wtorek, 31 marca 2015

BACARDI PRZEJMUJE ANGEL'S ENVY!!!

Wczoraj prasa biznesowa w USA poinformowała swoich czytelników o przejęciu przez Bacardi Limited spółki Louisville Distilling Co. wraz z jej marką Angel's Envy. Nie powinno to dziwić tych, którzy mniej więcej od dwóch lat słyszeli o rozlicznych plotkach na temat sprzedaży spółki, założonej przez słynnego Lincolna Hendersona (wieloletniego mistrza destylacji Brown-Forman Distillery oraz Woodford Reserve Distillery). 
Angel's Envy, to rosnąca stale w siłę marka bourbon i rye whiskey. Jej twórcą był niedawno zmarły, a wspomniany wyżej Lincoln Henderson. Obecnie spółką i marką (po śmierci starego mistrza - o czym pisałem tutaj) zarządzał jego syn Wes Henderson. Miłośnicy american whiskey zapewne znają whiskey ze skrzydłami anioła na butelce - to Angel's Envy Bourbon Whiskey finiszowana w beczkach po porto oraz Angel's Envy Rye Whiskey finiszowana w beczkach po rumie.
Jako że spółka Louisville Distilling Co. póki co sama nie destyluje, destylaty do swoich whiskey kupuje u innych producentów. Rye whiskey pochodzi z MGP of Indiana, natomiast bourbon whiskey pochodzi z bliżej nieokreślonej destylarni z Kentucky (prawdopodobnie z Brown-Forman).
Od początku istnienia spółki mowa była o wybudowaniu własnej destylarni panów Henderson, która miała być zlokalizowana na przedmieściach Louisville, niedaleko Main Street. Plany budowy Angel's Envy Distillery ogłoszono w czerwcu 2013 roku. Destylarnia i visitor center miały być uruchomione najpóźniej pod koniec 2014 roku. Póki co jednak destylarnia nie istnieje, choć jej budynek podobno przeszedł już stosowne prace adaptacyjne.
Jak mówi Barry Kabalkin, viceprezes Bacardi Limited, Spółka Louisville Distilling Co. (wraz z Angels Share Brands i Angles Envy Portfolio) zachowa swoją niezależność operacyjną (produkcja, zatrudnienie, struktura biznesowa, dystrybucja i marketing). Bacardi planuje również dokończyć budowę Angels Envy Distillery oraz visitor center, co ma nastąpić w 2016 roku. 
Tyle na razie w tej sprawie. Przyszłość pokaże czy oddanie się pod skrzydła giganta z Bermudów przysłuży się coraz bardziej cenionej przez konsumentów mace Angel's Envy. Znając jednak historię spółek przejmowanych wcześniej przez Bacardi - należy być raczej spokojnym.

niedziela, 29 marca 2015

DEFICYT BECZEK - KOSZMARNY SEN PRODUCENTÓW WHISKY CZY REALNY PROBLEM?

