niedziela, 31 maja 2015

BLADE AND BOW BOURBON WHISKEY WRESZCIE NA RYNKU

Zapowiadana od 3 lat przez Diageo rodzina bourbonów Blade and Bow wreszcie się objawiła i to w postaci dwóch jej członków. Są to:
1. Blade and Bow - mieszanka bourbonów żytnich i pszenicznych, 45,5%, 50$
2. Blade and Bow Aged 22 Years - mieszanka bourbonów żytnich, 46%, 150$
Jak mówią spece od marketingu w Diageo, Blade and Bow ma być hołdem dla sztuki właściwej kultowej The Stizel-Weller Distillery (S-W), będącej w rękach Diageo, a niedestylującej od 1992 roku). 
Diageo nie ukrywa, że destylaty do nowej rodziny bourbonów leżakowały właśnie w magazynach S-W w Shiveley, a część z nich nawet w tej destylarni wyprodukowano. Ostatecznie whiskey, wybrane do edycji Blade and Bow, poddano tu specyficznemu zmieszaniu wg ściśle określonego klucza. Zresztą sama postać klucza jest tu (że tak powiem) kluczowa. W końcu każda butelka Blade and Bow opatrzona jest prawdziwym kluczem, zaś same wyrazy w nazwie tych bourbonów, to nic innego, jak elementy składowe standardowych kluczy (Blade, to ta dłuższa część klucza, zaś Bow w tym przypadku, to ornamentowana rękojeść owegoż).
Diageo podkreśla, że kluczy w Blade and Bow jest 5 - każdy symbolizuje tu 5 głównych aspektów produkcji bourbon whiskey - ziarna, drożdże, fermentację, destylację i maturację. 
United Distillers, będący częścią Guinessa (Guiness i Grand Metropolitan połączyły się w 1997 roku w Diageo) zamknął operację w S-W w styczniu 1992 roku. Ostatnia destylacja wobec tego miała miejsce na przełomie 1991 i 1992 roku. Diageo wciąż jest w posiadaniu beczek z bourbonem made in S-W, jednak nie ma ich na tyle dużo, żeby użyć ich do ekskluzywnej edycji swoich whiskey. Rozwiązaniem tego problemu okazał się, sprawdzony już przez innych producentów alkoholu, system Solera. Diageo zaimplementował u siebie tzw. odmianę "five barrel" tego systemu maturacji. Polega ona na tym, że ostawia się 5-piętrową piramidę beczek z destylatami w ten sposób, że najstarsze beczki stanowią tu podstawę piramidy, a najmłodsze jej szczyt. Następnie, po określonym czasie, opróżnia się beczki do zabutelkowania - ale tylko te z dołu i tylko do połowy. Następnie na wpół opróżnione beczki dopełnia się destylatami z kolejnego piętra (również do połowy) - i tak aż do piętra nr 5 (czyli szczytu). Na końcu dolewa się do opróżnionych do połowy szczytowych beczek określone destylaty. Jak zaświadcza Diageo, w tym momencie do wypełnienia systemu solera używa się beczek z destylatami około 6-letnimi. Do edycji Blade and Bow 22YO Diageo użył beczek z podstawy systemu solera, w których leżakowały właśnie whiskey made in S-W. 
Jak wspomniałem wyżej, do każdej butelki Blade and Bow dołączony jest numerowany kluczyk (jeden z pięciu). Docelowo każdy z tych kluczy ma otwierać drzwi do... no własnie - póki co nie wiadomo do czego. Jednak, jak zapowiada Diageo, w planach jest zorganizowanie atrakcji dla biznesmenów i turystów, które miałby miejsce właśnie na terenie destylarni Stizel-Weller. I to właśnie do owych atrakcji klucze te miałby otwierać wrota ich posiadaczom. Na razie nawet oficjalna strona Blade and Bow nie ujawnia tytułów owych drzwi.
Młodszy przedstawiciel rodziny Blade and Bow (jednak bez oznaczenia wieku) zawiera destylaty pochodzące z dwóch destylarni, których z nazwy Diageo nie wymienia (jak zwykle). Jednak półoficjalne przecieki wspominają tu destylarnia oznaczone, jako:
1. znajdującą się przy 17th i Breckinridge w Louisville
2. zlokalizowana przy Wilkinson Boulevard we Frankforcie
Nawet półinteligentny naśladowca Sherlocka Holmesa przy tych danych raczej nie będzie miał tu problemów z identyfikacją tych dwóch "tajemniczych" destylarni. Pierwsza, to oczywiście Bernheim Distillery (obecnie w rękach Heaven Hill), druga zaś, to George T. Stagg Distillery (obecna Buffalo Trace). Po co te rebusy w wykonaniu Diageo, tego chyba nie wie nikt.
Ruszyła też w międzyczasie oficjalna strona Blade and Bow - kliknij tutaj, by zobaczyć jej zawartość. Poniżej prezentuję jeszcze etykiety obu wersji Blade and Bow. Zwóćcie uwagę na nazwę producenta tych bourbon whiskey - Stizel-Weller Distilling Co. - brzmi dumnie, czyż nie... ;)





