO miała ostatecznie dwie wersje: na rynek amerykański (5.500 butelek) i na rynek japoński (9.000 butelek) - patrz tutaj.
US version
Japan version
Dwa lata później, już wyłącznie na rynek japoński, trafiła druga edycja bourbona z kolekcji Master Distiller Selection, nazwana dosłownie Wild Turkey Master Distiller Selection 14YO.
Trzecią edycję MDS rynki ujrzały w 2007 roku, kiedy to trafiła na nie bourbon whiskey, zwana Wild Turkey American Spirit 15YO. Łącznie powstało 24.000 butelek tej limitowanej edycji - patrz tutaj.
Wreszcie czwarta (póki co ostatnia) edycja MDS ujrzała światło dzienne w 2009 roku pod nazwą Wild Turkey Tradition 14YO. Łącznie powstało 30.000 butelek, z czego 24.000 trafiło na rynek amerykański, a pozostałe 16.000 na rynki światowe.
Ja chciałbym tym razem nieco rozpisać się na temat drugiej edycji z kolekcji MDS - Wild Turkey Master Distiller Selection 14YO - a to z racji tego, że właśnie wszedłem w jej posiadanie. Już samo moje polowanie na tę whiskey jest warto opowieści, ale póki co wam jej oszczędzę. W każdym razie po kilku latach prób i niepowodzeń udało się!
WT Master Distiller Selection 14YO wydestylowano wiosną 1992 roku. W beczkach, zlokalizowanych w magazynie leżakowym D (Rick #4), destylaty spędziły 14 lat - po czym stary mistrz zdecydował, że są w idealnym punkcie maturacji. W związku z tym zabutelkowano je, jedynie lekko filtrując na ciepło, z oryginalną zawartością alkoholu, jaką stwierdzono w beczkach (Barrel Proof). W tym wypadku wartość ta wyniosła 107 proof (53,5%). Łącznie powstało jedynie 6.000 butelek, z czego całość trafiła wyłącznie do Japonii. Mała ilość butelek oraz fakt, że pochłonął je w całości rynek uwielbiający długo leżakowane Dzikie Indyki sprawił, że upolowanie akurat tego Indyka w Europie, po prawie 10 latach od premiery, jest praktycznie niemożliwe.
Warta podkreślenia jest też konfekcja tej whiskey. Sama butelka kształtem przypomina tę używaną do edycji Rare Breed, jednak opatrzoną metalowym okrągłym logo, charakterystycznym dla części edycji z kolekcji MDS. Ale to nie koniec - w drewnianej skrzynce, w specjalnych przegródkach, znaleźć można dodatkowo:
- certyfikat autentyczności (na papierze czerpanym) z wszelkimi danymi dotyczącymi konkretnej (numerowanej) butelki
- kawałek dębowej klepki z beczki, w której leżakowała ta whiskey, zapakowanej do aksamitnej czarnej sakiewki z logo Wild Turkey Bourbon
- papierowa etykieta w języku japońskim, leżąca w skrzynce u podstawy butelki
Całość prezentuje się naprawdę imponująco, a jeśli smakuje co najmniej tak, jak wygląda, to uczta dla podniebienia gwarantowana. Ja w każdym razie póki co nie zamierzam tego sprawdzać - domyślacie się zapewne, dlaczego...

sobota, 20 czerwca 2015

1792 SWEET WHEAT - CZYLI DŁUGO OCZEKIWANA NOWOŚĆ MARKI 1792

W 2009 roku Sazerac (właściciel Buffalo Trace Distillery) kupił od Constellation Brands destylarnię Tom Moore (zwaną dziś Barton 1792 Distillery) wraz z zasobami whiskey i przynależnymi markami. Jedną z nich była marka premium zwana 1792 Ridgemont Reserve (wprowadzona na rynek w 2003 roku). Była to 8-letnia bourbon whiskey oparta na żytniej recepturze (obok oczywiście kukurydzy i jęczmienia). Z czasem Sazerac usunął z nazwy 1792 napis "Ridgemont Reserve", zastępując go frazą "Small Batch".
Wersja 1792 jeszcze z nazwą Ridgemont Reserve
Panowie z Sazerac niedługo po przejęciu destylarni Barton odkryli, że prowadzono w niej również destylację mniej typowego bourbona, bo opartego na pszenicy (zamiast na życie). Co ciekawe, nie było żadnych śladów intencji, jakie mogły przyświecać ówczesnym właścicielom Barton, którzy na pomysł pszenicznego bourbona wpadli - wszak Barton nie dysponował żadną marką wheated bourbona, która funkcjonowałaby na rynku. Brakowało też pomysłu ze strony Sazerac, co z owymi pszenicznymi destylatami poczynić, aż do teraz.
Wersja 1792 już z nazwą Small Batch
Oto Sazerac ogłosił wypuszczenie na rynek nowego bourbona, zwanego 1792 Sweet Wheat. Nazwa sugeruje, że jest to własnie pszeniczny bourbon - czyli taki, który w recepturze (mashbill) obok kukurydzy i jęczmienia zawiera również pszenicę (zamiast zwyczajowego żyta). Takich bourbonów na rynku nie brak, choć zawsze stanowią mniejszość (w porównaniu do bourbonów żytnich). Zaliczyć do nich można takie bourbon whiskey, jak np. Van Winkle, W.L. Weller, Old Fitzgerald czy Makers Mark.
Twórcą bourbona 1792 Sweet Wheat jest Bill Friel, mistrz destylacji Barton 1792 Distillery. Bourbon ten jest pierwszą nową odsłoną marki 1792, po wspomnianym Ridgemont Reserve, wzorem którego najnowsza edycja jest również 8-letnia. Zawartość alkoholu została w nim ustalona na 91,2 proof (45,6%), zaś cena na rynku pierwotnym -na 33$. Jak donoszą źródła z samej destylarni, w ciągu najbliższych kilku lat Sazerac planuje kolejne premiery w ramach marki 1792. Jakie to będą whiskey i czym będą się wyróżniać, tego na razie nie wiadomo.
1792 Sweet Wheat