„Zgodnie z prawem szkocka whisky musi dojrzewać w beczce przez okres minimum 3 lat. Szkoccy destylatorzy leżakują swoje whisky nie w nowych, ale w używanych beczkach. Okazuje się, że ponad 90% takich whisky leżakowanych jest w beczkach, w których wcześniej dojrzewała bourbon whiskey. Zrozumiałym jest zatem fakt, że jakikolwiek problem z nowymi beczkami w amerykańskim whisky-biznesie prędzej czy później może odbić się czkawką w adekwatnym biznesie na szkockich wyspach. Czy zatem ostatnie doniesienia, jakoby rzeczywiście zaistniał w USA jakiś problem z zaopatrzeniem destylarni w beczki, są realnie uzasadnione? A jeśli tak, to czy wpływ na to ma wyczerpywanie się zapasów drewna w intensywnie eksploatowanych i wycinanych lasach dębowych? Czy może chodzi o coś zupełnie  innego…
Gwoli wstępu
            W majowym numerze Rynków Alkoholowych poruszałem temat pewnej gry, jaką w ubiegłym roku podjęli między sobą dwaj najwięksi producenci Tennessee Whiskey („George kontra Jack – czyli konflikt z Johnniem w tle”) – Diageo (właściciel Casacade Distillery, w której powstaje whisky George Dickel) oraz Brown-Forman (właściciel wszystkim znanej Jack Daniel Distillery). Z grubsza chodziło o to, że Diageo chciał część swoich destylatów z Cascade leżakować w beczkach nie nowych, ale używanych. Na ten pomysł ostro zareagował Brown-Forman twierdząc, że jest to myśl z gruntu deprecjonująca ideę i uznaną jakość Tennessee whiskey. Obu graczy ostatecznie pogodziła legislatura stanu Tennessee, uchwalając prawo ściśle warunkujące najważniejsze parametry produkcji Tennessee whiskey. Uregulowany został tam również punkt dotyczący leżakowania takich whiskey, ostatecznie nakazując producentom (którzy chcą swój produkt nazwać Tennessee Whiskey) leżakować ją w nowych, wypalanych od środka dębowych beczkach (na wzór Bourbon Whiskey).
            Jednym z argumentów, jakie dla swojego pomysłu podnosił koncern Diageo, był „deficyt beczek” na rynku bednarskim. Argument ten okazuje się nie całkiem bez pokrycia. Faktem jest, że wiele małych destylarni nie tylko w Tennessee (a jest ich w USA dzisiaj ponad 200, z czego około połowa destyluje właśnie whiskey) ma poważny kłopot z zaopatrzeniem się w nowe beczki dla swoich destylatów. Przypomnę, że wynika to z odpowiedniego prawa federalnego, które stanowi, że bourbon whiskey, rye whiskey czy wheat whiskey (w rozumieniu amerykańskim) muszą być leżakowane w nowych, wypalanych od środka dębowych beczkach. Czy zatem deficyt beczek jest rzeczywiście realny i może stanowić w krótkiej perspektywie problem dla amerykańskich destylatorów (a w dłuższej  - również dla ich kolegów ze Szkocji)? A jeśli tak, to skąd się bierze i jak długo potrwa?
Drwal pilnie poszukiwany!
            W amerykańskim whiskey-biznesie, gdzie nowa beczka stanowi wymóg formalny, rzeczywiście może ona stać się obecnie towarem deficytowym. Na ten stan wpływa w sumie wiele czynników. Może to być duża ilość destylarni czy ogromny obecnie (i wciąż  rozrastający się) światowy popyt na whisky. Oba te czynniki mogą współgrać też np. z wyczerpywaniem się zasobów drewna dębowego w lasach wskutek intensywnej wycinki.
Jednak spośród wszystkich możliwych czynników jeden zdaje się być tym realnym i najważniejszym, a dla wielu również zaskakującym. Nie chodzi otóż o popyt na whisky czy o zły stan lasów dębowych. Nie chodzi nawet o produkcyjną niewydolność firm bednarskich, produkujących beczki. Chodzi tak naprawdę o drwali i firmy zajmujące się profesjonalną wycinką i transportem drewna do tartaków (no i oczywiście do interesujących nas tu firm bednarskich). Na tym rynku zapanował obecnie swoisty zator (taki logjam).