środa, 27 maja 2015

WHISKY FUNGUS - CZYLI MAŁY GRZYB WIELKICH ZMIAN

„Mówiąc o whisky i jej produkcji nie sposób nie wspomnieć o jednym z kluczowych procesów, jaki czyniony jest przez destylatorów, a w zasadzie przez ich małych naturalnych sprzymierzeńców. Mowa oczywiście o fermentacji oraz o jej sprawcach czyli drożdżach. Drożdże, to jednokomórkowe grzyby (Fungi), które pozyskują energię do swoich czynności życiowych z pewnego bardzo nam przyjaznego (jak się okazało) procesu – fermentacji alkoholowej. Produktami owej fermentacji są: etanol i dwutlenek węgla. Oczywiście najbardziej pożądanym produktem, z punktu widzenia destylatora, jest etanol (alkohol etylowy), zaś najbardziej pożądanym gatunkiem drożdży niejakie Saccharomyces cerevisiae. To właśnie te małe jednokomórkowe stworzonka służą człowiekowi od tysięcy lat tak w jego działalności piwowarskiej i gorzelniczej, jak i piekarniczej (dzięki takim drożdżom rośnie przecież ciasto na chleb czy pączki). Można by zatem rolę grzybów w ujęciu gorzelniczym sprowadzić do produkcji alkoholu (tu: whisky) i już. Okazuje się jednak, że są na świecie i takie grzyby, które, choć same alkoholu nie produkują, namiętnie się nim „upajają”. Warunkiem ich egzystencji jest jednak bliskie i stałe sąsiedztwo bogatego źródła alkoholu. Grzybem tym jest niejaka Baudoinia compniacensis, zaś jej środowiskiem życia między innymi największe destylarnie whisky i ich magazyny leżakowe. I tu właśnie zaczyna się moja dzisiejsza opowieść…
Whisky Fungus
            Baudoinia compniacensis, to jednokomórkowy kolonijny grzyb z gromady workowców, raczej nieszczególnie rzucający się w oczy z perspektywy czysto przyrodniczej. Ot po prostu kolejny grzyb, który w wyglądzie i biologii z gruntu rzeczy nie odbiega od przyjętych dla tego królestwa standardów, gdyby nie pewna ciekawa jego właściwość – grzyb ten otóż do swego rozwoju potrzebuje… alkoholu. Po raz pierwszy poznano tego grzyba w XIX wieku w okolicach europejskich destylarni produkujących whisky. To właśnie z tego powodu Baudoinię nazywa się powszechnie whisky-grzybem (Whisky-Fungus).
Baudoinia rozwija się dość intensywnie w miejscach szczególnie bogatych w opary etanolu. Można by rzec, że to jedyny prawdziwy w przyrodzie „alkoholik”, który do swojego życia naprawdę potrzebuje codziennej odrobiny alkoholu. Jeśli już ją dostanie, to rozmnaża się bez opamiętania i tu właśnie zaczyna się problem. Otóż grzyb ten w zmasowanej ilości powoduje niszczenie powierzchni, na której się rozwija. Dlatego najbardziej zagrożone „korozją” ze strony czarnych w barwie nalotów Baudoinii są budynki destylarniane (na czele z magazynami leżakowymi) oraz domostwa i samochody tych, którzy na swe nieszczęście mieszkają w pobliżu takich miejsc. Wygląda więc na to, że grzyb ten jest zmorą dla wszystkich – tak dla destylatorów, jak i dla niezwiązanych bezpośrednio z whisky-biznesem sąsiadów, którym przyszło mieszkać nieopodal destylarni. Z istnienia tego grzyba może być jednak zadowolona pewna, wcale niewąska, grupa ludzi, którzy cenią sobie starą, dobrze wyleżakowaną whisky.
Louisville – amerykańska fungu-stolica
            Amerykańskim destylatorom bourbon whisky Baudoinia compniacensis jest znana od lat. Szczególnie grzyb ten uprzykrza się właścicielom destylarni i magazynów leżakowych zlokalizowanych w największym bourbonowym zagłębiu Kentucky. Mowa o mieście Louisville oraz jego najbliższej okolicy wraz z Shiveley, gdzie zlokalizowana jest kultowa The Stitzel-Weller Distillery. Choć destylarnia ta jest nieczynna od 1992 roku, to jednak wciąż Diageo (obecny właściciel) używa jej magazynów leżakowych do przetrzymywania w nich beczek ze swoją whisky.

            Baudoinia compniacensis była nieodłączną częścią najbliższego sąsiedztwa destylarni Stitzel-Weller od dnia jej powstania w 1934 roku. Sprzedaż whisky w owych czasach kwitła, a wraz z nią kwitła również jej produkcja. To w konsekwencji owocowało powszechną obecnością „trunkowego grzyba” wokół Louisville. Stan ten trwał do około 1969 roku, po którym rynek whisky w USA zaczął się załamywać. Jako, że destylarnie zareagowały na te wahnięcie obniżeniem produkcji i w konsekwencji stopniowym opróżnianiem magazynów, tak też i skończyła się dominacja Baudoinii w tym regionie. Od niedawna jesteśmy jednak świadkami całkowitego odwrócenia trendów rynkowych i prawdziwego whisky-boomu. Destylarnie znów pracują pełną parą, zaś magazyny na nowo zaczęły zapełniać się beczkami pełnymi alkoholu. W konsekwencji do akcji powrócił nasz whisky-fungus. Obecnie największy z nim problem notują trzej amerykańscy producenci bourbon whisky z okolic Louisville: Brown-Forman Corporation, Heaven Hill Distilleries Inc. oraz Diageo Americas Supply.
Zagrzybione pieniądze
            Jakieś 2 lata temu Metro Louisville Air Pollution Control District (APCD) zainteresował się z urzędu grzybowym problemem, narastającym w magazynach leżakowych destylarni Stitzel-Weller (należących do Diageo). W efekcie kontroli wspomniany urząd nakazał Diageo jak najszybsze rozwiązanie problemu pod groźbą kary finansowej, sięgającej 10 tysięcy dolarów dziennie. Podobne nakazy miały dosięgnąć również Heaven Hill i Brown-Forman. O całej sprawie dowiedziała się pewna kancelaria prawnicza, specjalizująca się w pozwach cywilnych wobec dużych firm. Postanowiła ona zrobić dobry interes na Baudoinii, reprezentując grupy niezadowolonych obywateli, mieszkających w bezpośrednim sąsiedztwie źródeł „korozyjnego” grzyba...."
Jeśli chcecie wiedzieć więcej o słynnym whisky-fungusie i o tym, jaki wpływ miało jego pojawienie się na powstanie takiej kolekcji bourbon whiskey, jak Orpnah Barrel, to zapraszam do najnowszego, majowego numeru miesięcznika Rynki Alkoholowe. Tam znajdziecie cały mój artykuł poświęcony małemu grzybowi Baudoinia compniacensis. Zapraszam!