„Obszar gospodarki, odpowiedzialny za wyrąb drzew i produkcję drewna, sukcesywnie się rozwija, jednak czyni to bardzo powoli” – mówi Brad Boswell, szef Independent Stave Company (największej firmy bednarskiej w USA) – „Dzieje się tak z powodu stale rosnącego popytu na tarcicę i wyroby bednarskie. Pierwsza myśl, jaka wypełnia głowy ludzi słyszących o deficycie beczek jest taka, że prawdopodobnie wycięliśmy już większość lasów, prowadząc tym do deficytu samych dębów, ale nie w tym rzecz. Ilość amerykańskich białych dębów, nadających się do wycinki, stale wzrasta z roku na rok. – mówi dalej Boswell – „Mamy do dyspozycji naprawdę dostateczną ilość drzew. Biały dąb jest wciąż wzrastającym i stale odnawianym surowcem.” Boswell podkreśla, że firmy bednarskie stanowią z gruntu rolniczą gałąź przemysłu, wybitnie uzależnioną z tego tytułu od pogody. Ta z kolei, w kluczowym dla wycinki drewna w 2013 roku, była szczególnie niesprzyjająca. Boswell twierdzi, że przemysł bednarski wciąż dysponuje olbrzymimi możliwościami produkcji nowych beczek, zatem nie w tym tkwi problem.
Niezbędna podróż w czasie
            Niezależnie od różnych kontekstów, przykładanych do palety przyczyn deficytu nowych beczek na rynku American Whiskey, jedna wydaje się pierwotna i niezależna od pozostałych – to wymóg formalny, jaki amerykańskie prawo stawia producentom whiskey, w tym głównie bourbon whiskey. By to zrozumieć, cofniemy się nieco w czasie.
Bourbon jest gatunkiem whiskey, po raz pierwszy uregulowanym w prawie 30 czerwca 1906 roku. Stanowiły go zapisy tzw. Pure Food & Drug Act. Kolejne doprecyzowanie definicji bourbon whiskey nastąpiło 3 lata później, 27 grudnia 1909 roku w wyniku tzw. Taft Decision. W efekcie wspomnianych ruchów legislacyjnych dojrzewanie tzw. straight whiskey stało się obowiązkowym aspektem jej produkcji. O nowej beczce w tym względzie póki co jednak mowy nie było. Mimo to wśród amerykańskich destylatorów znaleźli się tacy, którzy wierzyli w to, że nie używana beczka, a nowa powinna być standardem. Wśród nich był Edmund H. Taylor – prawdziwy innowator i znawca tematu. Twierdził on otóż, że nowa beczka stanowi istotny element produkcji wysokiej jakości bourbon whiskey.
Po zniesieniu narodowej prohibicji (1920-1933) w USA nastąpił prawdziwy boom produkcji alkoholu (w tym głównie whiskey). Wobec ogromnego popytu normą (i jedynym ekonomicznym wyjściem dla wielu) było leżakowanie destylatów w beczkach używanych (czytaj: tańszych). W tym czasie użycie beczek nowych stanowiło istotną mniejszość. Wielu poważnych destylatorów taki trend zaczynał stanowczo niepokoić. Podobne niepokoje (choć z innych względów) odczuwali też bednarze i pracownicy przemysłu leśnego. Podzielali oni w całej rozciągłości opinie destylatorów o potrzebie ochrony wysokiej jakości straight whiskey (jak też i własnych miejsc pracy). Koalicyjne lobby doprowadziło w końcu do stosownych zmian w prawie. Zgodnie z jego nowymi zapisami każda whiskey, wyprodukowana po 1 lipca 1936 roku, która pretenduje do miana straight whiskey, musi leżakować przez okres minimum 2 lat w nowych, wypalanych od środka dębowych naczyniach (tu: beczkach). Powyższe prawo odnośnie straight whiskey obowiązuje niezmiennie do dziś....”
            To tylko fragment mojego najnowszego artykułu, poświęconego w całości problemowi deficytu beczek na rynku whisky. Zapraszam do lektury całości, którą znajdziecie w najnowszym, marcowym wydaniu miesięcznika Rynki Alkoholowe

sobota, 28 marca 2015

NEWSY ZE ŚWIATA AMERICAN WHISKEY

1. Diageo ogłosił powrót marki I.W. Harper na łono ojczyzny. Przypomnę, że ta słynna marka bourbon whiskey dostępna była od ponad 20 lat wyłącznie na rynkach międzynarodowych, głównie w Japonii. W USA dostępne już wkrótce (podobno jeszcze w marcu) będą dwie wersje tej marki: standardowy I.W. Harper NAS (czyli bez oznaczania wieku) oraz limitowany I.W. Harper 15YO. Pierwszy z nich będzie butelkowany z zawartością alkoholu 82 proof (41%), natomiast drugi - 86 proof (43%). Jak mówi Diageo American Whiskey Ambassador Doug Kragel - część destylatów do wersji 15YO pochodzi jeszcze z tzw. new Bernheim Distillery w Louisville (czyli z destylarni wybudowanej w 1992 roku bez mała w miejscu zburzonej oryginalnej Bernheim Distillery, a sprzedanej w 1999 roku Heaven Hill Distilleries, która produkuje tam swoje whiskey do dziś). Niestety źródeł pozostałych destylatów do tej wersji Kragel nie ujawnia (jak to zwykle w Diageo). Wiadomo jednak, że w ciągu ostatnich lat Diageo zaopatrywał się w destylaty w Four Roses, Jim Beam, Brown-Forman i Barton. W ramach akcji promocyjnej do najważniejszych publicystów i znawców tematu whisky trafiły właśnie próbki obu wersji I.W. Harpera w eleganckim kuferku (patrz niżej):
2. Brown-Forman 1 maja będzie miał nowego prezydenta marki Old Forester. Zostanie nim Campbell Brown - reprezentant 5-go pokolenia rodziny Brown, której pierwszym przedstawicielem był fundator firmy George Garvin Brown - twórca marki Old Forester. Nowy szef ma wpisać się w kampanię odbudowania utraconej znaczącej roli marki Old Forester na rynku american whisky. Korporacja chce przeznaczyć na ten cel co najmniej 50 mln $. 
30 mln $ ma być wydane na nową Old Forester Distillery, która pod koniec 2016 roku ma rozpocząć pracę przy słynnej Whiskey Row w Louisville. Kolejne 20 mln $ B-F przeznaczy na kampanię samej marki Old Forester, która ostatnio wzbogaciła się o wersję Old Forester 1870 Original Batch.