wtorek, 26 maja 2015

WILD TURKEY MASTER'S KEEP 17YO I NIE TYLKO... - CZYLI PREMIERY WT NA SIERPIEŃ

Słynni panowie Russell - Jimmy i Eddie - z destylarni Wild Turkey szykują swoim fanom na tegoroczne lato aż 3 premiery, w tym jedną nader interesującą. Wszystkie pojawią się na rynku amerykańskim w sierpniu w cenie od 50 do 250 dolarów na rynku pierwotnym. Jako że i u nas nie brak miłośników bourbon i rye whiskey spod znaku Dzikiego Indyka, tak też z przyjemnością zaprezentuję im owe nowości. Oto one:
1. Wild Turkey Master's Keep 17YO - Przyznam, że jak przeczytałem doniesienia prasowe na temat tej bourbon whiskey, to z początku coś wydało mi się dziwne, może nawet niemożliwe. Pomyślałem, że ktoś się pomylił co najmniej. Jednak w końcu okazało się, że etykieta jest niepomylona i w dodatku mówi prawdę. O co chodzi? O dwa napisy: pierwszy mówi "barrel proof", a drugi "86,8 proof". Niby nic, ale po pierwsze - WT przyzwyczaił nas do zawartości alkoholu 101 proof (50,5%), choć ostatnio wypuścił na rynek całkiem niezłe pozycje z 91 proof (45,5%) - jednak nie poniżej (przynajmniej w ciągu ostatnich lat. Po drugie - barrel proof od WT, to poziom ok. 110-115 proof (55-57,5%) z uwago na zbliżoną do tego zawartość alkoholu w destylacie w momencie beczkowania (tzw. entry proof). Po trzecie - w typowym magazynie leżakowym w klimacie Kentucky z beczki paruje głównie woda (a nie alkohol, jak w Szkocji), co skutkuje najczęściej wzrostem proof w stosunku do wspomnianego wyżej entry proof.
W przypadku WT Master's Keep jednak połączenie słów "barrel proof" i wartości 86,8 proof skłaniało do dociekliwości. na szczęście z wyjaśnieniami pospieszył Eddie Russell, syn legendarnego już mistrza destylacji Jimmy'ego Russella. Zabeczkowane w 1996 roku destylaty trafiły otóż do zupełnie innych (niż zwykle) magazynów leżakowych, zlokalizowanych głównie na terenie destylarni w Lawrenceburgu. Przyczyna była prozaiczna - brak wolnych miejsc w standardowych magazynach. W związku z tym beczki ulokowano w ceglanych magazynach na terenie dawnej Stone Castle Distillery (znanej bardziej pod nazwą Old Crow). Eddie testował destylaty co pół roku i w pewnym momencie stwierdził, że whiskey z ceglanych magazynów dojrzewa nieco inaczej, niż zwykle - był łagodniejsza i traciła na zawartości alkoholu. Przyczyną były tu magazyny - temperatura jest w nich bardziej wyrównana w ciągu roku, cyrkulacja powietrza znikoma, zaś wilgotność ponadstandardowa. No i lokalizacja w dolinie (a nie na zwyczajowych wzgórzach). Po 6 latach leżakowania nawet metalowe obręcze beczek zaczęły rdzewieć od wilgoci. Eddie podjął wówczas decyzję (2003 rok) o przeniesieniu 100.000 beczek do innych ceglanych magazynów, jednak położonych nieco wyżej od poprzednich. W 2010 roku beczki trafiły w końcu do typowych metalowych magazynów z drewnianymi stelażami. Wreszcie, gdy destylaty osiągnęły wiek 17 lat, panowie Russell podjęli decyzję o ich zabutelkowaniu z zawartością alkoholu w momencie opróżnienia beczek (bez rozcieńczania). Okazało się wówczas, że zawartość owa, to równe 89 proof, choć entry proof wynosił w tym wypadku 107 proof (53,5%)! Po przefiltrowaniu tej bourbon whiskey na ciepło alkohol spadł w niej o kolejne 0,2 proof.
Whiskey ta będzie dostępna, jako edycja limitowana, w cenie 150$ i będzie najstarszą WT oficjalnie dostępną na rynku (oprócz wersji na rynek japoński z 2002 roku, która również miała 17 lat).
2. Russell's Reserve 1998 - To kolejna premiera szykowana przez WT na siepień i kolejna edycja limitowana. Destylaty do tej edycji RR powstały w 1998 roku i leżakowały w standardowych magazynach przez ponad 15 lat, będzie to więc najstarszy bourbon w kolekcji RR, jaki do tej pory powstał. Wyprodukowanych zostanie tylko 2.400 butelek tej whiskey w cenie 250$ za sztukę. Zawartość alkoholu ustalono tu na 104 proof (52%).
3. Russell's Reserve Rye Single Barrel - będzie to odmiana znanej fanom wersji small batch RR Rye 6YO - jednak tym razem w wersji single barrel (z pojedynczej beczki). Początkowo Eddie Russell chciał zabutelkować tę whiskey z zawartością alkoholu na poziomie 110 proof (55%), jednak ostatecznie, z uwagi na paletę tej whiskey, konsument odnajdzie w butelce 104 proof alkoholu (52%). Cena butelki na rynku USA ma wynieść 50$. RR Rye Single Barrel ma być edycją regularną, a nie limitowaną, jak opisywane wyżej dwie poprzedniczki.

niedziela, 10 maja 2015

LEGENDARNA THE STITZEL-WELLER DISTILLERY ZNÓW DESTYLUJE?