3. Beam-Suntory ogłosił właśnie premierę dwóch kolejnych edycji whiskey ze swojej kolekcji Jim Beam Harvest Bourbon Collection (która stanowi pewnego rodzaju podmarkę w obrębie Jim Beam Signature Craft Series). Tym razem będą to 11-letnie bourbon whiskey JB High Rye oraz JB Rolled Oat. Według zapewnień przedstawiciela Beam-Suntory, wspomniany JB High Rye nie będzie po prostu 11-letnim bourbonem Old Grand-Dad (jak wiadomo, to właśnie ten bourbon Beama zwany jest powszechnie High Rye ze względu na swoją stosunkowo dużą zawartość żyta w recepturze). Choć Beam-Suntory skrzętnie ukrywa swoje receptury przed publicznością, to nie od dziś wiadomo, że standardowy mashbill jima Beama, to 75% kukurydzy, 15% żyta oraz 10% słodu jęczmiennego zaś mashbill dla OGD, to odpowiednio 60%, 30% i 10%. W najnowszym JB High Rye podobno żyta ma być jeszcze więcej (niż 30%). 
Ponadto Beam-Suntory rozpoczął niedawno prace nad budową tzw. Jim Beam Urban Stillhouse. Inwestycja ma mieć miejsce w Four Street Live w Louisville, Ky. Ku końcowi zmierzają też prace budowlane nowego centrum dystrybucyjnego we Frankforcie, Ky.
4. Glenmore Distillery (historyczna destylarnia, będąca dziś w rękach Sazerac Company, jako magazyn i butelkownia), zlokalizowana w Owensboro, Ky, odświeżyła niedawno swoje oblicze. Kosztowało to Sazeraca podobno 45 mln $. W ramach przedsięwzięcia zorganizowano tam duże centrum dystrybucyjne.
5. Castle Brands, właściciel marki Jefferson's, planuje kupno dużej działki pod budowę własnego magazynu leżakowego. Póki co wszystkie whiskey z logo Jefferson's leżakują w magazynach innych firm i destylarni.
6. Woodford Reserve Distillery planuje wydać 1,5 mln $ na renowację swojego visitor center (i to po niedawnym poświęceniu 36 mln $ na podniesienie mocy produkcyjnych samej destylarni poprzez zakup 3 kolejnych alembików, dodatkowej linii butelkującej oraz wybudowanie trzech magazynów leżakowych).
7. Bulleit Distilling Co., spółka należąca do Diageo, uruchomiła właśnie mały aparat destylacyjny w swoim nowiutkim Bulleit Frontier Whiskey Expirience (o którym pisałem tutaj), znajdującym się na terenie nieczynnej The Stitzel-Weller Distillery (będącej w rękach Diageo). Aparat ten ma produkować około 1 beczki destylatu tygodniowo. Owa mikro-destylarnia ma być zaprezentowana zwiedzającym 2 maja podczas Derby Day i jednocześnie podczas obchodów 80-tej rocznicy powstania The Stitzel-Weller Distillery.
Oczywiście cały czas trwa budowa najnowszej destylarni american whiskey, która ma się nazywać (przynajmniej na razie) Bulleit Distillery (o czym pisałem tutaj). Inwestycja ma kosztować w sumie około 115 mln $. Póki co właśnie stanął jeden magazyn leżakowy, do którego właśnie przewożone są beczki z destylatami, leżakujące do tej pory w magazynach Stitzel-Weller w Shiveley. Magazyny te są sukcesywnie opróżnianie przez Diageo z powodu nadmiernego rozrostu standardowego dla magazynów whiskey w Kentucky grzyba Baudoinia copniacensis. Kara za nieoczyszczenie magazynów z tego nalotu (patrz poniżej) może kosztować Diageo 10 tys. $ dziennie. By przeprowadzić tego typu chemiczną operację, trzeba najpierw owe magazyny opróżnić z beczek z whiskey. Stąd prawdopodobnie pomysł Diageo na kolekcję Orphan Barrel (patrz tutaj) oraz powrót marki I.W. Harper do USA.
To tyle wieści na dziś. Oczywiście cały czas śledzę dla was rynek american whiskey i dam znać, jak tylko coś nowego się na nim pojawi - czyli zapewne już niedługo.

środa, 18 marca 2015

WILD TURKEY - CZYLI Z INDYKIEM W SEZON GRILLOWY

Na temat Wild Turkey Bourbon Whiskey pisałem na moim blogu wielokrotnie. To marka american whiskey, która z wielu powodów jest wdzięcznym, ale i zasłużonym tematem do dyskusji i degustacji (to drugie przede wszystkim). Do zeszłego roku na półkach polskich sklepów sieciowych (a i pomniejszych sklepików z koncesją na sprzedaż alkoholu) królowały w zasadzie tylko dwie marki whiskey z USA - Jack Daniels i Jim Beam oczywiście. Tu i ówdzie starał się stawać obok nich bourbon Four Roses i.. w zasadzie niewiele więcej.
Jim i Jack, Jack i Jim - trochę stawało się to nudne i pokazywało, jak niespecjalnie poważnie traktują nasz rodzimy rynek producenci whiskey zza oceanu. Tym bardziej miło było na półkach ujrzeć wreszcie trzecią (nie licząc mimo wszystko sporadycznej Four Roses) markę bourbona - i to nie byle jaką - Wild Turkey. Pisałem o tym w grudniu zeszłego roku, tuż przed świętami (patrz: tutaj).
Dziś z łatwością i za naprawdę przyzwoitą cenę praktycznie każdy amator bourbona jest w stanie nabyć butelkę z Dzikim Indykiem na etykiecie. Królują dwie wersje - 81 i 101. Szczególnie intensywnie CEDC (polski dystrybutor marki WT) promuje wersję WT81, będącą najnowszą propozycją destylarni z Lawrenceburga, Ky. Według twórcy tego bourbona (Eddie'go Russella, syna słynnego Jimmy'ego) wersja WT81 znakomicie nadaje się do drinków na bazie bourbon whiskey, jak również do urozmaicania niezobowiązujących spotkań towarzyskich w gronie znajomych i przyjaciół. 
W tym roku, zapewne by ubarwić tego typu spotkania, Wild Turkey przygotował coś zupełnie innego, niż swoją whiskey. Tym razem chodzi o... płytę CD! Jest to płyta muzyczna z 17 utworami, stanowiącymi klasykę amerykańskiej muzyki i jej twórców. Całość sygnowana oczywiście wizerunkiem marki Wild Turkey. Jest to nie tylko gratka dla miłośników muzyki zatem, ale i dla kolekcjonerów, szczególnie tych, którzy upodobali sobie whiskey spod znaki Dzikiego Indyka.
Oto, co do powiedzenia na temat tej wyjątkowej propozycji mówi jej dystrybutor:
"Wild Turkey Bourbon od lat wzbogaca imprezy nie tylko swoim smakiem. Jak na gwiazdę przystało, Dziki Indyk podbija scenę kulturalną i jest bohaterem niejednego epickiego utworu i filmu. O nim niepokorne teksty pisali m.in.: Muse, ZZ Top czy Cowboy Junkies. Wraz z kultową muzyką z filmów Quentina Tarantino pokazują one prawdziwe męskie legendy. Mężczyzn pewnych siebie, niepokornych oraz dążących do realizacji własnych pragnień. Nie lada zachęta do tworzenia nieokiełznanych wspomnień."


Pozostaje mi tylko życzyć niezapomnianych wrażeń wszystkim tym, którzy obcować będą z whiskey Wild Turkey oraz ze specjalnie do tego celu dobraną kompozycją utworów.

wtorek, 10 marca 2015

JOHN LUNN ODCHODZI Z GEORGE A. DICKEL & Co.

Właśnie się dowiedziałem, że Diageo (właściciel spółki George A. Dickel & Co.) ogłosił odejście swego mistrza destylacji Johna Lunna z dniem 13 marca br. Jak dalej streszcza ten fakt Diageo, Lunn uczynił to ze względu na "fascynujące możliwości poza spółką".
Przypomnę, że 45-letni John Lunn pracował dla spółki 11 lat i był mistrzem destylacji w Cascade Distillery, w której powstaje George Dickel Tennessee Whisky. John Lunn zastąpił na tym stanowisku zasłużonego dla spółki Dave'a Backusa. Co ciekawe, w najnowszym 12-stronicowym artykule nt. destylarni i whisky George Dickel w magazynie Whisky Advocate, Diageo nie prezentuje sylwetki Lunna, a jedynie wspomina o nim w jednym z ostatnich akapitów. Za to więcej miejsca poświęca się tam niejakiej Allisse Henley - do tej pory nikomu nieznanej pracownicy destylarni z Tullahomy, Tenn. Wygląda na to, że osoba ta właśnie zajęta jest szukaniem zastępstwa dla Lunna. Kto wie, może w tych poszukiwaniach odnajdzie... samą siebie. Zapewne sytuacja wyjaśni się niedługo. Zresztą nie tylko w Cascade Distillery Diageo ma problem z obsadzeniem stanowiska master distillera. To samo poszukiwanie dotyczy nowo budowanej przez Diageo Bulleit Distillery w hrabstwie Shelby, która ma rozpocząć produkcje pod koniec przyszłego roku. Kto tam będzie mistrzem destylacji? Zapewne i to wkrótce się wyjaśni...
                                                                                                John Lunn