Wszystko wskazuje na to, że 30 kwietnia 2015 roku w legendarnej, nieczynnej od 1992 roku destylarni The Stitzel-Weller napełniono bourbon whiskey pierwszą od ponad 20 lat beczkę. Oto ona:
Jej napełnieniu towarzyszyło mnóstwo znanych i ważnych person. Wśród nich można było wyróżnić Toma Bulleita, którego nazwiskiem nazwano Visitor Center, znajdujący się na w budynkach kultowej destylarni. Oprócz niego imprezę zaszczycili członkowie założycielskiej rodziny Van Winkle (to słynny Julian Proctor "Pappy" Van Winkle stworzył destylarnie Stitzel-Weller) oraz dawni pracownicy destylarni, pamiętający jeszcze czasy starego "Pappy'ego".
Whiskey, która znalazła się w prezentowanej wyżej beczce, powstała w hybrydowym aparacie destylacyjnym (alembik i kolumna destylacyjne w jednym), który, według zapowiedzi włodarzy z Diageo Americas Supply, ma pracować raz w tygodniu, będąc tym samym źródłem destylatu dla jednej pełnej beczki. Oto ów aparat destylacyjny:
Póki co mashbill dla bourbon whiskey, jaka ma powstawać w Stitzel-Weller, określono na: 70% kukurydzy, 20% pszenicy oraz 10% słodu jęczmiennego. Pszenica w recepturze nie jest tu przypadkowa, jako że Pappy Van Winkle od samego początku istnienia tej destylarni nie uznawał innego bourbona, jak tylko pszeniczny (wheated bourbon). Jeszcze do końca nie wiadomo, jakie będą losy leżakowanych destylatów ze Stitzel-Weller. Biorąc jednak pod uwagę mikro-skalę produkcji, będzie to zapewne jakaś super limitowana edycja - jaka? kiedy? gdzie? i za ile? No cóż, jak zwykle czas pokaże.

poniedziałek, 4 maja 2015

WHISKEY "FARM-TO-TABLE" - CZYLI NAJNOWSZY PROJEKT BUFFALO TRACE DISTILLERY

Jesienią zeszłego roku Sazerac (właściciel Buffalo Trace Distillery) ogłosił zamiar zakupu ziemi, która miałaby powiększyć zasoby destylarni z Frankfortu. Równocześnie nie ukrywał, że ziemia ta miałaby służyć przede wszystkim uprawie własnych zbóż, używanych do produkcji bourbon i rye whiskey (czyli jęczmienia, żyta i kukurydzy). I stało się - Sazerac kupił ostatecznie 233 akry ziemi, którą właśnie powiększył o kolejne 49 akrów. W ten sposób we władaniu destylarni Buffalo Trace znajduje się obecnie 439 akrów.
Uprawa zbóż na takim terenie oczywiście nie jest w stanie całkowicie zaspokoić potrzeb tej destylarni w aspekcie produkowanej w niej whiskey. Jednak Sazerac wcale nie chce sprostać takiemu wyzwaniu. Pomysł jest nieco inny, na mniejszą (choć nie mniej interesującą) skalę. Planowane jest otóż wdrożenie kolejnego eksperymentu pod roboczą nazwą "Single Estate". Z grubsza polegać on ma na wyprodukowaniu bourbona w całości w jednym miejscu - od uprawy ziaren do zabutelkowania - czyli takiej Farm-To-Table Bourbon Whiskey. Whiskey ta ma być odrębną marką destylarni. Póki co jednak nie znana jest ani przyszłą nazwa tego bourbona, ani wiek ani inne dane, które zapewne pojawiać się będą sukcesywnie w tzw. stosownym czasie.
Jak mówi Harlen Wheatley (master distiller Buffalo Trace), plany uprawy zbóż do nowego bourbona, to tylko część pomysłów, dotyczących zagospodarowania nowo nabytych terenów. Wheatley nie zdradza jednak, czego owe inne pomysły miałyby dotyczyć. Czyżby hodowli świń czy innych krów, które można by karmić pozostałościami podestylacyjnymi? W końcu właśnie taki jest los owych pozostałości, zwanych w Kentucky "stillage" lub "spent mash" lub "stillage". Destylarnie zwyczajowo sprzedają swoje spent mash hodowcom bydła i trzody - zarówno w postaci płynnej, jak i osuszonej. Projekt typu "Farm-To-Table" powinien więc obejmować również i autorskie zagospodarowanie powstających w destylarni odpadów organicznych. Czy tak właśnie będzie, tego nie wiem, ale czas z pewnością pokaże czy mój żart (albo i nie żart) był na miejscu...