niedziela, 1 marca 2015

DISTILLER'S MASTERPIECE - ARCYDZIEŁO POTRZEBY, ZNANEJ MATKI WYNALAZKÓW

„W 1997 roku, kiedy to wiek XX nieuchronnie zmierzał ku swemu końcowi, pewien mistrz destylacji i prawdziwy guru świata bourbon whiskey wpadł na dość szalony, jak na ówczesne czasy, pomysł. Postanowił on poddać swoją bourbon whiskey dodatkowemu leżakowaniu w beczkach, w których wcześniej leżakował zupełnie inny alkohol. Pomysł ten tym bardziej zbliżał się ku granicom rozsądku, jako że finiszowaniu miał być poddany nie młody kilkuletni bourbon, ale poważnie posunięty w czasie destylat 16-letni. Jak się później okazało, był to przełomowy moment w historii american whiskey, którego źródeł należy doszukiwać się tak naprawdę w azjatyckim kryzysie finansowym z początku lat 90-tych.
Co to za bourbon? Kim był mistrz, który go stworzył? I o co chodzi z tym kryzysem? Na te pytania odpowiem poniżej, a i nieco jeszcze dołożę…
Zacznijmy od wieku
            Aspekt dotyczący wieku whiskey jest o tyle istotny, że bourbon w Kentucky dojrzewa znacznie szybciej w porównaniu do whisky leżakowanej na przykład w Szkocji, i to co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, do leżakowania używana tu jest najczęściej beczka nowa (a nie używana). Taka beczka oferuje destylatowi pełnię swego bogactwa chemicznego, na czele z taninami, alkaloidami, garbnikami oraz szeregiem elementów cukrowych (zawartych w dębowym drewnie beczki). Stąd nasycanie się destylatu wspomnianymi komponentami w przypadku bourbon whiskey jest dość intensywne. Po drugie, klimat Kentucky, w porównaniu do szkockich chłodnych i wilgotnych Highlands, jest znacznie bardziej suchy i gorący. Jako że jednak Kentucky niepozbawione jest zimy, wahania temperatur i wilgotności w skali roku są tu znaczne. To sprawia, że (przy pewnym uproszczeniu sprawy) bourbon whiskey dojrzewa szacunkowo 2-3 razy szybciej od maltów ze Szkocji. Zatem finiszowanie 16-letniej (czytaj: dojrzałej) bourbon whiskey niosło za sobą niebezpieczeństwo bezwarunkowego zdominowania jej palety przez wytrawne akcenty „bourbonowe”, pomimo implementacji „koniakowych” niuansów rodem z drewna francuskiej beczki.
Tym ryzykującym nadszarpnięciem reputacji mistrzem destylacji okazał się słynny do dziś Booker Noe z James B. Beam Distilling Co., który kilkanaście lat wcześniej (w 1988 roku) zasłynął z wprowadzenia po raz pierwszy na rynek bourbon whiskey niefiltrowanej i nierozcieńczanej (Booker’s), będącej pierwszą zdefiniowaną small batch american whiskey. Wspomnę tu tylko, że „mały nastaw” realnie oznacza tu zestawienie whiskey z ograniczonej liczby specjalnie wyselekcjonowanych i jednocześnie najlepszych beczek danej destylarni. Booker’s Bourbon okazał się na tyle dużym hitem, że właściciele marki Jim Beam szybko postarali się o towarzystwo dla niego w postaci bourbonów Baker’s, Basil Haiden’s i Knob Creek. Tak powstała ekskluzywna i święcąca do dziś triumfy rynkowe Small Batch Collection.
Distillers Masterpiece Cognac Finish 18YO
            Wróćmy jednak do interesującego nas bourbona. W 1999 roku światło dzienne ujrzał produkt niespotykany dotychczas na amerykańskim rynku whiskey. Był to Distillers Masterpiece Cognac Finish 18YO, będący obecnie jednym z najdroższych i najtrudniej dostępnych bourbonów na świecie.
Historia jego powstania jest dość dziwna i nieco „zakręcona”. Jak mówi syn Bookera Noe – Fred (obecny mistrz destylacji James B. Beam Distilling Co.), wszystko zaczęło się od znacznego wzrostu zainteresowania whisky i jej destylacją w krajach azjatyckich na początku lat 80-tych ubiegłego wieku. Jeden z tamtejszych raczkujących destylatorów postanowił kupić pewną liczbę beczek z bourbon whiskey. Sprzedawcą okazała się destylarnia Beamów i w ten sposób bliżej nieokreślona liczbowo partia beczek, wypełnionych leżakującym bourbonem, wyruszyła w podróż do równie bliżej niokreślonego państwa w południowo-wschodniej Azji. W sumie nic specjalnego się nie wydarzyło. Jednak w latach 90-tych tamtejszy region dosięgnął kryzys fiskalny, którego echa dotarły ze znaczną siłą również do lokalnych producentów whisky. W obliczu zaistniałej sytuacji ówczesny nabywca beczek z bourbonem od Beama postanowił odsprzedać je dawnemu właścicielowi. W ten sposób Booker Noe, chcąc nie chcąc, znalazł się w posiadaniu beczek z własnym bourbonem, którego wiek w tym momencie dobijał do 16 lat. Testy przywróconych do macierzy destylatów wykazały zdominowanie ich palety przez akcenty dębowe, co wg Bookera Noe, wpływało na nie dyskwalifikująco. I to właśnie wówczas w głowie starego mistrza zrodził się iście diabelski plan (na tle bardzo konserwatywnego biznesu bourbonowego końca XX wieku, niechętnego wszelkim innowacjom). Postanowił on otóż poddać je finiszowemu leżakowaniu (jak się okazało, 2-letniemu) w beczkach po… koniaku.
Ostatecznie w kreacji nowatorskiego bourbona pomógł Alain Royer, ówczesny master blender w domu koniakowym Fussigny. W momencie rozpoczęcia współpracy z Bookerem Noe, Alain Royer był już uznanym autorytetem w świecie twórców koniaków i trzeba przyznać, że uchodził tam za przodującego innowatora. Royer zawdzięczał to między innymi autorskiej linii koniaków Cigar Blend oraz eksperymentom, jakie czynił z dojrzewaniem koniaków w wypalanych od środka beczkach, co raczej stało w opozycji wobec tradycjonalistów z innych piwnic.
            Distillers Masterpiece finiszowany w beczkach po koniaku stał się prawdziwym arcydziełem sukcesu rynkowego. Pomimo kosmicznej wówczas ceny 250$ za butelkę jego 5000 indywidualnie numerowanych flaszek rozeszło się w mgnieniu oka (liczba butelek jest tu tylko szacunkowa, ponieważ producent nigdy oficjalnie realnej ilości tej jednorazowej limitowanej edycji nie podał). Efekt amerykańsko-francuskiej kolaboracji zachwycił znawców tematu dojrzałością palety i mistrzowskim zbalansowaniem typowych tonów wyleżakowanego bourbona z subtelnymi akcentami beczki po koniaku. W efekcie Distillers Masterpiece Cognac Finish 18YO stał się drugą bourbon whiskey w historii amerykańskiej sztuki destylacyjnej, która otrzymała 5 gwiazdek od Paula Paculta z „The Spirit Journal” (tuż po kultowym już bourbonie A.H. Hirsh Reserve 16YO). Dodatkowym atutem produktu jest też sama forma jego konfekcjonowania. Przepięknych kształtów karafka (wykonana we Francji na zamówienie, w cenie 80$ za sztukę), opatrzona sygnaturami obydwu swych kreatorów, skrywa trunek o zawartości alkoholu 99 proof (49,5%), sama będąc zamknięta w stylizowanym kuferku z dwojgiem otwieranych wrót. Dziś whiskey ta stanowi nie lada gratkę dla kolekcjonerów, wykazując sukcesywny progres swej wartości rynkowe.....”
Znów trochę późno (już wcześniej mi się to zdarzało), ale jak zawsze serdecznie zapraszam do przeczytania całego mojego artykułu, poświęconego trojaczkom z kolekcji Distiller's Masterpiece od Jima Beama. Znajduje się on w najnowszym, lutowym wydaniu miesięcznika Rynki Alkoholowe - pisma od 20 lat traktującego o branży alkoholowej i jej wytworach. Miłej lektury!